- Adriana nie trzeba motywować do pracy, on sam jest wystarczająco zmotywowany - mówił w TVN24 trener kadry sztangistów Mirosław Choroś. Przyznał, że liczył na medal, ale do końca nie było wiadomo, czy Zieliński sięgnie po złoto.
Jak zaznaczył Choroś, poprzeczka w konkursie ustawiona była bardzo wysoko. - Czekaliśmy do końca, nie wiedzieliśmy, czy któryś z zawodników nie odbierze nam złota - powiedział.
Przyznał, że do konkursu Zieliński musiał zrzucić wagę (startuje też w kategorii do 90 kg), ale nie było z tym kłopotu.
Jak dodał, Adrian był bardzo zmotywowany przed igrzyskami. - Wiedział, że walczy z najlepszymi i chciał walczyć. Nasza rola była pod tym względem minimalna - podkreślił.
Następca Baszanowskiego Obecny w Londynie prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów Zygmunt Wasiela również przyznał, że emocje były bardzo duże. Według niego, wynik Zielińskiego to zasługa zarówno samego zawodnika, jak i jego trenerów - poprzednich i obecnego. - Liczyliśmy na medal, ale walka była do końca. Wygrała strategia, to, że Adrian konsekwentnie realizował założony plan - powiedział. Przypomniał, że złoto Zielińskiego to przełom po 40 latach bez medali. Ostatni był Waldemar Baszanowski, który wywalczył złoto w 1968 roku. Wasiela był jedną z osób, które dekorowały zwycięzców po konkursie. - Adrian cieszył się, chociaż w pierwszej chwili sukces do niego nie docierał. Wierzył w medal, ale nie wiedział, po który sięgnie. Złoto to chluba dla niego samego, dla kraju i dla Mroczy - podsumował.
Autor: jk / Źródło: tvn24