Piątek, 30 września Na warszawskim Powiślu od 60 lat istnieje ogródek jordanowski, w którym bawią się okoliczne dzieci. Między budynkami rosną drzewa, jest boisko i plac zabaw. Jednak deweloper planuje w tym miejscu postawić kolejne apartamentowce i od początku października ogródek ma zostać zamknięty. Okoliczni mieszkańcy zdecydowali się bronić miejsca do zabawy dla swoich dzieci.
rzed wojną teren, gdzie obecnie jest park, należał do prywatnych właścicieli. Po wojnie na mocy dekretu Bieruta ziemia trafiła do państwa. Przez 60 lat byłym właścicielom nie udało się odzyskać swojej własności.
Zniechęceni walką w sądach, sprzedali prawa do swojego terenu deweloperowi. Po tej transakcji proces odzyskiwania ziemi ruszył gwałtownie do przodu i szybko zakończył się powodzeniem dla firmy.
Zawiłe unikanie odpowiedzialności
Zgodnie z decyzją sądu, miasto oddało teren deweloperowi, który planuje w miejsce parku jordanowskiego postawić kolejne apartamentowce. Od początku października teren ma być zamknięty, a plac zabaw zdemontowany. Na to nie chcą pozwolić okoliczni mieszkańcy, którzy zorganizowali akcję protestacyjną. - Czwarte pokolenie wychowało się w tym ogródku i żal to likwidować. Absolutnie mowy nie ma - mówi jeden z przeciwników nowej inwestycji.
Mieszkańcy próbują zablokować zamknięcie parku, poprzez udowodnienie, że deweloper otrzymał ziemię z złamaniem prawa. Kilka osób złożyło zawiadomienie do prokuratury i biura kontroli warszawskiego ratusza. Radni jednogłośnie podjęli decyzję, że do czasu wyjaśnienia tej sprawy wszelkie działania mają być wstrzymane.
Miasto twierdzi, że sprawą zajmuje się prokuratura, śledczy twierdzą, że wcale nie, bo wszystkie zostały umorzone. Biuro kontroli w ratuszu mówi, że przestało badać sprawę, bo zajęło się nią Centralne Biuro Antykorupcyjne. To zaprzecza i odsyła do Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Obecnie sprawa jest patowa. Mieszkańcy są zdeterminowani bronić zieleni, deweloper mówi, że działa zgodnie z prawem, a miasto kluczy. Za kilka dni ogródek jordanowski ma zostać zamknięty.