Czy przyczyną słabego startu naszej sztafety 4x400 metrów była bójka między polskimi biegaczami? Dyrektor PZLA Piotr Haczek potwierdził, że "incydent był". Trener sztafety mówi, że "to nie była bójka", ale przyznaje: - Nie potrafię nawet tego określić. Nigdy coś takiego nie miało miejsca od kiedy zajmuję się kadrą. Zachowaniem Kamila Budziejewskiego, który zaatakował Patryka Dobka zajmie się wydział dyscypliny PZLA. Związek obiecuje, że niczego "nie zamiecie pod dywan".
- Zawodnik, którego to dotyczyło, został zawieszony. Po igrzyskach zajmie się nim Komisja Dyscyplinarna związku - powiedział w rozmowie ze Sport.pl dyrektor PZLA Piotr Haczek komentując bójkę między biegaczami.
Poszło o łazienkę?
Do bójki miało dojść między najmłodszym w polskiej ekipie Patrykiem Dobkiem a Kamilem Budziejewskim. Ten oststni podobno zaatakował kolegę z reprezentacji, kiedy ten chciał skorzystać z jego łazienki.
- Rozmawiałem o tym z Patrykiem. Mówił, że został zaatakowany przez Budziejewskiego, kiedy chciał skorzystać z jego łazienki, bo u Patryka nie było wody. Kiedy chciał się wykąpać, do łazienki wpadł Budziejewski i kazał mu... Nie będę używał brzydkich słów, ale kazał mu opuścić łazienkę. Patryk coś odpowiedział i wtedy Budziejewski się na niego rzucił. Zaczął go nawet dusić - przyznał Krzysztof Szałach, klubowy trener Dobka z SKLA Sopot.
Zarówno Dobka, jak i Budziejewskiego zabrakło w składzie drużyny, która w czwartek rywalizowała podczas igrzysk olimpijksich, choć pierwotnie Budziejewski był szykowany do startu na trzeciej zmianie.
"Nie potrafię nawet tego określić"
Gdy wszyscy już trochę ochłonęli, głos w sprawie zabrał trener biegaczy, Tomasz Lisowski. - W sztafecie nie może być czterech indywidualistów tylko jeden, bardzo zgrany team. Jedność większa od czterech... Bardzo ubolewam z powodu incydentu, jaki wydarzył się dwa dni przed startem między Kamilem Budziejewskim a Patrykiem Dobkiem. To nie była żadna bójka, jak już przeczytałem na portalach. Nie potrafię nawet tego określić. Nigdy coś takiego nie miało miejsca od kiedy zajmuję się kadrą - wspomniał Lisowski.
Przyznał również, że po części rozumie takie zachowanie, chociaż absolutnie go nie akceptuje. Jego zdaniem trzeba walczyć, nawet do upadłego, ale na bieżni, najlepiej z efektem poniżej 45 sekund.
- Wszyscy zawodnicy, cała szóstka, była mocno zmotywowana, szykowała się do boju. Był stres, była presja, no i wystarczyła jakaś iskra, by wybuchł pożar. Wieczorem po treningu, już w wiosce, Budziejewski starł się z Dobkiem. To był incydent, jakie się czasami zdarzają. Ale tym razem pewna granica została przekroczona. Mamy od lat wypracowane pewne zasady funkcjonowania grupy. Ponieważ zachowanie Kamila było niegodne reprezentanta Polski, został wykluczony z zespołu i wrócił do kraju - wyjaśnił trener.
Prezes PZLA Jerzy Skucha oświadczył z kolei, że kierownictwo ekipy nie zamierzało utajniać tego przykrego zdarzenia. - Nie było naszym zamiarem zamieść tego incydentu pod dywan. Wróciliśmy do niego dziś, po zakończeniu eliminacji. Wcześniej, po konsultacji z psychologiem, nie chcieliśmy tego roztrząsać, aby nie pogarszać sytuacji. Zawodnicy mieli skupić się na starcie. Swą postawą, akceptując wykluczenie Budziejewskiego, potwierdzili, że nie ma w grupie miejsca dla tych, którzy zachowują się nie fair - powiedział prezes. Jak poinformował, sprawą incydentu zajmie się Komisja Wyróżnień i Dyscypliny PZLA. Podkreślił również to, co stwierdził trener, że naganne zachowanie zawodnika AZS Łódź nie miało negatywnego wpływu na postawę zespołu podczas rywalizacji.
Autor: BOR, adso//mat / Źródło: tvn24.pl, PAP, sport.pl