Poniedziałek, 22 sierpnia Grażyna Piotrowska z Braniewa nieoczekiwanie dostała wezwanie do spłaty 40 tysięcy zł. długu, chociaż żadnych zobowiązań nie miała. Wszystko przez to, że urzędnicy podali jej adres firmie windykacynej, ale nie sprawdzili numeru PESEL. A w Braniewie Grażyn Piotrowskich jest kilka.
Grażyna Piotrowska prowadzi w Braniewie małą restaurację. Gdy urzędniczka ratusza odebrała pismo od firmy windykacyjnej z prośbą o pomoc w ustaleniu adresu dłużniczki Grażyny Piotrowskiej, potwierdziła, że w Braniewie rzeczywiście mieszka taka osoba i jej dane przekazała windykatorom. Prawdopodobnie jednak nie zwróciła uwagi na PESEL. I skierowała windykatorów do zupełnie innej osoby.
Opierając się na informacjach z braniewskiego ratusza, firma windykacyjna złożyła sprawę do sądu, a ten nakazał Grażynie Piotrowskiej oddać 40 tysięcy złotych rzekomego długu.
- Ja na początku strasznie to przeżyłam, do lekarza poszłam. Potem jak zadzwoniłam do firmy i powiedziałam, że mam inny PESEL, to powiedziano mi, że mogę wyrzucić dokumenty - mówi kobieta.
"Pewnie jakieś konsekwencje wyciągniemy"
Ale windykator nie od razu zrezygnował ze ścigania długu. Po rozmowach winą obarczył urzędników. Burmistrz Braniewa przyznaje, że doszło do pomyłki urzędniczki. - Pewnie jakieś konsekwencje wyciągniemy, ale na razie jesteśmy na etapie sprawdzania - mówi.
Burmistrz zaoferował Grażynie Piotrowskiej pomoc urzędowego prawnika. Ale jak się okazało, koszty wyjaśnienia sprawy to kłopot - i koszty - właścicielki baru.
Zdaniem prawników, kobieta raczej nie może liczyć na odszkodowanie od miasta.
Póki co, Piotrowska wciąż czeka na urzędowe poświadczenie, że nie pożyczała pieniędzy. - Dopiero wtedy się uspokoję - mówi.