Wznowione 25 lat po śmierci policjanta zabitego w 1994 roku śledztwo miało być wielkim sukcesem. Prokuratura w Sieradzu pięć lat temu chwaliła się, że złamała zmowę milczenia i ustaliła tożsamość jednego ze sprawców. Do dziś jednak proces toczy się przed sądem pierwszej instancji i jego końca nie widać. Przedstawiona przez prokuraturę wersja zaczęła się chwiać. Podczas ostatniej rozprawy sąd, nie bez irytacji, stwierdził, że śledczy "zapomnieli" zbadać wszystkie okoliczności sprawy.
- Henryk Stolarek zginął w marcu 1994 roku podczas samotnego dyżuru. Oprawcy go skatowali, a potem - kiedy jeszcze żył - zostawili we wnętrzu radiowozu, który potem został zepchnięty do stawu.
- Śledztwo zostało wznowione w 2019 roku i niedługo potem został zatrzymany Janusz K. Prokuratorzy podkreślali, że mają mocne dowody na to, że był on jednym z oprawców.
- Wersja wydarzeń przedstawiona w akcie oskarżenia została podważona przez biegłych podczas procesu. Sąd zarzuca teraz prokuraturze, że nie zrobiła wszystkiego, żeby zbadać zabezpieczone w sprawie dowody.
Poniedziałek, 28 października. W sądzie nie ma ani rodziny zabitego policjanta, ani publiczności. O tym, że to była jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych w Polsce, przypomina tylko obecność grupy dziennikarzy. Przed salą rozpraw numer 3 sieradzkiego sądu okręgowego czeka też prokurator Sławomir Anek. Pytany o komentarz z niezadowoleniem macha ręką na znak protestu. Mówi, że "wypowie się po prawomocnym wyroku". Wydaje się poddenerwowany. Być może spodziewa się, że za chwilę czeka go bardzo ostra wymiana zdań z sędzią Jackiem Klękiem, przewodniczącym składu sędziowskiego w sprawie zabójstwa sprzed lat. Że sędzia publicznie zarzuci mu bierność, przez którą proces w pierwszej instancji wlecze się już czwarty rok.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam