|

MON i MEN mogą się pomylić, gdy mowa o religii w szkole. W co gra PSL?

Władysław Kosiniak-Kamysz, Barbara Nowacka i Donald Tusk
Władysław Kosiniak-Kamysz, Barbara Nowacka i Donald Tusk
Źródło: Radek Pietruszka/PAP

- Trudno nie rozpatrywać tego w kategorii politycznego dealu - komentuje politolożka prof. Dorota Piontek, gdy pytam, jak to możliwe, że w tym samym czasie MEN rezygnuje z obowiązkowej edukacji zdrowotnej, ale za to walczy o zmniejszenie godzin religii w szkołach. Jakie znaczenie ma w tym układzie trwająca kampania wyborcza, a jakie walka PSL o utrzymanie się na politycznej scenie?

Artykuł dostępny w subskrypcji
  • Od września 2025 roku edukacja zdrowotna nie będzie obowiązkowa, za to religii ma być w szkołach mniej.
  • Tymczasem wszystkie trzy resorty, którymi w rządzie Donalda Tuska kieruje PSL, wypowiedziały się negatywnie o zmianach w nauczaniu religii w szkołach.
  • Z ustaleń tvn24.pl wynika, że ministra edukacji Barbara Nowacka zdecydowała się na stanowczy ruch dotyczący religii, bo po porażce z edukacją zdrowotną potrzebowała - również medialnego - sukcesu.
  • Przeciwko zamachowi na liczbę godzin religii w szkole wystąpił już Kościół katolicki oraz Stowarzyszenie Katechetów Świeckich.
  • - W przypadku religii wyraźnie widzimy od lat spadek zainteresowania udziałem dzieci w lekcjach. To temat, który oczywiście pewne środowiska oburzy, ale nie jest tak nośny jak seksualność - mówi politolożka prof. Dorota Piontek z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Dlatego nie byłby tak silnie wykorzystywany i polaryzujący w trwającej kampanii wyborczej jak edukacja zdrowotna.

Ograniczenie liczby godzin religii i wprowadzenie obowiązkowej edukacji zdrowotnej miały być najważniejszymi zmianami edukacyjnymi 2025 roku. Projekty rozporządzeń w obu tych sprawach już w październiku zostały skierowane do konsultacji społecznych i od tej pory ich losy się splatały. Krytyczni wobec planów rządu byli opozycyjni politycy PiS, kościelni hierarchowie i… ministrowie z PSL. Choć przeciwnicy reform to ta sama grupa, na dziś sytuacja wygląda tak, jakby rząd oddał sprawę edukacji zdrowotnej walkowerem, a o zmniejszenie godzin religii postanowił zawalczyć.

Wystarczył niecały tydzień.

11 stycznia napisaliśmy w tvn24.pl, że rząd rozważa przesunięcie wprowadzenia edukacji zdrowotnej rok później. Oficjalnie władze MEN mówiły, że nie ma decyzji, a pod uwagę brane są różne warianty.

12 stycznia w Szczecinie wicepremier, minister obrony narodowej i szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował, że sprawa jest zamknięta: "edukacja zdrowotna będzie nieobowiązkowa". Ale ministra edukacji Barbara Nowacka jeszcze nie składała broni i w portalu X pisała, że "ktoś tu pomylił MON z MEN".

14 stycznia ministra była już jednak bez szans, bo o tym, że przedmiot powinien być nieobowiązkowy, powiedzieli zarówno premier Donald Tusk, jak i kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Rafał Trzaskowski.

16 stycznia na konferencji prasowej o planowanej reformie edukacji Nowacka była pytana głównie o zdrowie. I musiała przyznać się do kapitulacji. Jak sama mówiła, by "nie wywoływać wojny".

17 stycznia niespodziewanie (jeszcze dzień wcześniej mówiła, że potrzebuje czasu) zdecydowała się na otworzenie drugiego edukacyjnego frontu, o którym ostatnio było ciszej. Wbrew krytyce ze strony władz Kościoła podpisała rozporządzenie o ograniczeniu liczby lekcji religii.

Barbara Nowacka podpisała rozporządzenie. "Jedna lekcja religii na pierwszej lub ostatniej lekcji"
Źródło: Michał Tracz/Fakty TVN

Skąd takie decyzje? Co ma z nimi wspólnego tocząca się kampania przed majowymi wyborami prezydenckimi? I dlaczego ministrowie Polskiego Stronnictwa Ludowego walczą w obronie religii w szkołach?

MON broni religii

Zacznijmy od początku.

Gdy jesienią 2024 roku ministra Barbara Nowacka zaprezentowała rozporządzenie w sprawie religii, biskupi zgłosili kilkanaście stron uwag. Dotyczyły m.in. niewłaściwego sposobu konsultowania projektu czy pogorszenia sytuacji nauczycieli katechetów. Dokument zwieńczony był zdaniem:

Strona Kościelna krytycznie ocenia proponowane zmiany i podkreśla konieczność osiągnięcia porozumienia pomiędzy Ministerstwem Edukacji Narodowej oraz Kościołem katolickim i Kościołami mniejszościowymi. 
fragment stanowiska KEP

Pod pismem podpisany był ks. biskup Marek Marczak, sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski.

kropka nad i
Rząd rozmawiał z episkopatem o lekcjach religii. Nowacka: mamy zupełnie odrębne stanowiska
Źródło: TVN24

Teraz okazuje się, że w sprawie zmniejszenia godzin religii w szkole do jednej tygodniowo stanowisko z Ministerstwa Obrony Narodowej nie było, co prawda, aż tak obszerne, ale jego ton jest zbliżony.

W dokumencie powstałym w ramach konsultacji międzyresortowych czytamy m.in.: Powstaje poważna wątpliwość, czy takie warunki [łączenie dzieci w różnym wieku - red.] organizacyjnie służą nauce religii przez dzieci i młodzież i czy dają im poczucie bezpieczeństwa potrzebne do dzielenia się swoimi przemyśleniami, wątpliwościami i przeżyciami w tak intymnej sferze jak życie duchowe [podkreślenie redakcji].

Warto zapamiętać tę ostatnią frazę, bo jeszcze powróci. I tak, to wątpliwości zgłaszane przez specjalistów od obronności kraju. Ale o tym też za moment.

Dlaczego piszemy o tym teraz? Bo choć pisma powstawały jesienią, to do Rządowego Centrum Legislacji trafiły dopiero w styczniu. W czasie publicznej dyskusji polityków koalicji rządzącej na temat przedmiotu edukacja zdrowotna, który zawiera elementy edukacji seksualnej (ściślej: to jeden z dziesięciu modułów).

Potwierdziło się po raz kolejny, że zarówno kwestia zdrowia, jak i religii są w Polsce tematami światopoglądowymi.

Wiele różnych szkół, mało uwag

- Nigdy nie było nawet próby zracjonalizowania liczby godzin religii, a my to po prostu zrobiliśmy - mówi tvn24.pl Katarzyna Lubnauer, wiceministra edukacji. I dodaje: - Problem dotyczył wszystkich typów w szkół, na przykład w branżówkach religii było więcej niż matematyki, w szkole podstawowej więcej niż biologii, chemii i fizyki, w liceach tyle co historii. Uznaliśmy, że skoro mówimy o odciążaniu uczniów, to liczbę godzin religii też trzeba optymalizować, a więc zmniejszyć - wyjaśnia.

O sprawę religii pytamy wiceministrę Lubnauer, bo to ona formalnie jest odpowiedzialna za podstawy programowe i ramowe plany nauczania. Ich zmiana wcale nie jest tak oczywista, jak polityczka to przedstawia.

luba3
Lubnauer: dwie godziny religii tygodniowo to jest za dużo
Źródło: TVN24

Rozporządzenia ministerialne podlegają nie tylko konsultacjom publicznym, ale również uzgodnieniom międzyresortowym. To proces, w którym inne ministerstwa czuwają m.in. nad tym, czy jakiś kolega lub koleżanka z rządu nie za bardzo wtrącają się w nie swoje sprawy, analizują czy przepisy są zgodne z ich ustawami, itp.

Już jesienią ubiegłego roku procesowi takich uzgodnień poddana została kwestia zmniejszenia godzin lekcji religii w szkołach. W przypadku projektów edukacyjnych ten etap jest szczególnie ważny, wszak w Polsce działają też szkoły sportowe, rolnicze, wojskowe czy artystyczne, w których sporo do powiedzenia mają inne niż MEN resorty.

W przypadku przyszłości lekcji religii większość ministerstw, która w ogóle zabrała głos, zrobiła to w sprawach technicznych. Przedstawiciele ministra finansów pytali np., jak w MEN wyliczono oszczędności, wynikające ze zmiany. A w Ministerstwie Kultury (podlegają mu szkoły artystyczne) zwracano uwagę, że umieszczenie religii na pierwszej lub ostatniej lekcji (to postulat MEN) mocno utrudni organizację pracy. Dlaczego? Bo nauczyciele przedmiotów artystycznych często pracują za dnia w instytucjach kultury i to pod ich możliwości w pierwszej kolejności trzeba układać plany lekcji w szkołach muzycznych czy plastycznych. 

Religia w szkole
Religia w szkole
Źródło: TVN24

Troska, która łączy rolników, wojaków i księży

Dzięki uzgodnieniom okazało się, że są i takie resorty, które bardzo interesują się kwestiami wiary i duchowości, choć zakres ich kompetencji na pierwszy rzut oka raczej na to wskazuje.

Ministerstwu Obrony Narodowej podlegają szkoły wojskowe, ale zastrzeżenia resortu raczej nie dotyczą organizacji ich pracy. Bardziej martwią się w resorcie o przeżycia duchowe młodzieży oraz o to, że MEN nie uwzględniło, jaki wpływ zmniejszenie liczby godzin religii wywrze na kościoły oraz rodziny.

Swoją czterostronicową opinię przedstawiciel MON podsumowuje zaś: W świetle poczynionych wyżej uwag nie uzgadniam projektu rozporządzenia Ministra Edukacji zmieniającego rozporządzenie w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach [podkreślenie redakcji].

Pod pismem podpisany jest wiceminister Paweł Bejda, z wykształcenia inżynier, polityk PSL.

W podobnym tonie wypowiedzieli się przedstawiciele Ministerstwa Infrastruktury.

W ich piśmie czytamy m.in. [o łączeniu grup]:

wydaje się, iż sytuacji takich należy unikać w zakresie przedmiotu, który dotyczy tak istotnej sfery jak duchowość. 
fragment stanowiska resortu infrastruktury

A proponowane przez MEN rozwiązania budzą wątpliwości co do zgodności z zasadą poszanowania autonomii kościołów i związków wyznaniowych oraz ich wzajemnego współdziałania z państwem na rzecz dobra wspólnego.

Pod tym pismem podpisany jest wiceminister Stanisław Bukowiec, absolwent polonistyki, po odejściu z Porozumienia Jarosława Gowina polityk PSL.

Pismo z Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi do złudzenia przypomina to z Ministerstwa Obrony Narodowej. Czytamy w nim: Takie warunki organizacyjne nie służą nauce religii przez dzieci i młodzież i każą zadać pytanie, czy dają im poczucie bezpieczeństwa tak potrzebne do dzielenia się swoimi przemyśleniami, wątpliwościami i przeżyciami w intymnej sferze, jaką jest życie duchowe.

Brzmi znajomo? To ta sama fraza, którą wcześniej radziliśmy zapamiętać.

Tak, tym ministerstwem również rządzi PSL. Pod pismem podpisany jest Bogusław Wijatyk, dyrektor generalny MRiRW. On też nie uzgodnił projektu MEN.

PSL kieruje w rządzie trzema resortami, wszystkie były krytyczne wobec zmian, dwa z nich wprost powiedziały "nie" proponowanym rozwiązaniom. Brak pozytywnej opinii jednak dla MEN nie jest wiążący.

Chcieliśmy sprawdzić, czy ministerstwa kierowane przez polityków PSL podobną zgodność wykazały w sprawie edukacji zdrowotnej. Dziś wiemy tylko, co sądził o niej wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Niestety, choć projekt nowych podstaw programowych (edukacji zdrowotnej oraz edukacji obywatelskiej) również trafił do konsultacji i uzgodnień międzyresortowych w październiku, 21 stycznia rano w RCL nie było ani jednej opinii, która by w jego sprawie wpłynęła. Dlaczego? 

- Sukcesywnie od dzisiaj będziemy publikować treść uwag w RCL. Pracujemy nad raportem z konsultacji; przewidujemy, że raport będzie gotowy do końca stycznia - poinformowała tvn24.pl Justyna Sadlak z biura prasowego MEN.

21 stycznia w RCL wieczorem nie było opinii resortu rolnictwa. Znalazły się za to opinie resortu infrastruktury - bez wątku edukacji zdrowotnej, bo podpisany pod pismem wiceminister Maciej Lasek (KO) skupił się na edukacji obywatelskiej, która jest w tym samym rozporządzeniu.

Z kolei stanowisko MON było całkowicie zbieżne z tym, co wcześniej mówił publicznie wicepremier Kosiniak-Kamysz.

kosiniak
Kosiniak-Kamysz: edukacja zdrowotna będzie nieobowiązkowa
Źródło: TVN24

Kto komu ustępuje?

Przyjrzyjmy się więc bliżej, co wydarzyło się w sprawie lekcji religii.

W połowie stycznia, gdy w mediach trwała już gorąca dyskusja o edukacji zdrowotnej, wiceministra edukacji Katarzyna Lubnauer była gościnią TVP Info. Tam, w rozmowie o lekcjach religii, padło dość nieoczekiwane zdanie: - Ustąpiliśmy w pewnych kwestiach Kościołowi.

Nieoczekiwane, bo wcześniejsze wypowiedzi zarówno Lubnauer, jak i Barbary Nowackiej były w tej sprawie bardzo stanowcze.

Zdanie wiceministry szybko pociągnęło więc za sobą pytania: czy to oznacza, że kolejny głośny projekt resortu edukacji upadnie z powodu kampanii wyborczej?

Kilka dni później okazało się, że nie. Wręcz przeciwnie. Mimo słów ze strony Kościoła, który krytykował również edukację zdrowotną, Nowacka podpisała rozporządzenie zmniejszające liczbę godzin religii. A zapowiedziane "ustępstwa" rzeczywiście są, ale raczej niewielkie.

Co zmieni się w nauczaniu religii i etyki od września 2025 roku?

  • Zmniejszenie liczby lekcji we wszystkich klasach i typach szkół z dwóch do jednej tygodniowo;
  • Lekcje powinny być umieszczone przed lub po obowiązkowych zajęciach (z możliwością odstąpienia od tej zasady w tych klasach, w których wszyscy uczniowie uczęszczają na lekcje religii lub etyki);
  • Zarówno na etyce, jak i religii dzieci będą mogły być łączone w grupy z różnych klas, a nawet szkół. Z wyjątkiem klas 1-3 szkół podstawowych.

Choć początkowo MEN chciało, żeby w przypadku niewielkiej liczby chętnych można było łączyć na lekcjach religii i etyki wszystkie dzieci - również w klasach 1-3 szkół podstawowych - z tego rozwiązania się wycofano. To największe z ustępstw, które zapowiadała Lubnauer.

Aktualnie czytasz: MON i MEN mogą się pomylić, gdy mowa o religii w szkole. W co gra PSL?

Barbara Nowacka mówiła o tym tuż przed podpisaniem rozporządzenia na konferencji prasowej 16 stycznia: - Wspólnie z Episkopatem uznaliśmy, że łączenie uczniów klas 1-3 na lekcjach religii nie przynosi oczekiwanych korzyści edukacyjnych. 

Ale dopytywana, kiedy podpisze rozporządzenie, odpowiadała, że jeszcze potrzebuje czasu. Ton jej wypowiedzi mógł sugerować, że rozmowy ze stroną kościelną przebiegają spokojnie.

basia
Nowacka: Od 1 września 2025 roku jedna godzina religii w tygodniu
Źródło: TVN24

Miało być "stopniowo", wyszło "skokowo"

Dziennikarka "Faktów" TVN Arleta Zalewska pisze, że sztab Koalicji Obywatelskiej w kampanii wyborczej zmienia wizerunek swojego kandydata Rafała Trzaskowskiego i unika twardych światopoglądowych tematów. Kandydat jednocześnie rozmawia z rolnikami, wychwala zalewajkę i polskie wino, tańczy z kołami gospodyń wiejskich oraz odwiedza górali. A potem składa kwiaty na grobach ks. Józefa Tischnera i ks. Jerzego Popiełuszki. Trzaskowski - całkowicie w sprzeczności ze swą dotychczasową polityką - już ogłosił, że zajęcia z edukacji zdrowotnej nie powinny być obowiązkowe. - Trzaskowski robi się na konserwatystę, Baśka musi to zrozumieć - mówił Zalewskiej polityk KO.

Z kolei z ustaleń tvn24.pl wynika, że ministra Nowacka zdecydowała się na stanowczy ruch w związku z religią, bo po porażce z edukacją zdrowotną potrzebowała - również medialnego - sukcesu. 

Kluczowe dla tej decyzji było zdanie, które znajdujemy już w pierwszym obszernym stanowisku Konferencji Episkopatu Polski. Biskup Marczak przyznaje w nim, że strona kościelna "jest gotowa zaakceptować stopniową redukcję wymiaru godzin religii". 

Fragment stanowiska KEP z 8 listopada 2024 r.
Fragment stanowiska KEP z 8 listopada 2024 r.
Źródło: Rządowe Centrum Legislacji

- Pani minister po prostu pominęła słowo "stopniowo". I postanowiła przeprowadzić zmianę raz, a nie dla wybranych roczników, tak by nie rozciągać sprawy w czasie - usłyszałam od doświadczonego ministerialnego urzędnika. - Wierzymy, że to rozwiązanie na rękę Kościołowi, bo spadającą frekwencję łatwiej będzie utrzymać przy jednej godzinie lekcyjnej. Część młodzieży rezygnowała dotąd z katechezy nie z powodu utraty wiary, a braku czasu na przykład na przygotowanie się do matury. Kościół nie mówi o tym chętnie - dodawał.

"Z lekcji religii korzysta coraz mniej osób". Mimo sprzeciwu Kościoła MEN wprowadza zmiany
Źródło: Adrianna Otręba/Fakty TVN

W 2024 roku w polskich szkołach i przedszkolach uczęszczało na lekcje religii ok. 78,6 proc. uczniów - wynika z danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego. W pięć lat ich liczba spadła o prawie 10 punktów procentowych.

Nowacka nie posłuchała nie tylko prośby o ewentualną stopniową zmianę. Pominęła jeszcze jeden istotny aspekt. Kościół "wyrażał gotowość" na tę zmianę tylko w sytuacji, gdy religia lub etyka (do wyboru) stałyby się zajęciami obowiązkowymi.

To rozwiązanie, będąc ministrem, obiecywał Przemysław Czarnek. Ostatecznie jednak poległ i mimo licznych wystąpień medialnych na ten temat nie zaprezentował nawet projektu rozporządzenia.

W MEN Barbary Nowackiej w ogóle nie rozważano, by religię i etykę - bez względu na liczbę godzin - uczynić obowiązkowymi.

- Nie możemy się zgodzić, by te lekcje miały być obowiązkowe, bo rodzice muszą mieć faktyczne prawo wyboru. W części szkół etyki też uczą katecheci, więc tam to prawo byłoby ograniczone. Tylko tam, gdzie jest prawo, by nie wybierać żadnej z lekcji, mówimy o wolności - komentuje Lubnauer w rozmowie z tvn24.pl.

Ministra Nowacka nie brała więc pod uwagę uczynienia lekcji obowiązkowymi. A na razie wykonała skok na głęboką wodę, którego efekty szczególnie bolesne mogą być… dla innych. Dokładniej - dla grupy nauczycieli katechetów. A to nie tylko osoby duchowne, ale i świeckie.

Na pierwsze reakcje nie trzeba było długo czekać: Stowarzyszenie Katechetów Świeckich wyraża swój stanowczy sprzeciw wobec zredukowania lekcji religii do jednej godziny w tygodniu oraz umieszczania jej w planie lekcji przed lub po przedmiotach obowiązkowych. W związku z wprowadzeniem tych zmian, co odbyło się wbrew stanowisku kościołów i związków wyznaniowych, konieczne jest zaskarżenie rozporządzenia do odpowiednich organów oraz przedstawienie problemu dyskryminacji ze względu na przynależność religijną na forum międzynarodowym [podkreślenie redakcji] - piszą katecheci w oficjalnym stanowisku.

- Wyszliśmy naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa, z danych CBOS wynika, że 79 proc. Polaków chciało takiego rozwiązania - komentuje Lubnauer. - Potrzeby osób wierzących są zaopiekowane, bo nie będą musiały na religię czekać. Ale jako pierwsi zajęliśmy się także potrzebami pozostałych uczniów i uczennic.

Aktualnie czytasz: MON i MEN mogą się pomylić, gdy mowa o religii w szkole. W co gra PSL?

Zdaniem katechetów zmiany doprowadzą do dyskryminacji uczniów, nauczycieli i rodziców, którzy chcą, by ich dzieci uczęszczały na lekcje religii lub etyki. 

Według szacunków stowarzyszenia - w związku ze zmniejszeniem liczby zajęć - pracę może stracić nawet kilkanaście tysięcy osób. Komentują to tak:

Nigdy w historii polskiego szkolnictwa żadna grupa nauczycieli nie doświadczyła takiej dyskryminacji w zatrudnieniu jak nauczyciele religii. Zostaliśmy oszukani przez Minister Nowacką, która składała obietnice zaopiekowania się świeckimi katechetami i umożliwienia im dalszej pracy w szkolnictwie, zapowiadała oferty przekwalifikowania dla tej grupy zawodowej, co okazało się bez pokrycia. Taka sytuacja nie mieści się w standardach krajów demokratycznych.

Stowarzyszenie Katechetów Świeckich liczy na wsparcie Rzecznika Praw Obywatelskich. A dodatkowo postuluje, aby utworzyć w szkołach stanowiska konsultantów do spraw równego traktowania ze względu na wyznawaną wiarę i przynależność do kościołów i związków wyznaniowych lub ich brak w celu zapobiegania i eliminacji dyskryminacji uczniów oraz nauczycieli. 

Uczestnicy protestu zorganizowanego przez Stowarzyszenie Katechetów Świeckich na placu Zamkowym w Warszawie
Uczestnicy protestu zorganizowanego przez Stowarzyszenie Katechetów Świeckich na placu Zamkowym w Warszawie
Źródło: PAP/Albert Zawada

Komisja Episkopatu Polski po podpisaniu rozporządzenia MEN jeszcze w weekend wydała stanowcze oświadczenie, które kończy słowami:

Oczekujemy, że Ministerstwo Edukacji Narodowej powróci do stosowania standardów państwa prawa i odstąpi od podejmowania działań konfrontacyjnych wobec osób wierzących, które są pełnoprawnymi obywatelami Rzeczypospolitej Polskiej. 

Nowacka wielokrotnie przypominała, że zmiany dotyczą organizacji katechezy, a nie samego faktu istnienia lekcji religii w szkołach, co wynika z umowy z Kościołem. -  My nie kwestionujemy konkordatu, który zakłada, że lekcje religii mają być organizowane przez szkołę, tylko rozmawiamy o ich wymiarze - mówiła pod koniec roku w TVN24.

I zrobiło się ciszej

W sprawie religii zamilkli za to ministrowie z PSL. Cisi są też raczej szeregowi politycy, z wyjątkiem Marka Sawickiego w rozmowie z PAP. Ten twierdzi, że minister Nowacka "wyleciała przed szereg z ograniczeniem lekcji religii" - w geście "wdzięczności" wicepremierowi Kosiniakowi-Kamyszowi, a więc po prostu po to, by się na nim odegrać za to, co zrobił z edukacją zdrowotną. Poseł ludowców przypomniał, że PSL proponowało pozostawienie dwóch godzin lekcji religii finansowanych z budżetu państwa. Mniej mogłoby ich być wtedy, gdy społeczność danej szkoły doszłaby do wniosku, że tego potrzebuje.

- Politycy PSL mają prawo do odmiennego zdania w sprawie religii, a my do prowadzenia polityki edukacyjnej jak najlepszej dla większości uczniów - mówi wiceministra Lubnauer.

Kosiniak
Kosiniak-Kamysz: tradycja, historia, kultura, ale również przyszłość jest dla nas ważna

Prof. Doroty Piontek, politolożki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, nie dziwi, że w tym samym czasie w MEN przyjmuje się jedne przepisy wbrew Kościołowi i PSL, a inne - krytykowane przez te same organizacje - odrzuca. - Trudno nie rozpatrywać tego w kategorii politycznego dealu - komentuje. I zaraz dodaje: - To dramat, że kwestie edukacji są u nas tak silnie upolitycznione, bo to niedobre w kontekście wyzwań, przed którymi stoimy jako społeczeństwo, na przykład tych związanych z nowymi technologiami. 

Jej zdaniem mamy w Polsce do czynienia z ideologizowaniem wszystkich tematów dotyczących seksualności człowieka, co przesłania inne ważne kwestie. - Ludzie słyszą "seks" i zaraz zapominają, że mówiliśmy o zdrowiu, a edukacja jest częścią tak potrzebnej nam profilaktyki - komentuje.

Kwestia religii mniej nas już rozpala? - dopytuję.

- W przypadku religii wyraźnie widzimy od lat spadek zainteresowania udziałem dzieci w lekcjach - przypomina politolożka. - To temat, który oczywiście pewne środowiska oburzy, ale nie jest tak nośny jak seksualność. Ona stała się elementem szerszej wojny kulturowej. Do formułowania sądów na ten temat ludzie nie potrzebują wiedzy. Wystarczą poglądy.

Politolożka przypomina, że wpływ na dyskusję na oba tematy ma ewidentnie kampania przed majowymi wyborami prezydenckimi. - Zastanawia mnie, na czym polega przekonanie polityków, że ich wyborcy oczekują konserwatywnych zagrań - mówi. - Oczywiście, zawsze będzie pewna grupa rodziców, którzy będą popierali wszystko, co usłyszą w Kościele. Ale czy ona naprawdę jest tak duża? Od lat obserwujemy raczej, że kraj się laicyzuje i liberalizuje w kwestiach światopoglądowych. A część polityków wciąż ma przekonanie, że kłaniać powinni się tym najbardziej konserwatywnym. Nie wiem, czy mają na to jakieś badania, czy raczej sami są bardziej konserwatywni, niż są w stanie przyznać - dodaje.

Aktualnie czytasz: MON i MEN mogą się pomylić, gdy mowa o religii w szkole. W co gra PSL?

Tymczasem statystyki potwierdzają słowa prof. Piontek o odsuwaniu się od Kościoła. Coraz mniej jest wiernych na mszach. Maleje też liczba udzielanych sakramentów i uczniów na lekcjach religii - wynika z najnowszych danych za 2023 rok.

Rodzice już 10 procent urodzonych w ubiegłym roku dzieci podjęli decyzję, że ich nie ochrzczą. Na religię chodzi ponad 88 procent uczniów podstawówek i tylko 58 procent uczniów liceów. To dane z Annuarium Statisticum Ecclesiae in Polonia.

Aktualnie czytasz: MON i MEN mogą się pomylić, gdy mowa o religii w szkole. W co gra PSL?

Kwestia zdrowia i religii to nie jedyne konserwatywne zwroty w narracji PSL. Kilka miesięcy temu politycy tej partii zajęli się również edukacją patriotyczną.

- Ministra Czarnka już nie ma, ale nadal są osoby, które mają potrzebę słuchania o tym, że w Polsce trzeba bronić wartości patriotycznych i do tych właśnie osób PSL adresuje swój komunikat - mówiła tvn24.pl pedagożka dr Iga Kazimierczyk. A socjolog prof. Piotr Podemski zauważał: - PSL postanowił zawalczyć o elektorat umiarkowanie konserwatywny, bo jest dziś zmuszony poszerzać w tym kierunku swoją bazę wyborczą, jeśli chce przetrwać.

Czy to się opłaca? Nasi rozmówcy uważają, że PSL może stracić na bojkotowaniu obowiązkowej edukacji zdrowotnej. Jak wynika z sondażu IBRIS dla Onetu przeprowadzonego w dniach 17-18 stycznia, Władysław Kosiniak-Kamysz znalazł się wśród liderów antyrangkingu zaufania. Był też politykiem, który zyskał w tym miesiącu najwyższy negatywny elektorat.

O oficjalny głos partii w sprawie religii we wtorek późnym popołudniem zapytaliśmy rzecznika PSL. Miłosz Motyka poinformował, że trwa posiedzenie klubu parlamentarnego i do sprawy odniesie się kolejnego dnia. 

Od września 2025 roku edukacja zdrowotna nie będzie obowiązkowa, za to religii ma być w szkołach mniej.

Tymczasem wszystkie trzy resorty, którymi w rządzie Donalda Tuska kieruje PSL, wypowiedziały się negatywnie o zmianach w nauczaniu religii w szkołach.

Z ustaleń tvn24.pl wynika, że ministra edukacji Barbara Nowacka zdecydowała się na stanowczy ruch dotyczący religii, bo po porażce z edukacją zdrowotną potrzebowała - również medialnego - sukcesu.

Przeciwko zamachowi na liczbę godzin religii w szkole wystąpił już Kościół katolicki oraz Stowarzyszenie Katechetów Świeckich.

- W przypadku religii wyraźnie widzimy od lat spadek zainteresowania udziałem dzieci w lekcjach. To temat, który oczywiście pewne środowiska oburzy, ale nie jest tak nośny jak seksualność - mówi politolożka prof. Dorota Piontek z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Dlatego nie byłby tak silnie wykorzystywany i polaryzujący w trwającej kampanii wyborczej jak edukacja zdrowotna.

Zmniejszenie liczby lekcji we wszystkich klasach i typach szkół z dwóch do jednej tygodniowo;

Lekcje powinny być umieszczone przed lub po obowiązkowych zajęciach (z możliwością odstąpienia od tej zasady w tych klasach, w których wszyscy uczniowie uczęszczają na lekcje religii lub etyki);

Zarówno na etyce, jak i religii dzieci będą mogły być łączone w grupy z różnych klas, a nawet szkół. Z wyjątkiem klas 1-3 szkół podstawowych.

Czytaj także: