To na trawie wszystko się dla niej zaczęło i tam też dobiegło końca. W Wimbledonie wygrywała 20 razy, w tym dziewięć razy w grze pojedynczej. Ten rekord pozostaje niepobity do dziś, nie jedyny zresztą. Ale dla Martiny Navratilovej życie po tenisie wcale się nie skończyło.
Martina Navratilova uwielbia Wimbledon i nie zanosi się na to, żeby miała przestać. Nic dziwnego, skoro tylko w singlu triumfowała tam rekordowe dziewięć razy. Dzięki sportowym sukcesom, ale i postawie poza kortem, jej głos dociera dzisiaj wszędzie. O prawa mniejszości seksualnych walczy od dekad, będąc pierwszą gwiazdą tych rozmiarów, na dodatek pochodzącą zza żelaznej kurtyny, która coming outu dokonała publicznie. Swojej partnerce oświadczyła się przed kamerami telewizyjnymi, by pokazać, że każdy ma prawo do miłości i wolności.
Przed wimbledońskim debiutem, który nastąpił w sezonie 1973, na korcie trawiastym nigdy nie postawiła stopy. Więcej - trawiastego kortu nigdy nie widziała na żywo. Nie miała pojęcia, jak króciutko ta trawa jest przystrzyżona, jak wymuskana i wypielęgnowana. Myślała, że przypomina tę z boiska piłkarskiego.
Navratilova będzie tam królować, do dziewięciu tytułów w singlu dorzuci jeszcze siedem w deblu i cztery w mikście. Nieprawdopodobne. Oszałamiające. Budzące szacunek. - Wimbledon jest jak narkotyk. Kiedy wygrasz tu po raz pierwszy, chcesz więcej. Więcej i więcej - wyzna.
Przed startem tegorocznej edycji bardzo życzliwie wypowiadała się o Idze Świątek, teraz numer 1 kobiecego tenisa. Życzyła sukcesu, kolejnego, po niedawnym mistrzostwie French Open. "Iga to atletka, znakomita zawodniczka. Tak wielcy sportowcy szybko przystosowują się do każdych warunków, a różnica między nawierzchnią ziemną i trawiastą nie jest dzisiaj tak duża, jak w moich czasach. Na ziemi gra się szybciej [niż kiedyś - red.] przy użyciu lżejszych piłek, na trawie wolniej [niż kiedyś - red.]" - cytowała ją oficjalna strona The Women's Tennis Association.
Niestety Świątek w trzeciej rundzie pokonana została przez Alize Cornet, tym samym zakończona została jej imponującą seria 37 wygranych z rzędu. Na liście wszech czasów Polka zajmuje w tych wyliczeniach 11. miejsce, wspólnie z Martiną Hingis. Lideruje - rzecz jasna - Navratilova, z trudnymi do uwierzenia 74 kolejnymi zwycięstwami w roku 1984. Kosmos. Ona w Wielkich Szlemach triumfować zaczęła właśnie w Wimbledonie, po pierwszy tytuł sięgając w okolicznościach, które wspomina jako nerwowe, a wręcz przygnębiające.
Słodko-gorzki smak sukcesu
Wimbledon, 7 lipca 1978 roku, finał gry pojedynczej kobiet
Martina Navratilova - Chris Evert 2:6, 6:4, 7:5
Navratilova jest wzruszona. Przeprasza publiczność, że brzmi tak emocjonalnie. Że nad szargającymi ją emocjami nie panuje. Ma do tego prawo - zbliża się do 21. urodzin i właśnie dotarła w miejsce dostępne dla nielicznych. Wimbledon należy do niej. Wygrała, naprawdę to zrobiła.
Po latach przyzna, że sukces miał jednak słodko-gorzki smak. W Londynie zabrakło jej rodziców - nie było mowy, by wypuszczono ich z Czechosłowacji. Czuła się samotna w tak ważnym dniu, dotychczas najważniejszym. Nie wiedziała nawet, czy ten finał w jej ojczyźnie transmitowano. Już po meczu wywołano ją z szatni do telefonu. Zaniemówiła. Nie wierzyła. Dzwonił ojczym. Była tak zaskoczona, że nawet nie zapytała, skąd ma numer. Powiedział, że pojechali z mamą do Pilzna, bliżej niemieckiej granicy. I tam jej zwycięstwo obejrzeli.
Takie czasy, takie realia.
Nagrodą, prócz nieprawdopodobnej satysfakcji, jest czek na 17 tysięcy 100 funtów. Tak 17 100. Dla mężczyzn 19 000, bo zrównanie płac Wimbledon wprowadzi dopiero w roku 2007. W sezonie 2022 triumfatorzy zainkasują po 2 miliony, też liczone w funtach.
Jason ratuje życie
6 maja 2013. Na łamach "Sports Illustrated" koszykarz Jason Collins, do niedawna środkowy ekipy Washington Wizards, 213 cm wzrostu, ogłasza, że jest gejem. Zostaje pierwszym aktywnym sportowcem z czterech profesjonalnych lig w Ameryce Północnej, który dokonuje coming outu.
W NBA niedowierzanie. Osłupienie.
Navratilova jest zachwycona. Z miejsca zabiera głos w tej sprawie. - Wyzwanie zostało rzucone jednemu z ostatnich bastionów homofobii, a decyzja Jasona uratuje życie wielu ludziom. Dokładnie tak, uratuje życie. Jedna trzecia samobójstw wśród nastolatków spowodowana jest ich seksualnością - ogłasza.
Dodaje, że to dopiero początek, bo już niedługo sportowcy masowo zaczną wychodzić z szafy. - Zróbcie to, gdziekolwiek się ukrywacie, kimkolwiek jesteście. Gwarantuję, że nigdy nie będziecie tego żałować. Będziecie żałować jednego: że powiedzenie prawdy zajęło wam tak dużo czasu - apeluje.
Doskonale wie, o czym mówi.
Była miss ZSRR
Cofnijmy się w czasie.
Rok 1981. 25-letnia Navratilova udziela wywiadu gazecie "New York Daily News". Wywiadu w tamtych czasach szokującego. Wyznaje, że jest biseksualna, wprost opowiada o relacji łączącej ją z Ritą Mae Brown, pisarką, poetką, scenarzystką, aktywistką i działaczką feministyczną. Rozmawiającego z nią Steve'a Goldsteina prosi jednak o wstrzymanie publikacji do czasu, aż będzie gotowa, by mówić o tym publicznie.
Wywiad ukazuje się 30 lipca. W następnym, na łamach "Dallas Morning News", określa siebie jako lesbijkę. Od tej pory o swojej orientacji mówić będzie otwarcie, choć - jak się okazuje - jej decyzja miała i następstwa finansowe. Oceniła, że coming out kosztował ją 10 milionów dolarów, mniej więcej. Straciła umowy sponsorskie, bo w tamtym czasie strach przed AIDS sprawiał, że szefowie korporacji nie angażowali do kampanii gwiazd ze środowisk gejowskich. Machnęła na to ręką. Pieniądze nigdy nie były dla niej najważniejsze. Liczyła się wolność i pomaganie tym, którzy nie mieli tyle odwagi, co ona.
Głośnym procesem, a ostatecznie ugodą pozasądową, zakończy się jej 17-letni związek z pisarką i byłą miss Teksasu Judy Nelson. 6 września 2014 Navratilova oświadczy się swojej partnerce Julii Lemigowej, też byłej miss, tyle że ZSRR. Zrobi to w czasie US Open, przyklęknie przed kamerami i poprosi o rękę.
Wytłumaczy to prosto: - Zrobiłam to dla młodych, dorastających lesbijek. Chciałam, by zobaczyły, że jest nas dużo. Nie bójcie się, bądźcie sobą. Każdy zasługuje na szczęście. Każdy zasługuje na miłość.
Para pobierze się 15 grudnia.
"Jak napisano w Biblii"
Homofobię Navratilova piętnuje i w najbliższym sobie środowisku tenisowym. Przede wszystkim tam. Serdecznie dość ma tego, co mówi inna była znakomita zawodniczka Margaret Court, rocznik 1942, która w sezonie 1970 zgarnęła klasycznego Wielkiego Szlema, czyli wygrała wszystkie cztery imprezy tej rangi. Australijka bulwersuje swoimi wypowiedziami.
Pani Court stwierdziła, że jest jej bardzo przykro, ale po świecie nie będzie już podróżować samolotami linii Qantas. Wszystko przez to, co w sprawach homoseksualizmu wygaduje dyrektor generalny tych linii Alan Joyce. "Przez lata reprezentowałam Australię i nigdy nie przegrałam meczu, broniąc narodowych barw. Teraz jestem rozczarowana tym, że Qantas aktywnie promuje małżeństwa tej samej płci. Dla mnie małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety, jak napisano w Biblii" - oświadczyła w liście otwartym opublikowanym w dzienniku "The Western Australian".
Australijski Związek Tenisa z miejsca odciął się od tej opinii, a Court skrytykowana została też przez piłkarkę ręczną Hannah Mouncey, która przed zmianą płci była Callumem Mounceyem, zawodnikiem futbolu australijskiego. Oskarżyła byłą tenisistkę o przyczynianie się do dyskryminowania i prześladowania transpłciowych dzieci. - Podejmowane przez nich próby samobójcze w większości nie wynikają z tego, kim są, ale z tego, jak źle traktuje je społeczeństwo - grzmiała Mouncey.
Nawiązała do wygłoszonego przez Court kazania w kościele zielonoświątkowców w Perth, gdzie jest pastorem. - Dzieci w wieku siedmiu lub ośmiu lat podejmują decyzję o zmianie płci. Przeczytajcie początek Księgi Rodzaju, to wszystko, co mam do powiedzenia. Mężczyzna i kobieta. Jeżeli jesteś chrześcijaninem, wierzysz w słowo Boga. Młodzi ludzie przyjmują hormony doprowadzające do zmian w ich organizmach, a potem, mając lat 17, myślą: teraz jestem chłopakiem, a kiedyś byłam dziewczyną - mówiła Court.
W kazaniu przywołała diabła, który obecny jest w mediach, polityce, edukacji i telewizji. - Chce kontrolować cały naród, wpływać na umysły ludzi i wypowiadane przez nich słowa - przekonywała.
Navratilova nie wytrzymała. - Margaret nie zmieniła zdania w sprawie gejów, na pewno nie zmieni go też w sprawie transseksualistów. Niewiarygodne, jak silna jest jej homofobia. Żałosne, powinna się wstydzić. Chowa się za Biblią, jak wielu robiło to przed nią i wielu robić będzie po niej - oświadczyła.
"Ufamy ci"
Jak dziewczyna zza zelaznej kurtyny, z komunistycznej Czechosłowacji, została idolką milionów, słuchaną i poważaną na całym świecie? Jak trafiła do Ameryki, o której tak bardzo marzyła jako dziecko, dzień w dzień przeglądając atlas geograficzny?
Urodziła się w Pradze 18 października 1956 roku. Tata, pan Miroslav, był instruktorem narciarstwa, mama, pani Jana, największe sukcesy odnosiła w gimnastyce. Z kolei babcia, Agnes Semanska, była numerem dwa na krajowej liście tenisistek przed II wojną światową. Martina miała z kogo brać przykład.
Kiedy skończyła trzy lata, rodzice postanowili się rozwieść. Pani Jana wyszła za mąż po raz drugi, za Miroslava Navratila. To wtedy dziewczynce zmieniono nazwisko z Subertova na Navratilova, a ojczym został jej pierwszym trenerem. Wcześniej, mając w rodzinie takie tenisowe tradycje, odbijała już z zawziętością piłkę o ścianę.
Po regularnych zajęciach - jako 15-latka - została mistrzynią Czechosłowacji, a w roku 1975 przeszła na zawodowstwo. Nie przejmowała się czechosłowackimi działaczami, partyjnymi aparatczykami, którzy chcieli mieć wpływ na jej każdy krok. Grając w USA, pomieszkiwała u aktorki Frances Dewey Wormser i jej męża Mortona Wormsera, wielkiego entuzjasty tenisa. Działacze nie wytrzymali, kiedy samowolnie o tydzień przedłużyła sobie pobyt po turnieju w Amelia Island. Wezwali ją w trybie natychmiastowym, informując, że jest za bardzo zamerykanizowana i najlepiej będzie, jeżeli wróci do ojczyzny i dokończy szkołę.
Nie z Martiną takie numery. Nikt nie będzie jej mówił, co ma robić.
Po występie w US Open, gdzie dotarła do półfinału, zadzwoniła do ojczyma (mama podobno o niczym nie wiedziała). - Możesz zrobić, co chcesz. Co uznasz za słuszne. Ufamy ci - usłyszała.
"Czemu nie zaryzykować?" - pomyślała i w Nowym Jorku złożyła podanie o azyl polityczny. Kiedy nazajutrz obudziła się w hotelu, jej historia była już opisana w "Washington Post". Najpierw otrzymała zgodę na pobyt czasowy, a w roku 1981 - amerykańskie obywatelstwo. Czeskie, wtedy oczywiście odebrane, odzyskała dokładnie 9 stycznia 2008, kiedy w Tokio rozgrywała mecz pokazowy.
- Kocham mój kraj urodzenia i to, że jest teraz prawdziwą demokracją. Ale mój dom jest tutaj, w USA. Mieszkam w Ameryce od dawna, tu głosuję, tu płacę podatki. I tak zostanie - wyjaśniła.
"Równe prawa, nic więcej"
Lista pozasportowych aktywności Navratilovej jest imponująco długa. Angażuje się w akcje charytatywne, pomagające mniejszościom seksualnym, dzieciom w trudnej sytuacji i bezdomnym zwierzętom. Udziela na te tematy wywiadów, prowadzi spotkania i szkolenia.
7 kwietnia 2010 roku ogłosiła, że choruje na nowotwór piersi i poddaje się leczeniu. Publicznie o tym opowiadała, by zachęcić kobiety do regularnych badań, które mogą im uratować życie.
Jest feministką. - Jeśli jakaś kobieta twierdzi, że nią nie jest, mówię jej: "więc chcesz otrzymywać tylko 70 procent tego, co faceci za tę samą pracę?". W feminizmie chodzi o równe prawa, nic więcej - tłumaczy.
Kiedy władze Wimbledonu ogłosiły niedawno, że w roku 2022 do turnieju nie zostaną dopuszczeni tenisiści z Rosji i Białorusi, Navratilova nie zamierzała milczeć. - Co mają zrobić, wyjechać ze swoich krajów? Takie wykluczanie, choć nie ponoszą za nic winy, nie jest żadnym rozwiązaniem. To zła decyzja. Tenis to demokratyczny sport, trudno patrzeć na to, jak niszczy go polityka. Bardzo współczuję ukraińskim zawodnikom i ludziom - bo to, co się dzieje, jest przerażające - uważam jednak, że wszystko poszło za daleko. Mam nadzieję, że jest to tylko jednorazowy przypadek i sytuacja nie będzie eskalować - oznajmiła.
Zabiera głos w sprawach politycznych. Przyznaje, że głosuje na Partię Demokratyczną, a na jedną z jej kampanii wyborczych przekazała 25 tys. dolarów. - Republikanie manipulują opinią publiczną, kontrowersyjne kwestie zamiatają pod stół. To przygnębiające - opowiadała.
W roku 2019 wzbudziła ogromne kontrowersje felietonem dla "Sunday Times of London", dotyczącym obecności osób transpłciowych w sporcie. "Nie można tak po prostu ogłosić, że się jest kobietą i konkurować z kobietami. Muszą być jakieś standardy, a posiadanie penisa i konkurowanie z kobietami nie wpisywałoby się w te standardy (...) To szaleństwo i oszustwo. Z przyjemnością zwracam się do kobiety transpłciowej w dowolnej formie, ale nie byłabym szczęśliwa, gdybym z nią konkurowała. Nie byłoby to sprawiedliwe" - pisała.
Oskarżono ją o transfobię, czemu zaprzeczyła. Przeprosiła za użycie słowa "oszustwo" i wezwała do debaty, by tak ważną sprawą zająć się naukowo, nie mieszając do tego uczuć i emocji.
Nie ma mocnych
Wimbledon, 7 lipca 1990 roku, finał gry pojedynczej kobiet
Martina Navratilova - Zina Garrison 6:4 6:1
Przez dwa tygodnie rywalizacji Navratilova gra niemal perfekcyjnie, w sześciu meczach oddaje zaledwie 24 gemy, nie przegrywa seta.
Wreszcie ostatnia przeszkoda, młodsza o siedem lat Zina Garrison, ćwierćfinalistka Australian Open z tego samego sezonu. Martina wie, że musi atakować, zwłaszcza po drugim, słabszym serwisie rywalki.
Wygrywa bezdyskusyjnie. W październiku obchodzić będzie 34. urodziny, a na wimbledońskim trawniku wciąż nie ma na nią mocnych.
Katarzyna, Księżna Kentu, wręcza jej trofeum. Navratilova płacze. Lata potem opowie, jak bardzo wdzięczna jest księżnej. Kiedy zdecydowała się na pozostanie w Ameryce, najtrudniejsza była rozłąka z rodziną. Nie wiedziała, czy swoich najbliższych jeszcze zobaczy. To Księżna zaangażowała się w pomoc, by mama tenisistki, pani Jana, dostała wizę na wjazd do Anglii. I Martina spotkała się z nią w Londynie już w następnym roku.
Teraz jest szczęśliwa, ma dziewiąty tytuł. Te łzy to z radości. Ze wzruszenia, z emocji. Nagrodą tym razem jest czek na 207 000 funtów. W nocy urządzi przyjęcie. Sama przyzna, że upiła się dwiema szklaneczkami whisky sour. Przez lata sporadycznie wypijała co najwyżej kieliszek wina lub kilka łyków piwa. Tym razem uznała, że zasłużyła na więcej.
W singlu to ostatni wielkoszlemowy triumf Navratilovej, osiemnasty - dodając te zdobyte w trzech innych turniejach tej rangi. Biorąc pod uwagę te najcenniejsze sukcesy, na wimbledońskiej trawie wszystko się zaczęło i tam się zakończyło.
Autorka/Autor: Rafał Kazimierczak
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Matthew Stockman/Getty Images