Środa, 15 grudnia Jeszcze cztery lata temu był bez dachu nad głową. Teraz sam pomaga bezdomnym. Pan Andrzej - najpierw jako wolontariusz, a teraz jako etatowy streetworker - działa w katowickiej Ogrzewalni dla Bezdomnych. Codziennie rusza w teren. Odwiedza miejsca, w których zimę spędzają bezdomni. Dowozi im to, czego najbardziej potrzebują. Przede wszystkim jednak namawia, by próbowali zmieniać swoje życie.
- Bezdomność to najgorsze, co mnie spotkało - mówi pan Andrzej Kociołek. - Straciłem wszystko nagle, no nagle się wszystko odcięło, wszyscy się ode mnie odwrócili - opowiada.
Przez blisko rok był bez dachu nad głową. Jego dotychczasowe życie cztery lata temu zrujnował alkohol. - Wina to jest moja, bo się dałem w to wciągnąć wszystko. Zacząłem pić, rozszedłem się z kobietą, z dziećmi, mieszkałem po klatkach schodowych. Codziennie rano na parking zarobić, poustawiać auta i potem alkohol. Tak to po prostu się kręciło przez jakieś 8-9 miesięcy. Później to już było dno. Jakby nie to miejsce, nie wiem, czy żyłbym jeszcze - relacjonuje.
Zmienił swoje życie
Tylko dzięki pomocy pracowników katowickiej Ogrzewalni dla Bezdomnych pan Andrzej przetrwał kolejną mroźną zimę. Do schroniska trafił praktycznie z ulicy. Tam znalazł ciepły kąt i życzliwych sobie ludzi. - To było dokładnie 27 lutego 2007 roku, a od marca już zacząłem tu robić jako wolontariusz, opiekun po prostu. Pomagałem innym. Dopiero jak tu przyszedłem, zacząłem myśleć, co straciłem i czy dam radę to odzyskać - mówi.
Najpierw pan Andrzej odstawił kieliszek. Potem bezinteresownie zaczął pomagać ludziom, którzy tak jak on stracili stałe miejsce zamieszkania. Do dziś pracuje w katowickiej ogrzewalni.
- Rano jest pobudka, trzaeb im ugotować herbatę gorącą, wydać suchy posiłek, kawę. No i potem jest sprzątanie i czekanie, jak ktoś przyjdzie pomóc po prostu, tak jest do wieczora. Nikomu się nie odmawia pomocy. Zawsze tu jest otwarte. Zawsze może się wykąpać, ubrać - opisuje swój dzień pan Andrzej.
Próbuje przekonać
Pan Andrzej odwiedza też miejsca, w których mroźną zimę spędzają bezdomni. Dowozi im jedzenie, ubrania. Namawia też do opuszczania ich tymczasowych siedzib i przenosin do ogrzewalni lub noclegowni. - Było tu paru nas takich, którzy wyszli na ludzi, powracali, pożenili się chłopcy. No, ale jest bardzo mało takich. Dużo ludzi nie chce tej pomocy. Oni tu tylko przychodzą po to, żeby się wykąpać, przebrać w czyste rzeczy i wracają z powrotem na swoje, jak to się mówi… śmieci. Nie możemy nikogo zmusić, nie. On woli zjeść i z powrotem do kanału, bo tam ma alkohol, to jest jego życie - opowiada.
W ogrzewalniach obowiązuje całkowity zakaz spożywania alkoholu. Dla wielu bezdomnych, często od niego uzależnionych, jest to bariera nie do pokonania. Wybierają - jak mówią - wolność i picie.
Ale pan Andrzej przekonuje, że z alkoholem walczyć warto, bo nie ma nic piękniejszego niż normalne życie. - Udało się. Wróciłem do żony, do dzieci, także jestem na jak najlepszej drodze. Cieszę się z tego, co mam teraz. Nie chciałbym tego stracić ponownie. Mówię panu, jest to coś pięknego. Teraz życzę tego wszystkim, tylko, że nie wszyscy tego chcą i niektórych ludzi po prostu jest mi żal. Bo tu mu człowiek pomoże, a później zrobi to samo - rozkłada ręce pan Andrzej.