|

Niemiecka polityka wobec Rosji: w ślepym zaułku sprzeczności

shutterstock_1885437838
shutterstock_1885437838
Źródło: Shutterstock

Groźba rosyjskiej inwazji na Ukrainę oraz żądania Rosji domagającej się od Zachodu zdobycia wpływu na politykę zagraniczną takich państw, jak Polska czy Rumunia – to wielki test dla Niemiec.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Polityka niemiecka tkwi w sposobie myślenia o Rosji od końca lat 80. i początków lat 90., gdy Związek Sowiecki pod rządami Michaiła Gorbaczowa zamykał erę konfrontacji zimnowojennej i opowiadał się za reformami i szeroką współpracą europejską. Linię Gorbaczowa przez jakiś czas kontynuował Borys Jelcyn, zapowiadając demokratyzację i europeizację Rosji. Niemcy skorzystały na partnerstwie z Moskwą Gorbaczowa i Jelcyna, realizując historyczny cel w postaci zjednoczenia i zakończenia sowieckiej kontroli nad połową obecnej RFN. Współczesna Rosja Putina kategorycznie odrzuca tamten model współpracy z Zachodem, a w polityce wewnętrznej zdobycze wolnościowe epoki lat 90. są tylko wspomnieniem.

Jednak Niemcy tkwią w przeświadczeniu, że z Rosją powinno się nadal tak samo rozmawiać i handlować, ponieważ Rosja odcinana od Europy i Zachodu jest niebezpieczna. Wielu partnerów Niemiec próbuje im wyperswadować, że handlowanie i rozmawianie z Rosją bez stawiania jej warunków prowadzi tylko do większej agresywności i większych zagrożeń ze strony Moskwy.

Taka logika myślenia o Moskwie mogła działać w latach Gorbaczowa i Jelcyna, dlatego że obaj przywódcy, przy wszystkich zastrzeżeniach, chcieli, aby Związek Sowiecki, a potem Rosja pożegnały się ze spuścizną ponad 70 lat totalitarnego komunizmu i przyjęły, choćby częściowo, europejski model rozwoju społeczeństwa i gospodarki, oparty o system liberalny, wolnościowy, demokratyczny. W polityce zagranicznej taka Rosja opornie, z niechęcią, ale jednak godziła się na odstąpienie od imperialnego stanu posiadania.

To, co działało za czasów Helmuta Kohla i Borysa Jelcyna, teraz nie działa
To, co działało za czasów Helmuta Kohla i Borysa Jelcyna, teraz nie działa
Źródło: Dmirty Sokolov/EPA/PAP

Miarą reform w Rosji była też zawsze skala chęci zmierzenia się z historią rodzimego totalitaryzmu. Dlatego za Gorbaczowa i Jelcyna Stowarzyszenie Memoriał mogło działać, za czasów Putina - już nie. Nostalgia za Rosją reform i demokracji nie jest żadną odpowiedzią na dzisiejsze zagrożenie ze strony Rosji putinowskiej. Niestety ta nostalgia wielu Niemcom utrudnia porzucenie złudzeń.

Martwa formuła Ostpolitik

Niemcy wysyłają bardzo sprzeczne sygnały w obecnym kryzysie. Z jednej strony podpisują się pod wszystkimi stanowczymi zapowiedziami Zachodu, który ostrzega Moskwę przed inwazją na Ukrainę. W lutym do Rumunii mają polecieć myśliwce niemieckich sił powietrznych, aby wesprzeć wschodnią flankę NATO. Ale z drugiej strony wysyłają też sygnał zwątpienia w sens bardzo twardych sankcji. Nie deklarują jednoznacznie, że gazociąg Nord Stream 2 nie zostanie uruchomiony na wypadek ataku na Ukrainę i nie są entuzjastami całościowego odcięcia Rosji od płatności międzynarodowych w systemie SWIFT, a opowiadają się jedynie za odcięciem precyzyjnie wskazanych banków i instytucji finansowych. Niemieckie zygzaki w polityce wobec Rosji, najdelikatniej mówiąc, irytują sąsiadów Niemiec takich jak Polska czy Litwa, ale i innych sojuszników, w tym Finlandię czy Szwecję, które liczą się z zagrożeniem rosyjskim, ale nie są objęte natowskimi gwarancjami. Ukraińcy są szczególnie poirytowani niejasnym stanowiskiem Berlina wobec zagrożenia dla istnienia ukraińskiego państwa.

Niemiecka polityka wschodnia Ostpolitik, czyli konsekwentna wiara w ciągły dialog i szeroką współpracę gospodarczą z Rosją, co miało zagwarantować Europie oraz Rosji i Niemcom trwały pokój i bezpieczeństwo, dzisiaj zabrnęła w ślepą uliczkę. Tak rozumiana Ostpolitik sprawdzała się, w momencie gdy Związek Sowiecki stanął w obliczu całkowitego załamania w latach 1990-1991. Wtedy, w zamian za zgodę na pokojowe zjednoczenie Niemiec na warunkach Zachodu oraz na pokojową rezygnację z imperialnej kontroli nad Polską czy Czechosłowacją, Niemcy w imieniu całego bogatego świata zachodniego zaoferowały Rosji długotrwałe partnerstwo i znaczące wsparcie finansowe po bankructwie ZSRR. To była sensowna polityka. Zabezpieczenie współpracy z Rosją otwarło też drogę do włączenia Polski i jej sąsiadów do NATO i Unii Europejskiej, co było strategicznym celem Niemiec i Ameryki. W tej formuje Ostpolitik jest dzisiaj martwa.

Polityka partnerstwa politycznego i gospodarczego z Rosją nie ma sensu, w sytuacji gdy Kreml i jego otoczenie całkowicie zeszli z drogi wolności i wznowili w polityce wewnętrznej funkcjonowanie systemu dyktatorskiego, opartego na kulcie jednostki Władimira Putina. Zwrot w polityce zagranicznej wymierzony jest w suwerenność sąsiadów Rosji, wszystkich sąsiadów, którzy odzyskali albo uzyskali suwerenność w wyniku rozpadu komunistycznego imperium sowieckiego. Chodzi tu i o Ukrainę, i o Polskę. Putinowska Rosja nie toleruje niezawisłej Ukrainy i zmierza do likwidacji ukraińskiej państwowości i odrębności narodowej. Putin i jego maszyna propagandowa definiuje Ukrainę jako "państwo sezonowe". Pamiętamy choćby z polskiej historii, do czego doprowadziło odmawianie Polsce przez jej sąsiadów prawa do posiadania trwałego państwa. Haniebny zwrot "państwo sezonowe" powinien być także groźnym memento dla demokratycznych, europejskich Niemiec.

Narzędzia, jakimi posługiwały się Niemcy, prowadząc Ostpolitik, są dzisiaj niemal kompletnie bezużyteczne. Rosja nie chce dialogu i współpracy, chce rozbić zachodni sojusz, aby z grupą silnych państw, jak Niemcy czy Francja w Europie, a w świecie Stany Zjednoczone i Chiny, decydować o losach świata. Jest to dokładna odwrotność zasad i wartości, którymi przynajmniej werbalnie kieruje się polityka niemiecka: pokój, wolność, poszanowanie granic, otwarty handel, integracja europejska, równość państw, odejście od imperialnych stref wpływów. Przymykanie oczu w Niemczech na to, że Rosja w urzeczywistnianiu tych wartości nie jest żadnym partnerem i długo nim nie będzie, doprowadzi do rosnących irytacji między Niemcami a innymi partnerami w zachodnich sojuszach, w tym z Polską.

Energetyka i dziedzictwo wojny

Szpagat polityki niemieckiej ma także dwie inne podstawy. Jedną, mniej sympatyczną, twarz ścisłych powiązań biznesowych, wręcz osobistych, zwłaszcza w energetyce. Rosja jako dostawca paliwa do Niemiec zarabia miliardy na eksporcie surowców do pierwszej gospodarki Europy. I drugą, sympatyczną, ale i naiwną: twarz właśnie tych wzniosłych wartości, na czele z polityką na rzecz utrzymania pokoju Friedenspolitik. Niemcy z tej szkoły myślenia nie rozumieją często albo nie dostrzegają, że wartość pokoju jako sprawy nadrzędnej nie ma w Rosji znaczenia. Że dla Moskwy liczy się wyłącznie siła i możliwość zadania ciosu innym, a także delektowanie się tym, że inni czują strach przed Rosją. Rosyjska propaganda i kultura współczesna są przesiąknięte uwielbieniem dla militarnej potęgi. Tu nie ma żadnego pola stycznego. Kiedy Niemcy debatują, czy jest zgodne z ich racją stanu, ze względu na historię wojen światowych przeciwko Rosji, wysyłanie broni na Ukrainę, która może być użyta w wojnie przeciwko Rosjanom, to Kreml, ignorując wszelkie prawo i niuanse historyczne, grozi wojną w Europie. Niemiecki pacyfizm, sam w sobie przecież przez dekady pożądany przez ich sąsiadów, w przypadku zagrożenia wojną staje się groteskowy i szkodliwy. Nie jest żadną odpowiedzią na śmierć kilkunastu tysięcy ludzi w wojnie na wschodzie Ukrainy rozpętanej przez Rosję.

Co w takim razie zdecydują Niemcy, jeśli Rosja dokona napaści na państwo ukraińskie? Mimo wszystko mam nadzieję, że niemiecka klasa polityczna, z wyjątkiem prorosyjskiej radykalnej lewicy Linke i prorosyjskiej radykalnej prawicy AfD, bezwarunkowo wesprze działania zachodniej wspólnoty wobec Moskwy. Można mieć nadzieję, że najważniejsi niemieccy politycy zdają sobie sprawę z tego, że utrzymanie więzów gospodarczych z Moskwą, przede wszystkim uruchomienie Nord Stream 2, po ataku na Ukrainę będzie kompromitujące. To chyba powoli przebija się w myśleniu wielu wpływowych Niemców. Ale wciąż nie zostało to powiedziane wprost. Nowe sankcje gospodarcze wobec Rosji będą wtedy silne i solidne, jeśli wezmą w nich udział Niemcy, najsilniejsza gospodarka Unii Europejskiej i jedna z najważniejszych gospodarek świata.

Dzisiejszy szpagat niemieckiej polityki zagranicznej jest pochodną także specyficznej roli, jaką Niemcom przypisano po II wojnie światowej. Ameryka uzależniła Niemcy od siebie w kwestii bezpieczeństwa. Niemcy po katastrofach wojen światowych chętnie scedowali odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo na zachodnich partnerów, którzy dali w zamian Niemcom pełną swobodę rozwoju gospodarczego. Dzisiaj łatwo przychodzi uznanie Niemiec za pierwszą potęgę gospodarczą Europy, ale sądzę, że nadal wielu sąsiadów Niemiec woli, by nie była to pierwsza potęga wojskowa na kontynencie europejskim. Gdyby Niemcy przeznaczały na wojsko 2 procent swojego PKB, Bundeswehra byłaby najsilniejszą armią w Europie. A stan na teraz jest taki, że za bezpieczeństwo Niemiec odpowiada głównie Waszyngton. Pod parasolem amerykańskim kwitł pacyfizm i wiara w pokojową i demokratyczną ewolucję Rosji. Pacyfizm pozostał, poszerzony o chęć robienia interesów z Kremlem. Pokojowa i demokratyczna ewolucja w Rosji to westchnienie z dawno minionej epoki.

Jest jeden ważny sygnał, płynący z Niemiec, choć jest on mało pocieszający dla Ukrainy: czołowe partie polityczne Republiki Federalnej: SPD, CDU, Zieloni, FDP są dzisiaj zwolennikami NATO i nie mają żadnych zastrzeżeń wobec wzmocnienia wschodniej flanki, w tym Polski. Od zjednoczenia Niemcy zdają sobie sprawę, że 70 km od ich stolicy na wschód powinna rozciągać się strefa zachodnia - NATO i UE. To daje im poczucie pewności i komfortu, także gwarancję swobodnego rozwoju. Ale niestety to myślenie nie dotyczy obszaru byłego Związku Sowieckiego. Niewiele wskazuje na to, że to się w niemieckim myśleniu zmieni.

Czytaj także: