Afera z udziałem influencerów nazwana Pandora Gate momentami przyćmiła w sieci brutalną kampanię wyborczą, w której Prawo i Sprawiedliwość na same reklamy w serwisie YouTube wydało 4 miliony złotych. - Można pokusić się o tezę, że gdyby któraś z gwiazd YouTube'a w szczycie zainteresowania Pandora Gate publicznie poparła którąś z partii, to mogłoby to mieć wpływ na wynik wyborczy - uważa Grzegorz Zajączkowski, lider cyfryzacji Komisji Europejskiej na Polskę.
Początek października 2023 r. zapisze się cezurą w historii polskiego internetu. Z panteonu influencerów i streamerów zaczęły być strącane największe gwiazdy - publicznie oskarżane m.in. o pedofilię, przemoc seksualną wobec nastoletnich i grooming.
Millenialsi i boomerzy, żyjący w tym czasie raczej debatą publiczną i brutalną kampanią wyborczą, musieli googlować, kim są Stuart B. "Stuu", Dubiel czy Gargamel. (Pato)streamerów demaskowali głównie inni youtuberzy sygnaliści, których paraśledcze materiały wideo niosły się w sieci szerzej niż narracje komitetów wyborczych partii politycznych.
Emocje, które Pandora Gate budziła w sieci, próbowali też zagospodarować politycy kandydujący do parlamentu.
W ministerstwie oglądają SA Wardęgę
3 października Sylwester Wardęga, jeden z głównych oskarżycieli Pandora Gate, który popularność zbudował m.in. filmami, na których przebierał się za Spidermana i uciekał przed policją, publikuje wideo o "Stuu". Materiał, złożony z zapisów rozmów (niektórych sprzed prawie dekady), wypowiedzi anonimowych ofiar B. i zachowanych nagrań głosowych, dowodził kontaktów Stuu z małoletnimi poniżej 15. roku życia, w tym sekstingu z 13-latką w 2014 r.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam