Wydawało się, że po wielkim zatruciu Odry latem ubiegłego roku nauczymy się wreszcie dbać o rzeki. Ale ślad po zrzucie ścieków - zwisający papier toaletowy ze studzienki przy Małej Słupinie na Pomorzu - uzmysławia nam, że na dobrą sprawę nic się nie zmieniło. - Powinniśmy zapobiegać powstawaniu patologii, a nie łatać jedną dziurę w dziurawym jak durszlak systemie. O skażeniu dowiadujemy się, gdy jest już za późno, gdy rzeka umiera - mówi hydrolog Michał Przybylski.
Ludzie gadają, ale według wójta to gadanie jest "ludowe". Czyli że nie jest oparte na faktach. Jednak w tym przypadku nie kończy się na zwykłym utyskiwaniu. Wędkarze trzykrotnie składali doniesienie do prokuratury. Inspektorzy służb ochrony środowiska wielokrotnie stwierdzali zanieczyszczenia w spuszczanych do rzeki ściekach. Wszczęli postępowanie, nałożyli karę. Sprawa trafiła do sądów.
I co? I nic. Żadnej kary na razie gmina nie poniosła, nikt za kratki nie trafił. A ścieki dalej płyną do rzeki szerokim strumieniem, jak nie tym otworem, to innym. Tak jak we wtorek, 7 marca tego roku, przy moście w miejscowości Młynek.
Romantyczne pocałunki, aromatyczne opary
Na początek - rzut oka na mapę.
Obok Przodkowa - wsi na Kaszubach - płynie rzeczka Mała Słupina. Tu znajduje się oczyszczalnia ścieków. Dalej rzeczka płynie w stronę Żukowa, by wpaść do Raduni - największej rzeki w okolicy, wijącej się malowniczo przez środek Szwajcarii Kaszubskiej. Od niej swoją nazwę biorą jeziora Raduńskie, a sama rzeka jest często wykorzystywana przez rodziny spływające kajakami. Ale to w górnym biegu, zaś tu, za Żukowem, po zasileniu wodami Małej Słupiny, Radunia płynie w terenie bardziej przemysłowym i zurbanizowanym, by dalej wpłynąć do Gdańska.
Brunatna breja wpływająca do rzeczki w okolicach Przodkowa płynie więc do Gdańska, tam przepływa pod słynnym Żurawiem i pod Mostem Miłości, na którym młode pary robią sobie zdjęcia, tonąc w romantycznych pocałunkach i aromatycznych oparach.
Dumni włodarze, wściekli wędkarze
Opowieść o nieoczyszczonych ściekach płynących z Przodkowa do Gdańska można podzielić na kilka odcinków.
Odcinek pierwszy: październik 2014 roku. Władze gminy z dumą poinformowały, że zakończyła się modernizacja oczyszczalni ścieków w Przodkowie. Inwestycja kosztowała 2,85 mln zł, z czego Unia Europejska dołożyła 1,35 miliona.
Odcinek drugi: wrzesień 2019 - wędkarze alarmują, że z oczyszczalni w Przodkowie do Małej Słupiny płynie brunatna śmierdząca breja. Na miejsce przybywają inspektorzy Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska (WIOŚ). Pobierają próbki, wysyłają do laboratorium. Tam badanych jest pięć parametrów, które zostały określone w pozwoleniu wodnoprawnym dla oczyszczalni (i których oczyszczalni nie wolno przekraczać). Tymczasem "przekroczenia" są bardzo duże. Dla przykładu: tzw. chemiczne zapotrzebowanie tlenu w trakcie normalnego funkcjonowania instalacji (gdy nie ma awarii) powinno wynosić nie więcej niż 125. Wynosiło 3700.
Biogeny. Jak w Odrze
Dokumentację sprawy, w tym wyniki wielu badań laboratoryjnych próbek pobieranych w latach 2019-2022, przekazałem hydrologowi Michałowi Przybylskiemu z Pomorskiego Towarzystwa Hydrologiczno-Przyrodniczego, właścicielowi Biura Projektów Środowiskowych w Gdańsku.
- Przekroczenia norm były, to jest bezsprzeczne - potwierdził po zapoznaniu się z materiałami. - I to raczej nie były ścieki z gospodarstw domowych.
- Jakiego rodzaju to były zanieczyszczenia?
- Nie jakieś toksyczne substancje, które spowodowałyby nagły pomór ryb. To były zanieczyszczenia biogenne, organicznie.
Biogeny, jak wyjaśnia Michał Przybylski, mogą być wprowadzane do rzek i jezior w sposób naturalny - to np. rozkładające się liście z drzew czy spływ wody z terenów naturalnych nieużytków. I z takim dopływem biogenów jezioro czy rzeka potrafi sobie radzić. Ale są biogeny wprowadzane do cieków wodnych także przez człowieka - spływają wraz z deszczówką z terenów rolniczych, gdzie stosowane są nawozy sztuczne, z wybetonowanych powierzchni na terenach zurbanizowanych, a także z instalacji punktowych, np. z oczyszczalni ścieków.
- Wędkarze też nie są tu bez winy - zaznacza Przybylski. - Do 25 procent dopływu biogenów w jeziorach wynika z ich działalności. Wrzucają do jezior duże ilości zanęty.
- W jaki sposób biogeny szkodzą rzece? - dopytuję.
- Związki w nich zawarte, jak fosfor i azot, mogą powodować rozwój organizmów - na przykład glonów, w konsekwencji prowadząc do zużycia tlenu i tworzenia się tak zwanej przyduchy. Wtedy dochodzi do śnięcia ryb.
- Brzmi jak scenariusz, który mieliśmy latem ubiegłego roku na Odrze - przyznaję.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam