Alkohol, odwyk, wypadek. Igrzyska zakończył w szpitalu

Nowakowska: nikt nie chce wziąć ostatniej zmiany
Nowakowska: nikt nie chce wziąć ostatniej zmiany
Źródło: tvn24

Panowie zasuwali do mety skicrossu – konkurencji widowiskowej, ale i niebezpiecznej, czasem zwanej ekstremalną. Zanim rozdano medale, doszło do kilku wypadków. Ten najgroźniejszy przydarzył się Kanadyjczykowi Chrisowi Del Bosco.

35-letni zawodnik wystrzelił w powietrze jak z katapulty - wyliczono, że na siedem metrów do góry. Próbował spaść na nogi, aby choć trochę zamortyzować upadek. Nie dał rady, o zmrożoną trasę huknął biodrami.

Pierwsze doniesienia mówią o pękniętej miednicy. Przeprowadzane będą kolejne badania.

Pijany w rowie

Przeszłość Del Bosco ma burzliwą, jego droga do sportu - na tym najwyższym poziomie - była długa i kręta. Wpadł w szpony alkoholowego nałogu, jako 21-latek został znaleziony w rowie - pijany, z pękniętym kręgosłupem w odcinku szyjnym.

Na odwyk namówiło go siostra. Kiedy na dobre zabrał się za treningi, w skicrossie sięgnął po mistrzostwo świata. Medalu olimpijskiego na koncie nie ma.

W Pjongczangu grozą wiało i w innych seriach. Francuz Terence Tchiknavorian prawdopodobnie ma złamaną piszczel, Austriak Christoph Wahrstoetter doznał wstrząśnienia mózgu.

Nerwowo było też w finale – tam zderzyli się Kevina Drury i Siergiej Ridzik. Zawodnicy nie zwalali jednak winy na organizatorów i trasę. – To część naszego sportu, ta bardzo nieprzyjemna i nieunikniona – wyznał Drury.

Mistrzem olimpijskim w tej specjalności został Kanadyjczyk Brady Leman.

Autor: rk / Źródło: bild.de, reuters

Czytaj także: