Legia Warszawa jest w tym sezonie jedną z najbardziej eksploatowanych drużyn Europy. Ryszard Szul, były fizlolog mistrzów Polski, przyznał jednak w rozmowie z portalem ekstraklasa.tv, że to nie natężenie meczów wpływa na słabą postawę stołecznych.
Podopieczni Jana Urbana rozegrali w tym sezonie aż 27 spotkań w 117 dni, co jest jednym z najwyższych wyników w Europie. Niektórzy eksperci właśnie w tym upatrują przyczyn gorszej postawy Legii w ostatnich meczach. Mistrzowie Polski katastrofalnie prezentują się w Lidze Europy, nie mając na koncie ani punktu, ani zdobytej bramki, a i ostatnie ligowe starcie z Widzewem w ich wykonaniu nie zachwyciło. Winni działacze, nie trenerzy Ryszard Szul, ceniony fizjolog, współpracujący niegdyś z warszawską Legią, przyznał w rozmowie z portalem ekstraklasa.tv, że winić należy jednak nie kalendarz rozgrywek czy trenerów, ale... klubowych działaczy. - 27 meczów w 117 dni daje średnio jedno spotkanie na ponad 4 doby. W takim czasie można się w pełni zregenerować, jeżeli tylko ma się odpowiednią wydolność. Legia dysponuje teraz zawodnikami o dużo słabszej wydolności, bo ci, którzy potrafią wytrzymać trudy grania co 3-4 dni, są co roku sprzedawani. To nie jest wina Jana Urbana czy klubowych fizjologów, że w Legii nie ma Borysiuka i Rybusa, a jest na przykład Helio Pinto, którego na Zachodzie nie chcieli także z powodu kiepskiej wydolności. To jest po prostu wina działaczy i polityki transferowej klubu - wyjaśnia Szul. Nic się nie poprawi Szul nie ma dla fanów Legii optymistycznych wieści. Wydolność jest bowiem cechą, której nie da się wytrenować. - Jest to cecha wrodzona, nie da się sprawić, by piłkarz znacznie poprawił wydolność. Badania wykazują, że za pomocą odpowiednio dobranego treningu można zwiększyć wydolność o maksymalnie 20 procent, ale też nie w każdym momencie kariery. Przyjmuje się, że wydolność zawodnika, który z juniorów trafia do drużyny seniorskiej, jest już niemal ostatecznie ukształtowana - tłumaczy fizjolog.
Autor: Robert Iwanek, ekstraklasa.tv