Polska to wspaniały kraj, z którego powinniście być dumni. Tylko nie pozwólcie, żeby zawładnęły nią ideologie, żeby wypełniły przestrzeń, z którą nie zgadzają się Polacy. Polska nie musi być prawicowa czy lewicowa, nacjonalistyczna lub faszystowska - przekonuje w "Rozmowach polsko-niepolskich" Oksana Czerkaszyna, ukraińska aktorka, która występuje w kontrowersyjnym spektaklu "Radio Mariia" o Polsce bez Kościoła. "To nie jest idealna przyszłość, ale lepsza", uważa.
CZYTAJ POZOSTAŁE "ROZMOWY POLSKO-NIEPOLSKIE" JACKA TACIKA >>>
Pierwszy raz na polskiej scenie stanęła w 2018 r. Wcześniej grała m.in. w rodzinnym Charkowie i w Kijowie. Za rolę w "Lwów nie oddamy" Oksana Czerkaszyna otrzymała w 2019 r. m.in. główną nagrodę aktorską w Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej, a także nagrodę za najlepszą rolę kobiecą na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Boska Komedia w Krakowie. "Za śmiałość i talent" weszła do spisu "50 śmiałych kobiet" magazynu "Wysokie Obcasy".
W Teatrze Powszechnym w Warszawie można zobaczyć ją w "Diabłach", "Jądrze ciemności" i "Radiu Mariia". O tym ostatnim na stronie teatru napisano: "Spektakl dla widzów od 18. roku życia. Zawiera sceny odnoszące się do tematyki religijnej, które pomimo ich satyrycznego charakteru mogą być uznane za kontrowersyjne". Przeciwko spektaklowi protestowało m.in. Ordo Iuris.
Jacek Tacik: Zaczyna się od pani monologu, którego finałem jest wyrzucanie do kontenerów na odpady religijnych artefaktów. Figura Jezusa w śmietniku miała szokować? Chodziło o wywołanie skandalu wokół spektaklu "Radio Mariia"?
Oksana Czerkaszyna: To nie religijne artefakty, a rekwizyty z magazynu teatralnego.
Już się pani tłumaczy?
Tak, bo nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, żeby używać przedmiotów kultu religijnego i to z bardzo prostego powodu: mogłoby to być obraźliwe dla osób wierzących. To, co wykorzystaliśmy, to rekwizyty - elementy fikcyjnej przestrzeni scenicznej.
Zdjęcie księdza Popiełuszki też było "rekwizytem"?
A kto to jest? Bo nie wiem.
Nie wie pani, kim był ksiądz Popiełuszko? To polski duchowny i obrońca praw człowieka w czasach komunizmu, zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Przez Kościół katolicki uznany za błogosławionego i męczennika.
Nie, bo nie ja byłam odpowiedzialna za rekwizyty… I nie ja jestem reżyserką spektaklu. A to, co pan widział w teatrze, to fikcja.
Jest 2037 rok. W "Radiu Mariia" leci audycja "Radykalna wyobraźnia", podczas której prowadzący - m.in. pani - świętują piętnastolecie obalenia Kościoła w Polsce.
Istotą tego spektaklu jest napięcie, które towarzyszy nam - aktorom i widzom - od początku do samego końca. Czasem trudno z siebie wyrzucić te złe emocje, które kłębią się w nas i zatruwają nasze głowy.
Jest pani wierząca?
Nie. I nie chodzę do kościoła. A co to ma do rzeczy?
To, że postać, którą pani gra nazywa się… Oksana Czerkaszyna, czyli tak, jak pani. I próbuję zrozumieć, czy to… po prostu pani?
Powtórzę: to, co pan widział, to fikcja. 2037 rok nie ma żadnego związku z rzeczywistością, nie ma w nim żadnych paralel ze współczesnością.
Za piętnaście lat może nie być Kościoła w Polsce?
To jest dobre pytanie. Ja ostatnio maluję w głowie apokaliptyczne wizje przyszłości. Bierze się to z napiętej sytuacji na wschodzie - możliwej rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Teatr w Polsce jest znany na poziomie sztuki krytycznej. I to nie tylko w tej części Europy, ale na całym kontynencie.
Teatr krytyczny zawsze patrzy w przeszłość i w jakiś sposób próbuje uporać się z traumą - na przykład historyczną, z którą zmaga się każdy kraj. Tu nie ma wyjątków. Albo z traumą osobistą. I na tym polega terapia - każe ci wrócić do miejsca, przeszłości, żeby ją przeżyć na nowo, ale inaczej. I może przez to zrozumieć jej sens? Stawić jej czoła?
Pracując nad "Radiem Mariia" doszliśmy do wniosku, że trzeba skupić się na przyszłości, aby wyobrazić sobie ją lepszą - nie idealną, ale po prostu lepszą.
To, co pokazaliśmy, to przyszłość bez Kościoła katolickiego w Polsce. Jeszcze raz podkreślam: to nie jest idealna przyszłość, ale lepsza.
Jeżeli pan pamięta, to ja mówię w spektaklu, że nie tworzymy światów idealnych, tworzymy po prostu światy lepsze. I cały spektakl "Radio Mariia" jest dla mnie super zabawą w przyszłość. Tyle i tylko tyle. Tu nie ma mowy o szokowaniu.
I czego dowiedziała się pani o Polsce podczas tej "super zabawy w przyszłość"?
Zaczęłam od lektury podręcznika do liceum z historii Polski. Przeczytałam to, co czytają polscy nastolatkowie.
Moi koledzy i koleżanki to Polacy. Oddziałują na mnie. Inspirują. Jesteśmy w permanentnym dialogu. I muszę się przyznać, że patrzę na ten kraj ich oczami. Jestem świadoma ich problemów, ograniczeń i lęków.
To znaczy?
Pochodzę ze wschodniej części Ukrainy, która jest zlaicyzowana. Nie byłam ochrzczona. Nie miałam żadnych obowiązków względem Kościoła. A tu w Polsce nie tylko, że chrzest jest właściwie obowiązkowy, to jeszcze chrzczeni nie mogą się mu sprzeciwić, bo są… dziećmi. A co z prawem wyboru?
Polska jest katolicka.
Tak, jest sporo kościołów. Ludzie uczestniczą w obrzędach religijnych. Jednak dla młodych to nie ma już znaczenia.
Kościół przestaje kreować tożsamość. Nie stoi już w centralnym punkcie życia rodzinnego lub społecznego.
Podczas audycji radiowej "Radia Mariia" mówi pani o poszukiwanych za mowę nienawiści Marku J., Stanisławie D. i Tadeuszu R. Zna pani ich prawdziwe nazwiska, wie pani, kto się za nimi kryje?
Dowiedziałam się o nich podczas prób do spektaklu. Koledzy opowiedzieli mi o nadużyciach w Kościele.
…seksualnych?
Każdy wie, o co chodzi. Po co to nazywać? W spektaklu nie musimy tego robić. Jest to niedopowiedziane. I dobrze.
Po co ten spektakl?
Mieszkam w Polsce już rok. I zawsze słyszę od moich przyjaciół, że chcą wyjechać, że tu już nie da się mieszkać, że są wykończeni, że jest im wstyd za innych Polaków i za rządzących, którzy ośmieszają kraj.
Też taka kiedyś byłam. I też krytycznie patrzyłam na Ukrainę. Widziałam jej niedociągnięcia, korupcję na szczytach władzy. Zaczęła się wojna i… zmieniłam nastawienie. Ukraina stała się moją Ukrainą.
I Polacy też kochają Polskę, którą próbuje zawładnąć dyskurs lewicowy lub prawicowy. I to ta prawica z lewicą zabiera Polakom ich ojczyznę. Jeśli oni czegoś nienawidzą, to nie jest to Polska, a ta przestrzeń, którą przejmują ideologie i partie polityczne.
Gdyby oczyścić dyskurs, wyrzucić z niego katolickość, prawicowość, nacjonalizmy, faszyzm, lewicowość, to zostałaby… po prostu Polska, którą kochają Polacy. To jest kraj, który da się lubić.
I o tym jest "Radio Mariia" - opowiada o kraju bez uprzedzeń, narzuconych narracji, niechęci, wrogości.
I jak reaguje publiczność?
Ja mam zawsze dobry kontakt z publicznością, ale nie zawsze publiczności podoba się to, co robimy. I to jest zupełnie normalne…
…czyli?
Albo od początku spektaklu ludzie są otwarci, albo zamykają się, ulegają napięciu, które jest nie do zniesienia. Do tej pory - a zagraliśmy "Radio Mariia" cztery razy - nasza publiczność potrafiła wczuć się w klimat spektaklu, rozumiała, że razem ćwiczymy wyobraźnię, że staramy się myśleć krytycznie.
Publiczność jest przyzwyczajona do niespodziewanych bomb. I jej się podobają. A w "Radiu Mariia" takich bomb… po prostu nie ma
…a może jest? I jest nią pani? Ukrainka, która "wtyka nos w nie swoje sprawy"? Były już takie oskarżenia?
Ja nie jestem aktywistką. To, co robię, mieści się w granicach i przestrzeni sztuki. A co to sztuka? Instrument, za pomocą którego można przekonać ludzi do krytycznego myślenia o różnych problemach.
Mam bardzo dużo szacunku do Polski. Moja droga do waszego kraju i polskiego teatru rozpoczęła się od zaproszenia, które otrzymałam od Katarzyny Szyngiery - reżyserki głośnego spektaklu "Lwów nie oddamy". Niezwykle krytycznego wobec Polski. Aktorzy, z którymi pracowałam, byli bardzo otwarci i odważni. Nie bali się mówić o trudnych, skomplikowanych sprawach.
Spektakl był o kryzysie imigracyjnym. Kasia podawała, że wtedy - a było to w 2018 roku - mieszkały w Polsce nawet dwa miliony Ukraińców. Chyba jednak przesadzone liczby. Było ich mniej.
Napięcia jednak pozostawały. Kiedy Kasia zaprosiła mnie do swojego projektu, nie byłam ich świadoma… tych napięć pomiędzy Ukraińcami a Polakami. Może dlatego, że pochodzę ze wschodniej Ukrainy? Nigdy tak bardzo nie dotyczyła mnie historia Bandery i UPA. Oczywiście, że w szkole nas o niej uczono, ale nie widziałam nigdzie żadnych pomników, nikt nie gloryfikował ludzi, którzy działali na Wołyniu.
Moja polityczna świadomość, także w relacjach ukraińsko-polskich, opierała się na Pomarańczowej Rewolucji i Majdanie. Ukraińcy mieli ogromne wsparcie od swoich polskich przyjaciół.
Od momentu, gdy zaczęły się próby do spektaklu Kasi, zaczęłam jednak inaczej patrzeć na nasze relacje: dużo czytałam, obserwowałam to, co pisały media albo internauci w mediach społecznościowych. Hejt na Ukraińców wylewał się ze stron internetowych. Nie mogłam w to uwierzyć.
Od kiedy pani mieszka w Polsce?
Od 2018 roku. Tylko jeszcze wtedy z przerwami. Kilka miesięcy w Polsce, a później - resztę roku w Ukrainie.
I jak się pani tu czuje?
Dobrze. Gdyby było inaczej, nie spędziłabym tu nawet jednego dnia. Wróciłabym od razu do domu.
Zdarzają się oczywiście pojedyncze przypadki, gdy ktoś mnie zaczepi… z powodu mojego niepolskiego akcentu.
Społeczeństwo polskie jest jednorodne, monokulturowe. I może to jest problem? A to, że zaproszono do projektu teatralnego Ukrainkę… to też jest pewien gest, chęć otwarcia się na inność.
I w 2037 roku nadal będzie pani mieszkać w Polsce?
Trudno powiedzieć, bo się nad tym nie zastanawiałam. Nie mam aż tak dalekosiężnych planów związanych z moim życiem. Ale raczej nie wiążę swojej przyszłości z Polską.
Dostałam propozycję pracy w polskim teatrze i z niej skorzystałam. Po prostu otworzyłam granice mojej świadomości artystycznej.
I jestem wdzięczna losowi, bo mogłam i nadal mogę poznawać Polskę i Polaków. Już raz to powiedziałam: Polska to wspaniały kraj, z którego powinniście być dumni. Tylko nie pozwólcie, żeby zawładnęły nią ideologie, żeby wypełniły przestrzeń, z którą nie zgadzają się Polacy. Polska nie musi być prawicowa czy lewicowa, nacjonalistyczna lub faszystowska. Polska to Polska.
Autorka/Autor: Jacek Tacik
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: fot. Magda Hueckel/Teatr Powszechny w Warszawie