Bukmacherzy zacierają ręce. Tak zadziwiających scenariuszy na mistrzostwach świata nie spodziewał się chyba nikt. W aż pięciu meczach na dziesięć dotychczas rozegranych drużyny, które wychodziły na prowadzenie, schodziły z boiska pokonane.
Taka sytuacja jest o tyle niezwykła, że cztery lata temu, na poprzednim mundialu w Republice Południowej Afryki tylko czterem ekipom udało się odwrócić losy spotkania. W całym turnieju!
Koszmar na otwarcie
A w Brazylii zaczęło się już w meczu otwarcia. Chorwaci nieoczekiwanie pierwsi wyszli na prowadzenie, ale wtedy przypomniał o sobie Neymar, a swoje dodał sędzia i Oscar. Przegrali 1:3. Ale zawodnicy z Bałkanów i tak nie muszą się wstydzić, czego nie można powiedzieć o mistrzach świata.
Swój mecz z Holendrami, zapowiadany jako rewanż za poprzedni finał MŚ, rozpoczęli planowo, choć dzięki pomocy arbitra. Xabi Alonso wykorzystał niesłusznie podyktowanego karnego, a Hiszpanie całkowicie spoczęli na laurach. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Koncert gry w piłkę nożną zaprezentował Robin van Persie na spółkę z Arjenem Robbenem i La Furia Roja z bagażem pięciu bramek w szoku opuszczała stadion w Salvadorze.
Chorwacja, Hiszpania, Urugwaj, Japonia, Ekwador
Mało? Przypomnijmy Urugwaj i ich klęskę z niżej sklasyfikowaną Kostaryką. A przecież prowadzili 1:0 po strzelonej jedenastce przez Cavaniego. Później jednak Celestes całkowicie oddali pole i w drugiej połowie dostali trzy bramki. Również Japończycy nie potrafili utrzymać dobrego wyniku. Z wirtualnych trzech punktów nie wywieźli z potyczki z Wybrzeżem Kości Słoniowej ani jednego.
Walecznością do końca popisali się w niedzielę Szwajcarzy. Fatalną pierwszą połowę odkupili drugą - znacznie lepszą. Z 0:1 wyszli na 2:1 w ostatnich sekundach meczu i to za sprawą intuicji Ottmara Hitzfelda wprowadzającego dwóch nowych piłkarzy, którzy strzelili dwie jakże istotne gole.
Autor: bucz / Źródło: sport.tvn24.pl