Czwartek, 7 październikaTylko w Poznaniu na przyjęcie do domów dziecka czeka 25 dzieci, które mieszkają w dramatycznych warunkach z rodzicami. A może być jeszcze gorzej, bo zgodnie z przygotowywanymi przepisami maluchy nie będą mogły być umieszczane w domu dziecka tylko w rodzinach zastępczych. A tych wciąż powstaje zbyt mało.
Zgodnie z przepisami przygotowanymi przez Ministerstwo Pracy obecne placówki opiekuńczo-wychowawcze mają się przekształcić w małe placówki, w których warunki życia będą zbliżone do domowych. Ma w nich przebywać nie więcej niż 14 dzieci, których wiek nie będzie niższy niż dziesięć lat. Od wejścia w życie ustawy (przepisy muszą przejść przez Sejm) w placówkach nie będą mogły być umieszczane dzieci poniżej siódmego roku życia, a po upływie czterech lat od wejścia w życie ustawy dzieci poniżej dziesiątego roku życia.
Do roku 2015 mają być zlikwidowane ostatnie placówki opiekuńczo-wychowawcze. Wszystkie osierocone dzieci poniżej dziesięciu lat mają trafiać do rodzin zastępczych, których musi powstać znacznie więcej, bo obecnie ich liczba nie odzwierciedla rzeczywistych potrzeb.
"Mamy ogromny dylemat"
- Do końca roku powinniśmy mieć 30 dzieci teraz mamy 37. Mamy nadzieję, że znajdziemy dla nich rodziny - mówi Elżbieta Chełkowska, dyrektor Domu Dziecka nr 1 w Poznaniu.
I wskazuje na jeszcze inny problem związany z przygotowanymi przepisami. - Mamy ogromny dylemat, jeśli jest telefon z MOPR, bo wiemy, że dziecko, o którym w danej chwili mówimy, musi znaleźć pomoc, a my nie możemy go przyjąć - mówi Chełkowska.
Marek Oziemkowski z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej z Poznaniu tłumaczy: - Próbujemy znaleźć miejsce, szukamy do skutku. Ale czasami trwa to kilka dni, tygodni, a nawet miesięcy. Restrukturyzowane są placówki, powstaje kolejny rodzinny dom dziecka, ale to wciąż za mało.
Sposobem na rozwiązanie problemu mogłyby być rodziny zastępcze, ale mimo, że czekają na nie tysięcy dzieci, kandydatów wciąż brakuje. - Prowadzona jest kampania, która ma zachęcić rodziny do tego, aby stały się rodzinami zastępczymi - mówi Dorota Potejko z wydziału zdrowia i polityki społecznej UM w Poznaniu. Przyznaje jednak, że efekt jest mizerny.