Reprezentacja Kenii jako trzydziesta trzecia przyleciała do Brazylii. Oczywiście nie jako pełnoprawny uczestnik mistrzostw, a w roli widza. Całą wyprawę sfinansował prezydent kraju. Może to przykład dla reprezentantów biało-czerwonych?
Uhuru Kenyatta, głowa kenijskiego państwa, powiedział, że on i jego żona obiecali piłkarzom podróż do Brazylii w zamian za zwycięstwo w regionalnym turnieju. Zawodnicy wykonali swoją robotę, więc prezydent nie miał innego wyjścia. Wyłożył pieniądze, a sportowcy podglądają najlepszych na świecie. - Marzenia się spełniają - stwierdził kapitan Kenijczyków Jeremy Onyango.
Obserwacja zaprocentuje?
Reprezentacja tego kraju jeszcze nigdy nie wystąpiła na największej piłkarskiej imprezie. W futbolu nie należą do czołówki nawet na afrykańskim kontynencie. W rankingu FIFA zajmują 108. miejsce (najwyżej byli w 2008 roku - na 68.). Kraj, który sportowo znany jest przede wszystkim ze świetnych długodystansowych biegaczy, wreszcie będzie mógł zaznać nieco mundialowej atmosfery.
- Chcieliśmy, aby nasi chłopcy polecieli do Brazylii. Być może wraz z oglądaniem prawdziwych gwiazd staną się lepszą drużyną? - zastanawia się prezydent. Sam jednak nie będzie towarzyszył swoim piłkarzom. Według rzecznika głowy państwa, Kenyatta przekazał ze swoich pieniędzy 88 tysięcy euro. Z kolei 29 tys. przekazali sponsorzy kenijskiej drużyny narodowej.
Autor: bucz / Źródło: sport.tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: fkf.co.ke