Dyrektorzy godzinami wpisują do systemu dane uczniów i uczennic, którzy mieli kontakt z kimś zakażonym koronawirusem. Oficjalnie nie mogą nawet zapytać, kto jest zaszczepiony. A na zdalne lekcje wysyłają wszystkich - również tych, którzy zrobiliby wiele, by móc normalnie chodzić do szkoły. - Ten system nie jest sprawiedliwy - komentują zaszczepieni uczniowie, rodzice i nauczyciele.
- Uważam, że łamane jest moje konstytucyjne prawo do nauki - mówi o zdalnych lekcjach Jagna, maturzystka z Wielkopolski.
Choć ona i zdecydowana większość jej kolegów jest zaszczepiona, pod koniec października przeszli na zdalne nauczanie. Zadziałał następujący mechanizm: mieli kontakt z zarażonym nauczycielem, w efekcie trójka nieszczepionych uczniów została skierowana na kwarantannę. I choć zdecydowana większość klasy mogła chodzić do szkoły, dla tej trójki wszyscy zostali odesłani na nauczanie zdalne.
Dziwne? Podobnie jak fakt, że dyrektorzy szkół oficjalnie nie mogą nawet pytać o szczepienia, ale od sanepidów dowiadują się, kto ma iść na kwarantannę. A przecież kierowani są na nią tylko chorzy i... niezaszczepieni. Ale o tym za chwilę.
U Jagny dwójka z trójki niezaszczepionych uczniów jest pełnoletnia. Mogli się sami zaszczepić, ale nie chcieli. I nie zamierzają się z tego tłumaczyć.
Podobnie ze zdalną nauką było u Martyny Milczarek z Łodzi. Choć ona akurat nawet nie wie, ile osób jest u niej niezaszczepionych. - Dyrektorka powiedziała, że nie może nas o to oficjalnie pytać, a ludzie między sobą niespecjalnie chętnie o tym rozmawiają - opowiada maturzystka. - Wiem, kto zachorował, ale tylko, jeśli te osoby same o tym napisały.
O tym, że mają iść do domów, dowiedzieli się w środę na drugiej lekcji. Zdalne nauczanie miało potrwać do poniedziałku, ale gdy okazało się, że kolejna osoba z klasy zachorowała, przedłużono je do piątku.
Jagna i Martyna nie mogły uczyć się normalnie w szkole, bo minister Przemysław Czarnek już w pierwszych dniach września poinformował dyrektorów, że nie zgadza się na dzielenie uczniów pod kątem ich szczepienia.
- W pierwszej klasie uczyliśmy się zdalnie od marca, w drugiej klasie liceum byliśmy w szkole tylko trochę ponad dwa miesiące. Każda stacjonarna lekcja jest teraz na wagę złota, biorąc pod uwagę, że w maju mamy maturę - podkreśla Jagna. I dodaje: - To niesprawiedliwe, że dba się tylko o niezaszczepionych i ich komfort i robi się to naszym kosztem. Społeczna odpowiedzialność? Ja się do niej przyłożyłam, szczepiąc się. Czemu jesteśmy tak pobłażliwi dla tych, którzy tego nie robią? Idąc im ciągle na rękę, nigdy nie wyjdziemy z pandemii. A ja naprawdę bardzo chcę chodzić do szkoły - podkreśla maturzystka.
A Dorota Łoboda, warszawska radna, podsumowuje obserwacje uczennic: - Tylko ktoś, kto nie ma dziecka w szkole, jest w stanie uwierzyć, że te pracują w tej chwili w miarę normalnie.
Jeśli nie "normalnie", to jak działają? Przyjrzyjmy się.
Trudno się nie bać
Najpierw liczby. W piątek, 5 listopada, w trybie całkowicie zdalnym pracowały 24 przedszkola, 65 podstawówek i 60 szkół ponadpodstawowych.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam