Wtorek, 9 marca 90 zł za kilometr jazdy - tyle można zapłacić za kurs w Krakowie. Student jednej krakowskich uczelni nie był przygotowany na taką kwotę, podpisał więc podsunięte przez przewoźnika oświadczenie. Teraz suma "długu" urosła już do 14 tys. zł.
Pan Piotr – student pierwszego roku jednej z krakowskich uczelni padł ofiarą pseudotaksówkarza – naciągacza we wrześniu ubiegłego roku. Wtedy za około dwukilometrowy kurs miał zapłacić 162 zł.
- Śpieszyłem się, nie zapytałem o cenę (na początku kursu - red.). I dopiero, jak miałem wysiadać... no cóż, zaskoczył mnie - opowiada pan Piotr.
Ponieważ nie posiadał przy sobie takiej kwoty, zgodził się podpisać podsunięte mu przez kierowcę oświadczenie o zadłużeniu z zastrzeżeniem, że każdy dzień zwłoki generuje karne odsetki w wysokości 50 procent.
Sprawa w sądzie
Dziś przewoźnik żąda od niego czternastu tysięcy złotych i już skierował sprawę do sądu. - Mamy dziwną sytuację, bo w naszym sądzie toczą się dwa odrębne postępowania: postępowanie wykroczeniowe przeciwko przewoźnikom i proces cywilny przeciwko panu Piotrowi - mówi Waldemar Żurek z Sądu Okręgowego w Krakowie.
Dariusz Nowak z Komendy Wojewódzkej Policji w Krakowie: - Według nas, to wszystko miało mieć walor niedomówień, półprawd i półśrodków. A w sumie, jak to wszystko zebrało się w całość, to okazało się, że jest to oszustwo.
"Jak ktoś nie wie, jego strata"
Pseudotaksówkarze nie mają sobie nic do zarzucenia. Działają zgodnie z zasadą: jeśli ktoś nie wie, ile kurs będzie kosztował, to jego strata. - Działamy legalnie i nie mamy obowiązku informowania o stawce za kurs. Cenniki są wystawione (za przednią szybą samochodu na niewielkiej kartce - red.) - usłyszał reporter TVN24.
A wygórowane ceny za kursy tłumaczą "ekonomią jazdy". - Ponieważ robimy mało kursów dziennie, czyli np. trzy, musimy na tych kursach zarobić - dodaje przewoźnik.
mac//kdj