Czwartek, 22 września Przez rok Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny domagał się od Adama Dolata składki OC za samochód, którego ten nie posiada. Nie ma nawet prawa jazdy. Do uregulowania ubezpieczenia za "malucha" naliczył już dwa tys. zł. ZUS potrącił już 400 zł raty z jego emerytury. Dopiero po roku urzędnicy zrozumieli swój błąd.
Zdaniem Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego pan Adam Dolata z Gniezna od 2004 roku jest posiadaczem fiata 126p. Mimo, że tak naprawdę nigdy samochodu nie miał i nie ma nawet prawa jazdy.
Dolata i Dalata
Adam Dolata poszedł walczyć do Urzędu Skarbowego o swoje. Jego punktem zaczepienia była jedna litera. Jak się okazało Urząd ściga bowiem nie Dolatę, a Dalatę. Ta literówka była przyczynkiem do drobiazgowego śledztwa, jakie mężczyzna przeprowadził.
Z dokumentami z funduszu, gdzie wpisany jest m.in. numer rejestracyjny malucha, dotarł do Wydziału Komunikacji Urzędu Miejskiego w Poznaniu. Tam znalazła się umowa kupna-sprzedaży samochodu podpisana przez jakiegoś - owszem - Adama Dolatę. Ale okazało się, że nie zgadzał się ani PESEL, ani numer dowodu osobistego, ani miejsce zamieszkania. Wprawdzie też w Gnieźnie i nawet na tym samym osiedlu, tylko, że nie w bloku nr 13 - gdzie mieszka pan Adam, a w bloku nr 5, gdzie nigdy nie mieszkał. Pod "piątką" nie mieszkał nigdy nawet Adam Dalata.
Może więc doszło do jakichś malwersacji, których przedmiotem był maluch wart w 2004 roku 300 złotych? Tak też pomyśleli urzędnicy z wydziału komunikacji w Poznaniu i skierowali sprawę na policję. Następnie sprawa trafiła do prokuratury. Śledczy ją zbadali i umorzyli, bo nie znaleźli odpowiedzi na pytanie, kto ewentualnie pod kogo się podszywa. Pewne dla prokuratury było jedno, że pan Adam Dolata nigdy właścicielem malucha nie był.
W poszukiwaniu nabywcy malucha
Dlaczego zatem fundusz w tym Dolacie dostrzegł innego Dolatę i przez rok fundował mu wycieczki po urzędach i stres? - Wysłaliśmy na ten adres zamieszkania, który był w umowie wezwanie. Zostało do nas odesłane, że adresat wyprowadził się - mówi Joanna Pasturczak z UFG. Urzędnicy założyli więc, że spod "piątki" musiał wyprowadzić się pod "trzynastkę". Ale tak nie było.
Joanna Pasturczak dodaje, że dłużnik sam jest sobie winien, bo wprawdzie napisał, że malucha nigdy nie kupował, ale w liście do Funduszu nie podał choćby PESEL-u. Pytana, skąd więc wzięli PESEL pana Adama, odpowiada: - Być może był w bazie kontrachentów.
Na szczęście skarbówka dane porównała i egzekucję wstrzymała, choć ZUS już zdążył pieniądze potrącić. - Jak ta kwota wpłynie do nas wpłynie, to przekażemy je na konto wskazane przez pana Adama - obiecuje Anna Wierchowolska, Naczelnik Urzędu Skarbowego w Gnieźnie.
W końcu również Fundusz zdecydował o umorzeniu sprawy. Urzędnicy zapowiadają natomiast, że ruszą na poszukiwania właściwego Dolaty, który rzeczywiście malucha kupił.