Groźba rosyjskiej inwazji na Ukrainę oraz żądania Rosji domagającej się od Zachodu zdobycia wpływu na politykę zagraniczną takich państw, jak Polska czy Rumunia – to wielki test dla Niemiec.
Polityka niemiecka tkwi w sposobie myślenia o Rosji od końca lat 80. i początków lat 90., gdy Związek Sowiecki pod rządami Michaiła Gorbaczowa zamykał erę konfrontacji zimnowojennej i opowiadał się za reformami i szeroką współpracą europejską. Linię Gorbaczowa przez jakiś czas kontynuował Borys Jelcyn, zapowiadając demokratyzację i europeizację Rosji. Niemcy skorzystały na partnerstwie z Moskwą Gorbaczowa i Jelcyna, realizując historyczny cel w postaci zjednoczenia i zakończenia sowieckiej kontroli nad połową obecnej RFN. Współczesna Rosja Putina kategorycznie odrzuca tamten model współpracy z Zachodem, a w polityce wewnętrznej zdobycze wolnościowe epoki lat 90. są tylko wspomnieniem.
Jednak Niemcy tkwią w przeświadczeniu, że z Rosją powinno się nadal tak samo rozmawiać i handlować, ponieważ Rosja odcinana od Europy i Zachodu jest niebezpieczna. Wielu partnerów Niemiec próbuje im wyperswadować, że handlowanie i rozmawianie z Rosją bez stawiania jej warunków prowadzi tylko do większej agresywności i większych zagrożeń ze strony Moskwy.
Taka logika myślenia o Moskwie mogła działać w latach Gorbaczowa i Jelcyna, dlatego że obaj przywódcy, przy wszystkich zastrzeżeniach, chcieli, aby Związek Sowiecki, a potem Rosja pożegnały się ze spuścizną ponad 70 lat totalitarnego komunizmu i przyjęły, choćby częściowo, europejski model rozwoju społeczeństwa i gospodarki, oparty o system liberalny, wolnościowy, demokratyczny. W polityce zagranicznej taka Rosja opornie, z niechęcią, ale jednak godziła się na odstąpienie od imperialnego stanu posiadania.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam