Wtorek, 1 września Mężczyzna katujący swojego psa i skamlące zwierzę. Taką scenę można obejrzeć na amatorskim filmie w internecie. TVN24 udało się ustalić kogo przedstawia nagranie. To mieszkaniec podwarszawskiego Aleksandrowa.
Autor drastycznego filmu pokazującego maltretowanie psa chce pozostać anonimowy, jednak dzięki platformie Kontakt TVN24 dowiedzieliśmy się, kim jest bohater nagrania.
"To był jeden, jedyny raz"
To czterdziestokilkuletni mieszkaniec podwarszawskiego Aleksandrowa. Mniej więcej tydzień temu brutalnie potraktował swojego psa. Kiedy we wtorek reporterzy TVN24 wraz ze strażą dla zwierząt udali się na miejsce, w domu była tylko jego matka. – To był jeden, jedyny raz – oświadczyła kobieta, które zaraz dodała, że pies ten nie był wcale uderzony.
Dostał, bo zjadł kurę
Pani Daniela nie chciała jednak zobaczyć nagrania z którego wynika, że pies rzeczywiście był bity przez jej syna. Powiedziała jedynie, że złość mężczyzny była spowodowana tym, iż „pies zjadł kurę ich sąsiadom”. Mieszkańcy Aleksandrowa nie chcą wypowiadać się przed kamerą. Boją się. Ale nieoficjalnie przyznają, że pies był bity nie pierwszy raz.
Co dalej będzie się działo ze zwierzakiem? – W zależności od tego, jak przebiegnie jutro rozmowa z właścicielem psa, podejmiemy decyzję – mówi Małgorzata Eysmont, komendant Okręgu Mazowieckiego Straży dla Zwierząt. – Naszym zadaniem nie jest odbieranie zwierząt właścicielom, tylko nauczenie ludzi, jak mają ich traktować – zaznacza.
Wraca sprawa Czarnego
Interwencja w Aleksandrowie zbiegła się z inną, bardzo podobną sprawą, którą zajmowali się reporterzy Prosto z Polski. We wtorek, po roku, wreszcie zostali przesłuchani pierwsi świadkowie w sprawie Czarnego.
Czarny był katowany. Zarejestrowała to kamera TVN24. Mimo to, obrońca oskarżonego w sprawie Jacka A. zaprzecza, że psu działa się krzywda. Tuż przed rozprawą nie chciał z reporterem rozmawiać ani obrońca, ani konkubina Jacka A, była właścicielka Czarnego i oskarżyciel posiłkowy w sprawie.
Tymczasem pies wciąż przebywa w schronisku i nie ma jeszcze swojego nowego właściciela, bo sprawa nie jest zakończona.