Wtorek, 27 września Dziewięciu miesięcy potrzebował krakowski sąd, aby rozstrzygnąć, ile czasu potrzeba, by skasować bilet w tramwaju. Okazało się, że pani Justyna, która zdaniem kontrolerki, robiła to zbyt długo, mogła sobie pozwolić na wyciąganie biletu z torebki przez 20 sekund.
Pani Justyna Juniszewska przekonuje, że bilety kasuje zawsze. Tyle, że ten jeden raz trwało to nieco dłużej niż zwykle. - Godzina 23, kładę torbę na siedzeniu, wyciągam portfel z biletami i podchodzę do kasownika, a na kasowniku jest dłoń kontrolującej mnie pani i ustna informacja, że jest już za późno - opisuje swoją podróż sprzed dziewięciu miesięcy.
- Ponieważ uznałam, że miałam za mało czasu, żeby skasować bilet, powiedziałam pani, że to chyba nie jest maraton do kasownika, a pani odpowiedziała mi że możemy się udać na policję - dodaje.
Sąd mierzy czas
Sprawa nie trafiła na policję, ale do sądu. - Ta pasażerka przez jakiś czas stała przy kasowniku i nie wykonywała żadnych działań świadczących o tym że ma zamiar skasować bilet - mówi Marek Gancarczyk z Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji w Krakowie.
Pełnomocnik MPK przed sądem twierdził, że pani Justyna przy kasowniku stała przynajmniej przez minutę. Pani Justyna mówiła o 20 sekundach. Po dziewięciu miesiącach sądowych przepychanek, wymiar sprawiedliwości stracił nerwy. Sędzia nie wytrzymał, zrzucił togę, wsiadł do tramwaju i zmierzył czas, jaki jest potrzebny do skasowania biletu biorąc pod uwagę, że kontrola była przeprowadzona w połowie drogi miedzy przystankami.
Ta "wizja lokalna" dowiodła, że w porze, gdy jechała pani Justyna, tramwaj pokonuje jeden przystanek w ok. 40 sekund. Na tej podstawie sędzia orzekł, że pani Justyna miała na skasowanie biletu jedynie 20 sekund, a to zbyt mało. Oskarżenie MPK zostało oddalone, pani Justyna nie musi płacić mandatu, a koszty postępowania poniesie Przedsiębiorstwo.