Środa, 29 września- Afery to nam akurat koło nosa latają. Przyjdą, pójdą i do widzenia – tak sprzedawcy dopalaczy reagują na kolejne głośne przypadki zatruć ich towarem. W Białymstoku kilkoro gimnazjalistów wylądowało w szpitalu, w Bydgoszczy chłopak leży na intensywnej terapii.
Kolejny dzień i kolejne nastoletnie ofiary dopalaczy. Tym razem w Białymstoku - sześć osób. - Pojechali na spotkanie integracyjne z klasą. Około 11 zadzwoniła wychowawczyni, że córka wymiotuje, bardzo źle się czuje, że chyba coś wzięła i jest wezwane pogotowie – mówi matka jednej z nich. Mieli szczęście, nic poważnego im się nie stało. - Czworo dzieci było w stanie średnim, reszta w stanie lekkiego zatrucia – opisuje dyrektor szpitala dziecięcego w Białymstoku Janusz Pomaski.
Dlaczego pięć dziewcząt i jeden chłopiec postanowiło „dopalić” imprezę? - Dużo osób chciało tego spróbować, to wzięliśmy – opowiada jedna z nastolatek. Co było dalej, relacjonuje matka gimnazjalistki: - Traciły przytomność, fatalnie wyglądały, ciśnienie skakało, nie wiadomo co im było.
"Afery to nam akurat koło nosa latają"
Były dopalacze, czyli legalne narkotyki dostępne od ręki w każdym większym mieście. Handlarze śmieją się rodzicom prosto w twarz, bo na razie nikt nic nie może im zrobić. - Afery to nam akurat koło nosa latają. Przyjdą, pójdą i do widzenia. U nas to już wszyscy byli, rano nawet jakiś inspektor był. No i co? No i nic, wyjazd i tyle – mówi sprzedawca w jednym ze sklepów z dopalaczami.
Ekipa „Prosto z Polski” odwiedziła sklepy z ukrytą kamerą. Okazuje się, że dla handlarzy ostatnia zmiana przepisów i wciągnięcie kolejnych środków na listę substancji zabronionych to była tylko dobra okazja do zwiększenia obrotów i wymiany asortymentu na nowy. Ostatnie sztuki dopalaczy z zabronionymi środkami szły nawet za połowę ceny.
"Woleli to bardziej od koksu"
Byłą wśród nich tzw. mefka czyli mefedron, ostatni hit sezonu. Już nielegalny. - Były u nas takie rzeczy, ze ludzie przychodzili, brali to i woleli to bardziej od koksu. Dużo bardziej – opowiada sprzedawca.
Cocolino, tajfun, nitro czy kosior. Wszystkie bardzo niebezpieczne - i to nie tylko dla młodego organizmu. - Po jakichś 2-3 minutach zaczęło mi odejmować ręce, nogi, nie wiedziałam co się dzieje, kręciło mi się w głowie. Obraz mi latał, tak jak biło mi serce. Im szybciej serce mi biło, tym szybciej obraz latali mi przed oczami – opisuje gimnazjalistka.
"Nie musisz patrzeć, czy ci idzie z tylu jakiś kapeć w niebieskiej czapeczce"
Takich przeżyć raczej nikt nie będzie zaliczał do udanych. Aby młodzież zniechęcić do eksperymentowania powstają specjalne spoty - taki jak ten w Łodzi, w którym wystąpił Marcin Gortat. To z pewnością szlachetny krok w walce z dopalaczami, ale spoty problemu nie rozwiążą. Policja, lekarze i rodzice biją na alarm: potrzebne jest nowe prawo i to szybko.
- Ostatnio każdego tygodnia trafia do nas kilkoro dzieci, przeważnie w okolicach soboty, niedzieli – mówi dr Pomaski. Większa liczba młodych pacjentów po dopalaczach to niewątpliwie efekt złudzenia legalności, który młodym ludziom utrwalają sami sprzedawcy. - Bo nie musisz patrzeć, czy ci idzie z tyłu jakiś kapeć w niebieskiej czapeczce, tylko stoisz sobie i palisz – zachwala jeden z nich.
Do czasu. W Bydgoszczy w reakcji na ostatnie głośne zatrucie – tym razem dwóch gimnazjalistów radni wprowadzili zakaz wprowadzania dopalaczy do obrotu.