Efektowna reprezentacja Belgii z kolejnymi trzema punktami mundialu. Faworyt grupy G tym razem z łatwością ograł Tunezję. W wygranym 5:2 spotkaniu błysnęli Romelu Lukaku i Eden Hazard.
Belgowie rozpoczęli turniej od zwycięstwa 3:0 z Panamą. Dość łatwego, choć na wszystkie gole kazali czekać do drugiej połowy. Tym razem nerwy swoich kibiców oszczędzili. Losy meczu rozstrzygnęli już przed przerwą. Tunezyjczycy im pomagali. Grali odważnie i przy tym niefrasobliwie w obronie.
Bohaterów dwóch
Czerwone Diabły mają w składzie wielu wspaniałych zawodników, ale do tej pory ponad resztę zdecydowanie wybijają się dwaj. Gdyby nie Eden Hazard i Romelu Lukaku, w sobotę zapewne do tak efektownego zwycięstwa Belgów by nie doszło.
Worek z bramkami rozwiązał ten pierwszy, i to już w siódmej minucie. Wykorzystał rzut karny, który sam chwilę wcześniej wypracował. Faul na pomocniku Chelsea nie był ostatnim błędem tunezyjskich piłkarzy, którzy musieli zdecydowanie postawić na ofensywę.
Taka gra Belgom pasowała. W ataku pozycyjnym nie radzili sobie tak, jak wszyscy od nich tego oczekiwali. Rywale pomylili się szybko. Po stracie w środku pola na bramkę Tunezji poszedł kolejny atak. Przed bramkarzem sam znalazł się Lukaku, który w takich sytuacjach myli się rzadko.
Radość faworyta trwała krótko. Minęło dokładnie 109 sekund i Tunezyjczycy złapali kontakt. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego z gola cieszył się Dylan Bronn.
Czerwone Diabły znów musiały się zmobilizować. Sytuacji nie brakowało. Koledzy zaczęli szukać prostopadłymi podaniami Lukaku. W dwóch sytuacjach snajper Manchesteru United okazał się wolniejszy od bramkarza, za trzecim, w końcu dopadł do piłki i trafił.
Tunezyjczycy nie stracili wiary, drugą połowę zaczęli jeszcze odważniej. Gdy wydawało się, że defensywa Belgów jest do złamania, na ziemię sprowadził ich Hazard. Bramkę numer cztery zdobył już kilka minut po przerwie.
Mógł być pogrom
Kilkanaście minut później na boisku nie było już ani jego, ani Lukaku. Obie swoje gwiazdy selekcjoner postanowił zapewne oszczędzać na starcie z Anglikami, zapewne decydujące o pierwszym miejscu w grupie.
W ataku szanse dostał Michy Batshuayi, który mógł sprawić, że spotkanie zakończy się dla Tunezyjczyków katastrofą. Sytuacje miał cztery, wykorzystał tylko jedną, raz trafiając w poprzeczkę. Na dodatek, już w doliczonym czasie gry, rozmiary porażki zmniejszył Wahbi Khazri.
Autor: goszu / Źródło: sport.tvn24.pl