"Być albo nie być" dla ciężko chorych, porzuconych dzieci z wadami genetycznymi. Dobrego rozwiązania nie ma: albo zaczną oszczędzać na dzieciach, albo będą zmuszeni zamknąć ośrodek. Przed takim poruszającym wyborem stanęli pracownicy Zakładu Opiekuńczego w Częstochowie. Zostali postawieni pod ścianą, gdyż Narodowy Fundusz Zdrowia płaci im prawie połowę mniej niż w roku ubiegłym. A za takie pieniądze - jak wylicza ośrodek - nie da się utrzymać.
Kierowniczka zakładu Bernadeta Strong, komentuje: - Nie ma tu żywej istoty. Jest tylko przepis, umowa, zarządzenie. W tej chwili po wpłaceniu części środków zaległych w NFZ mamy na koncie 120 zł.
- To, co fundusz zaproponował nam finansowego, to jest tak naprawdę jedna trzecia środków, które są konieczne do utrzymania placówki - dodaje psycholożka Magdalena Szymczyńska, współpracująca z ośrodkiem.
Praca z pasją
Najmłodsi pacjenci mają zaledwie kilka tygodni. Najstarsze dziecko - około 2 lat. Porzucone przez własnych rodziców, w tym miejscu znalazły nowy dom. To dzieci z poważnymi wadami wrodzonymi, m.in. z wadami serca, chorobami neurologicznymi, wodogłowiem, karmione pozajelitowo i dojelitowo.
Zakład opiekuńczo-pielęgnacyjny dla noworodków w budynku dawnego żłobka stworzyło kilkanaście pielęgniarek. Od samego początku pełnił też funkcję ośrodka preadopcyjnego. Nowy dom znalazło już ponad 500 podopiecznych. - To jest wprost nie do uwierzenia, że obcy ludzie mają więcej serca dla tych dzieci niż ich rodzice. Ja od razu wychodzę, bo zaczynam płakać, gdy widzę jak ci ludzie do tych dzieci podchodzą, całują, kochają - opowiada jedna z opiekunek.
Jeśli placówka zostanie zamknięta, to mali pacjenci trafią na oddziały szpitalne, bez szansy na adopcję i nowe życie, o które walczą pracownicy ośrodka.
Cięcia, cięcia... a tracą dzieci
Nikt nie ma wątpliwości, że jest to jedna z najlepszych tego typu placówek w Polsce. Mimo to wkrótce opieka i leczenie porzuconych dzieci mogą zostać przerwane. - Opieka nad tymi dziećmi jest strasznie kosztowna i strasznie czasochłonna - wyjaśnia Szymczyńska.
- To nie są sztuki, jakieś papiery, sprawozdania czy umowy. To są żywe organizmy, potrzebujące godziwych warunków i nie aż tak dużych pieniędzy, by normalnie żyć - twierdzi z kolei dyrektorka.
NFZ: Możliwości finansowe są ograniczone
Na początku 2012 roku NFZ ustalił, że za dzień pobytu dziecka w ośrodku chce płacić 80 zł. Jednak realny koszt jest prawie trzykrotnie wyższy. Wcześniej NFZ płacił nawet 210 zł. - Możliwości finansowe są ograniczone, ale mamy nadzieję, że w przyszłości może uda się je zwiększyć - powiedział dla "Prosto z Polski" Jacek Kopocz, rzecznik śląskiego oddziału NFZ.
W efekcie takich wyliczeń częstochowski ośrodek zamiast 95 tys. zł miesięcznie miał dostawać niecałe 40 tys. zł. - Za taką kwotę nie jesteśmy w stanie utrzymać żadnego pacjenta. Miesięcznie wychodzi 2,4 tys zł na dziecko, podczas gdy w zwykłych placówkach jest to dwa razy więcej - mówi psycholożka.
NFZ już zadeklarował, że nieco więcej przeznaczy na leczenie dzieci niemogących samodzielnie przyjmować pokarmów. Zgodnie z nowym rozporządzeniem jest to maksymalnie 120 zł na dzień. Ośrodek wylicza, że to nie wystarczy na odpowiednią mieszankę, którą karmione są dzieci, zatrudnienie specjalistów, lekarstwa i niezbędne badania.
- Kwotę 120 zł można pomnożyć. Wszystko zależy od kwalifikacji dziecka. To nie jest kwestia wymysłu urzędnika. Dziecko zdiagnozowane jest zakwalifikowane do danej grupy - tłumaczy Kopocz. - Te stawki i ceny wyznaczane są również w oparciu o opinie konsultantów i specjalistów - wyjaśnia przedstawiciel NFZ.
Rzeczniczka ministra zdrowia Agnieszka Gołąbek: - Sprawa jest poważna, dotyczy małych pacjentów. Dlatego poprosiliśmy NFZ o wyjaśnienia.
260 tys. zł "długu"
Jakby tego było mało, ośrodek został poproszony przez NFZ o zwrot 260 tys. zł z uwagi na karmienie dzieci mlekami specjalistycznymi, lepszymi mieszankami klinicznymi, a nie mieszanką umieszczoną na diecie przemysłowej.
- Jest to finał sprawy sprzed dwóch lat, gdy sprawozdania z działania ośrodka były zawyżone. Dzieci były nieprawidłowo "podane do rozliczenia". Stąd to skurczenie środków - twierdzi Kopocz. - Nastąpił błąd w sprawozdawczości, w którym dzieci niebędące zakwalifikowane do droższego leczenia zostały nam przedstawione. A my zapłaciliśmy to w dobrej wierze - dodaje.
Dyrektorka placówki odpowiada: - Od dwóch lat walczymy, by dziecko nie było kwalifikowane do finansowania w zakładach względem żywienia.
Będą dodatkowe miejsca i dofinansowanie
Na czwartkowych negocjacjach NFZ zgodził się zakontraktować w ośrodku cztery dodatkowe miejsca, dzięki czemu placówka będzie mogła dysponować dodatkowymi środkami. - Dodatkowe 60 tys. pani dyrektor będzie mogła spożytkować na leczenie dzieci - twierdzi Grzegorz Nowak, dyrektor śląskiego NFZ.
Strong uważa, że na doraźne pomysły jest już za późno. Przekonuje, że przy obecnym sposobie dofinansowywania zakładu opiekuńczego nie widzi dalszej możliwości jego funkcjonowania. Jeśli sytuacja się nie zmieni, to ośrodek zostanie zamknięty wraz z końcem roku. - To nie ja przegrywam jako dyrektor zakładu, tylko przegrywają dzieci. Obecnie w ośrodku przebywa 20 dzieci, a siedmioro czeka na przyjęcie - podkreśla.
- Jesteśmy w stałym kontakcie z panią prezes. Będziemy szukać takich rozwiązań, by ten ośrodek istniał - zapewnił zaś na antenie TVN24 Kopocz.
Autor: zś//kdj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24