|

Niezaszczepieni paraliżują szkoły. "Spora część społeczeństwa wciąż nie rozumie"

Koronawirus paraliżuje stołeczne szkoły
Koronawirus paraliżuje stołeczne szkoły
Źródło: TVN24

Dyrektorzy godzinami wpisują do systemu dane uczniów i uczennic, którzy mieli kontakt z kimś zakażonym koronawirusem. Oficjalnie nie mogą nawet zapytać, kto jest zaszczepiony. A na zdalne lekcje wysyłają wszystkich - również tych, którzy zrobiliby wiele, by móc normalnie chodzić do szkoły. - Ten system nie jest sprawiedliwy - komentują zaszczepieni uczniowie, rodzice i nauczyciele.

Artykuł dostępny w subskrypcji

- Uważam, że łamane jest moje konstytucyjne prawo do nauki - mówi o zdalnych lekcjach Jagna, maturzystka z Wielkopolski. 

Choć ona i zdecydowana większość jej kolegów jest zaszczepiona, pod koniec października przeszli na zdalne nauczanie. Zadziałał następujący mechanizm: mieli kontakt z zarażonym nauczycielem, w efekcie trójka nieszczepionych uczniów została skierowana na kwarantannę. I choć zdecydowana większość klasy mogła chodzić do szkoły, dla tej trójki wszyscy zostali odesłani na nauczanie zdalne.

Dziwne? Podobnie jak fakt, że dyrektorzy szkół oficjalnie nie mogą nawet pytać o szczepienia, ale od sanepidów dowiadują się, kto ma iść na kwarantannę. A przecież kierowani są na nią tylko chorzy i... niezaszczepieni. Ale o tym za chwilę.

U Jagny dwójka z trójki niezaszczepionych uczniów jest pełnoletnia. Mogli się sami zaszczepić, ale nie chcieli. I nie zamierzają się z tego tłumaczyć.

Podobnie ze zdalną nauką było u Martyny Milczarek z Łodzi. Choć ona akurat nawet nie wie, ile osób jest u niej niezaszczepionych. - Dyrektorka powiedziała, że nie może nas o to oficjalnie pytać, a ludzie między sobą niespecjalnie chętnie o tym rozmawiają - opowiada maturzystka. - Wiem, kto zachorował, ale tylko, jeśli te osoby same o tym napisały.

O tym, że mają iść do domów, dowiedzieli się w środę na drugiej lekcji. Zdalne nauczanie miało potrwać do poniedziałku, ale gdy okazało się, że kolejna osoba z klasy zachorowała, przedłużono je do piątku.

Jagna i Martyna nie mogły uczyć się normalnie w szkole, bo minister Przemysław Czarnek już w pierwszych dniach września poinformował dyrektorów, że nie zgadza się na dzielenie uczniów pod kątem ich szczepienia.

Czarnek: przy nauce zdalnej nie ma podziału uczniów na zaszczepionych i niezaszczepionych
Czarnek: przy nauce zdalnej nie ma podziału uczniów na zaszczepionych i niezaszczepionych
Źródło: TVN24

- W pierwszej klasie uczyliśmy się zdalnie od marca, w drugiej klasie liceum byliśmy w szkole tylko trochę ponad dwa miesiące. Każda stacjonarna lekcja jest teraz na wagę złota, biorąc pod uwagę, że w maju mamy maturę - podkreśla Jagna. I dodaje: - To niesprawiedliwe, że dba się tylko o niezaszczepionych i ich komfort i robi się to naszym kosztem. Społeczna odpowiedzialność? Ja się do niej przyłożyłam, szczepiąc się. Czemu jesteśmy tak pobłażliwi dla tych, którzy tego nie robią? Idąc im ciągle na rękę, nigdy nie wyjdziemy z pandemii. A ja naprawdę bardzo chcę chodzić do szkoły - podkreśla maturzystka.

A Dorota Łoboda, warszawska radna, podsumowuje obserwacje uczennic: - Tylko ktoś, kto nie ma dziecka w szkole, jest w stanie uwierzyć, że te pracują w tej chwili w miarę normalnie.

Jeśli nie "normalnie", to jak działają? Przyjrzyjmy się.

Trudno się nie bać

Najpierw liczby. W piątek, 5 listopada, w trybie całkowicie zdalnym pracowały 24 przedszkola, 65 podstawówek i 60 szkół ponadpodstawowych.

A do tego w trybie mieszanym: 352 przedszkola, 1975 podstawówek i 925 szkół ponadpodstawowych.

To oznacza, że trudności związanych z koronawirusem doświadcza już 3401 placówek, najwięcej od rozpoczęcia roku szkolnego. Problemy ma już 14 proc. podstawówek Dla porównania 22 października szkół i przedszkoli z problemami związanymi z koronawirusem było 1563.

Blisko 500 placówek z przypadkami zachorowań i całkowitą lub częściową nauką zdalną - to te z województwa lubelskiego, które ma najgorszą sytuację pandemiczną w kraju.

W zeszłym roku o tej porze wszystkie szkoły w Polsce pracowały zdalnie, więc nie można tych danych porównać. Normalnie pracowały wówczas tylko przedszkola.

Ministrowie edukacji i zdrowia nadal zapewniają, że w tym roku zamknięcia nie planują.

- Dominującymi ogniskami zakażeń są teraz szkoły, ale to i tak nie zmienia naszego punktu widzenia, zgodnie z którym powinny one pozostać otwarte tak naprawdę za wszelką cenę. Lockdown prowadziłby do zakłóceń na bardzo dużą skalę - powiedział w ubiegłym tygodniu Adam Niedzielski, minister zdrowia. Według niego apogeum czwartej fali nastąpi na przełomie listopada i grudnia.

niedzielski
Niedzielski: pandemia nie może być pretekstem do ucieczki od problemów psychicznych dzieci i młodzieży
Źródło: TVN24

Dzień wcześniej, we wtorek doradca premiera ds. COVID-19 prof. Andrzej Horban komentował sytuację w RMF FM: - Nie jesteśmy dużymi entuzjastami pomysłu zamykania szkół. Jeżeli zamykać szkoły, to bardzo lokalnie - tam, gdzie są duże ogniska.

Tego dnia w podobnym tonie wypowiadał się Przemysław Czarnek, minister edukacji: - Mamy pełną świadomość tego, że przy drugiej i trzeciej fali sytuacja wyglądała inaczej niż przy czwartej fali. Tam była konieczność podejmowania takich decyzji, żeby przeciąć komunikację społeczną, kontakty społeczne, w ramach których wirus się rozprzestrzenia. Dziś sytuacja jest inna, jest ciężka, ale nie tak, jak przy drugiej i trzeciej fali.

W piątek okazało się, że pozytywny wynik testu na koronawirusa odnotowano u ponad 15 904 osób. To najwyższy dzienny wynik od kwietnia 2021 roku. Narracja rządzących się na razie nie zmienia.

- Czy się boję? Trudno nie być przestraszonym, gdy widzimy, jak z dnia na dzień te liczby tak dynamicznie rosną - mówi Martyna Milczarek. Choć sama świetnie radzi sobie z nauką zdalną, rozumie tych, którzy drżą przed jej powrotem. - Na języku polskim nasza nauczycielka uznała, że zmienia plan, który sobie założyła. Najpierw omówimy trudniejsze tematy i lektury, żeby, jeśli przyjdzie zdalna nauka, mieć je za sobą. Jeśli ta nerwowa atmosfera nie motywuje ludzi do szczepień, to ja już nie wiem co  - dodaje.

0511N048XR PP NIEDZIELSKI
Koronawirus w Polsce - dzisiaj ponad 15 tys. zakażeń. Adam Niedzielski podał liczbę zakażeń
Źródło: Polskie Radio

Młodzi się nie szczepią

A ze szczepieniami - szczególnie ludzi młodych - rzeczywiście mamy w Polsce kłopot. 

- W skali kraju zaszczepionych jest około 37 procent młodych ludzi - poinformowała we wtorek na antenie Radia Wrocław wiceminister edukacji i nauki Marzena Machałek.

Wśród nich największa grupa to 18-latkowie - zaszczepionych jest tu 47 proc. populacji.

Jak zauważa "Gazeta Wyborcza", poziom zaszczepienia wśród dzieci i młodzieży między 1 września a połową października wzrósł o zaledwie o 5 pkt. proc. 

Wiceminister Machałek informuje, że szczepienie wśród młodzieży rozkłada się tak jak wśród dorosłych. - Podlaskie słabo, lubelskie słabo, podkarpackie słabo - wyliczała wiceminister we wtorek. I dodała: - Trudno mi to zrozumieć, bo nikt nie chce ograniczenia działalności szkół i wszyscy nas o to proszą. Robimy, co możemy.

- Co dokładnie robi rząd? - zastanawia się jednak Dorota Łoboda. - Słowa, że się martwią i że zachęcają do szczepień, jak widać, nie wystarczą - dodaje.

W czwartek, 4 listopada, w Warszawie zdalne zajęcia miało 13 placówek, aż 181 pracowało w trybie mieszanym. Łoboda - jak podkreśla - do uczniów nie ma pretensji: - Niepełnoletnie osoby muszą mieć zgodę rodziców na szczepienie. Ale sytuacja z nauczycielami jest już czarno-biała. To wskutek ich decyzji dzieci trafiają na kwarantannę albo uczą się w szkole, ale mają częste zastępstwa - tłumaczy.

Niezaszczepieni nauczyciele rzeczywiście bardzo komplikują szkolne realia i to w całym kraju. 

Dyrektor podstawówki z Krakowa: - Nauczyciel, który jest na kwarantannie, nie może sprawować opieki nad dziećmi. Pomagają, jak mogą, nauczycielki ze świetlicy i biblioteki, a także pedagog, ale trudno tak na dłuższą metę prowadzić szkołę. Przecież ci nieszczepieni będą mi ciągle wypadać z planu, bo na kwarantannie wylądują za każdym razem, gdy spotkają kogoś chorego - podkreśla.

Ilu jest tych niezaszczepionych? Nikt tego nie wie. Ministerstwo edukacji podaje tylko szacunki, z których wynika, że zaszczepionych może być około 80 proc. nauczycieli. 

Wszystkie te głupie teksty

Dominika Rosiewicz, maturzystka z Kalisza, w tym roku jeszcze nie uczyła się zdalnie. - W mojej klasie nikt jeszcze nie przyszedł z wirusem, ale niedawno miało to miejsce w równoległej klasie - opowiada. I dodaje: - Sam stres możliwością zakażenia się wpływa na nas dekoncentrująco. Ale osób zaszczepionych mimo to, z tego, co widzę, jest mało. Rozmawiamy o szczepieniach, ale wiele osób reaguje na to emocjonalnie. Najczęściej słyszę, że "po szczepionce też można się zarazić", inni mówią, że to "ich prywatna sprawa".

W podobnym tonie wypowiadają się nie tylko uczniowie, ale i ich rodzice. Gdy rodziców ósmoklasistów jednej z podstawówek w Kędzierzynie-Koźlu poinformowano, że ich dzieci przechodzą na zdalne nauczanie, na klasowym czacie wywiązała się równie nieprzyjemna dyskusja. Pokazał ją nam rodzic - Jacek Góra.

Jedna z matek napisała: "Nie wiem, po co były te szczepienia".

A któryś z ojców zawyrokował: "Żeby zniszczyć społeczeństwo".

Głos, że szczepienia były właśnie po to, by uniknąć takich sytuacji i przymusowego siedzenia w domu, był jak wołanie na puszczy.

- Ten głupi tekst: "widzisz, po co się było szczepić", gdy ktoś jednak ląduje na zdalnych lekcjach, wyjątkowo działa mi na nerwy - komentuje Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. I dodaje: - To oznacza, że wciąż spora część społeczeństwa nie rozumie, jak działają szczepienia i po co się je robi. A to się nie zmieni, jeśli rządzący nie podejmą stanowczych kroków. Rządzenie to coś więcej niż patrzenie na swój elektorat i sondaże, to także odpowiedzialność nawet za mało popularne decyzje. Oczywiście, jeśli rząd interesuje zdrowie obywateli - dodaje.

niedzielski 1
Wiceminister Marzena Machałek o przygotowaniach do szczepień dzieci

Gdzie w tym logika?

1 września napisaliśmy o tym, że w pokoju nauczycielskim nikt nie wie i na sto procent nie będzie wiedział, kto jest, a kto nie jest zaszczepiony na COVID-19. Nawet dyrektor. Jeden z nich - Jacek Staniszewski z Akademii Dobrej Edukacji w Warszawie - tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego napisał do swojego szkolnego zespołu list, który wtedy opublikowaliśmy. Apelował wówczas: "Wszyscy płyniemy tą samą łodzią z cudzymi dziećmi na pokładzie. Wierzę, że jesteśmy odpowiedzialną załogą". 

List nie wystarczył. Dyrektor Staniszewski w zeszłym tygodniu musiał odesłać około 50 uczniów i nauczycieli na zdalne nauczanie. To doświadczenie wywołało u niego nie tylko lęk związany z zachorowaniami, ale również frustrację, którą spowodowała niesprawność systemu.

- Pięćdziesiąt osób musiałem wpisywać ręcznie do systemu. Osoba po osobie - imię, nazwisko, adres zamieszkania, pesel - opowiada dyrektor. - Nie mogłem tego przenieść z Systemu Informacji Oświatowej czy e-dziennika, tylko musiałem sumiennie wklepywać. A gdy po kilku dniach okazało się, że jeszcze jedna osoba z tych odesłanych do domu jest chora… musiałem wszystkich wpisać od nowa, bo kwarantanna się wydłużyła - dodaje.

Przyznaje też, że uprawiamy w szkołach systemową fikcję. - Nie mogę zapytać nauczycieli i uczniów o szczepienie, ale mogę wpisać ich dane, a na koniec dowiaduję się, kto ma iść na kwarantannę, więc nie ma szczepienia. Tylko to taka wiedza, z którą nic nie można zrobić - podkreśla.

Jarosław Pytlak, dyrektor Zespołu Szkół STO na Warszawskim Bemowie, do wprowadzenia w ten sam sposób miał około 300 osób. "Szkoła nie ma żadnego wsparcia ze strony władz. Do wszystkiego jednak można się przyzwyczaić" - skomentował to gorzko na swoim blogu "Wokół Szkoły".

I na koniec opisuje historię ze swojej szkoły: "W klasie, na przykład, siódmej, mamy niemal 100 proc. uczniów zaszczepionych. Oczywiście jest to tajne przez poufne, ale wychowawca ma jednak dość dobre rozeznanie. Zakażenie zostaje stwierdzone u nauczyciela. Klasę raportujemy do kwarantanny, całą, bo przecież szczepienie jest tajne przez poufne etc., a poza tym ktoś z rodziców mógłby nas okłamać. Szczepione dzieci nie idą na kwarantannę, więc nie jest spełniony warunek zdalnego nauczania, że ponad połowa klasy przebywa na kwarantannie. Ale wie o tym tylko sztuczna inteligencja rozsyłająca SMS-y z Sanepidu. Bo dla szkoły to jest tajne przez poufne. W Polsce nie będzie segregacji sanitarnej - grzmi minister Czarnek. Więc zaszczepieni będą uczyć się przez Teams razem ze swoimi pojedynczymi koleżankami/kolegami, którzy szczepionki nie przyjęli. Gdzie w tym jest logika?!" - zastanawia się na blogu.

Nikt nie chce zamykać szkół

Prezes Broniarz jest zwolennikiem wpuszczania do szkół tylko osób mających certyfikat COVID-owy, tak jak to zrobili Włosi. Albo przynajmniej masowego testowania - jak w Czechach

- O testy w szkołach apelujemy od kwietnia ubiegłego roku - przypomina.

Prof. Simon: paszporty covidowe powinny być
Źródło: TVN24

Czesi na testy na obecność koronawirusa zdecydowali się w listopadzie. 1 listopada testy były obowiązkowe w szkołach z ośmiu powiatów i objęły 165 tys. uczniów. Mają być powtórzone 8 listopada i tego samego dnia zostaną przeprowadzone w kolejnych 23 powiatach. Czeski resort zdrowia zarządził, że obowiązkowe testy będą przeprowadzane, jeżeli w regionie jest ponad 300 przypadków zakażeń koronawirusem na 100 tys. mieszkańców w ciągu siedmiu dni. Taki wskaźnik zanotowano w sobotę w 31 z 77 czeskich powiatów.

Jeżeli uczniowie lub ich rodzice odmówią poddania się testom, a nie są zaszczepieni lub nie są ozdrowieńcami, będą musieli podczas całego pobytu w szkole nosić maskę ochronną klasy FFP2, a także nie będą mogli uczestniczyć w zajęciach wychowania fizycznego, a na stołówkach będą zobowiązani do utrzymywania dystansu od innych uczniów.

Takie rozwiązanie trudno dziś wyobrazić sobie w Polsce. - Ja nawet mam problem, żeby nakazać dzieciom noszenie maseczek na korytarzu, bo mam rodziców, którzy sobie tego "nie życzą" - mówi anonimowo dyrektor rzeszowskiej podstawówki. - Jeśli nie będziemy solidarni, to daleko nie zajedziemy - wzdycha.

Ministerstwo Zdrowia zapowiada rozporządzenie nakładające obowiązek noszenia maseczek w szkołach i na uczelniach, ale  "w czasie poza zajęciami". I do tego takiego obowiązku nie będzie, jeśli "kierujący podmiotem postanowi inaczej".

Rodzice listy piszą

Koronawirus wywołuje napięcia w społecznościach szkolnych i rodzinach. Na przykład władze Olsztyna dostały w ostatnich dniach dwie petycje - jedną od rodziców, którzy żądają, by z dziećmi nie mogły pracować osoby niezaszczepione, i drugą od tych, którzy oczekują "zaprzestania zmuszania naszych dzieci do noszenia maseczek i stosowania środków do dezynfekcji”.

Z kolei Bartłomiej Ciążyński, pełnomocnik prezydenta Wrocławia ds. tolerancji i przeciwdziałania ksenofobii opisał wyrok wrocławskiego sądu rodzinnego, który uznał, że nie może nakazać szczepienia dziecka przeciwko COVID-19, jeżeli jeden rodzic tego chce, a drugi nie. Wyrok nazwał "niepokojącym".

I skomentował: "niepokoi bezczynność rządu, który w strachu przez częścią swojego elektoratu omija temat obowiązku szczepienia, a nawet ograniczeń dla antyszczepionkowców".

Jak rozprawić się z czwartą falą epidemii COVID-19? Profesor Simon wskazuje trzy punkty
Źródło: TVN24

- I dlatego tak ważna jest polityka państwa i brak pobłażliwości dla postaw, które są dla dzieci niebezpieczne - komentuje Broniarz.

Choć sytuacja pandemiczna się pogarsza, zwolenników zamykania szkół próżno szukać. - Powszechne zamykanie szkół, zakłócając edukację milionów dzieci i młodzieży, wyrządziło więcej szkody niż pożytku. Zwłaszcza psychicznemu i społecznemu dobrostanowi dzieci. Nie możemy powtarzać tych samych błędów - twierdzi dr Hans Kluge, dyrektor regionalny WHO na Europę.

Co WHO proponuje w zamian? Zamiast zamykania szkół - mycie rąk, noszenie maseczek, wentylację pomieszczeń i dostęp do testów na covid.

- Nauka musi dominować nad polityką, a długoterminowe interesy dzieci muszą pozostać priorytetem, zwłaszcza teraz, gdy w wielu krajach obserwuje się gwałtowny wzrost transmisji - podkreśla Kluge.

#bezprzerwy

W tvn24.pl przyglądamy się pomysłom ministra Przemysława Czarnka i jego doradców. Urzędniczy język ustaw i rozporządzeń przekładamy dla Was na język szkolnej praktyki. Z ekspertami oceniamy, czy to, co się za tymi pomysłami i postulowanymi rozwiązaniami kryje, będzie korzystne dla uczniów i nauczycieli. Sprawdzamy, czy autonomia szkół jest zagrożona i czy rodzice rzeczywiście będą mieli wpływ na edukację i wychowanie swoich dzieci. Wszystko to - artykuły, wywiady, materiały wideo, interaktywne infografiki, omówienia badań - możecie znaleźć w naszym serwisie pod hasłem #bezprzerwy.

Czytaj także: