Ze łzami i niedowierzaniem w oczach przyjął Andreas Wellinger wiadomość, że został w Pjongczangu mistrzem olimpijskim w skokach narciarskich na normalnym obiekcie. - Teraz potrzebuję piwa - oświadczył na konferencji prasowej z uśmiechem na twarzy.
Po pierwszej serii Niemiec był piąty. Prowadził Stefan Hula. Miejscami zamienili się w drugiej, Kamil Stoch zakończył rywalizację na pozycji czwartej. Konkurs - przerywany przez wiatr - trwał prawie trzy godziny i zakończył się po północy miejscowego czasu.
Czas na świętowanie
- Drugi skok to był kosmos. To, że tak to się skończy, nigdy bym sobie nie wymarzył. Były ekstremalnie trudne warunki i trzeba było mieć trochę szczęścia, by oddać dwa dobre skoki. To po prostu niesamowite, że mogę stanąć na samej górze podium - oznajmił 22-letni Wellinger, który w tym sezonie błysnął już w Turnieju Czterech Skoczni, zajmując drugie miejsce za Stochem. Dekoracja medalowa zaplanowana jest dopiero na niedzielę, a Niemiec zapowiedział, że teraz czas na świętowanie. Do kolejnego konkursu skoczkowie mają tydzień.
- Dzisiaj cieszę się na piwo, a jutro na medal - stwierdził zwycięzca. Zgodę na to dostał już od trenera Wernera Schustera. W pierwszych wywiadach po zdobyciu złota Wellinger nie był w stanie ukryć łez. - Wiedziałem, że jeśli zrobię wszystko poprawnie, będę mógł walczyć z najlepszymi, ale że to się tak skończy... Nadal właściwie nie wiem, co mam powiedzieć i myśleć - przyznał. To jego drugie olimpijskie złoto. Pierwsze wywalczył wraz z drużyną cztery lata wcześniej w Soczi.