O ukraińskim prezydencie mówi: pracoholik, pijący hektolitry kawy, uzależniony od sportu, a w sytuacjach kryzysowych - nie do zatrzymania. Jak zmienił się w ostatnim czasie? - Chyba już nie żartuje tak często jak kiedyś - mówi Julia Mendel w pierwszym takim wywiadzie w polskich mediach.
Wołodymyr Zełenski po wygranych wyborach był jak gwiazda rocka i każdy chciał dla niego pracować. Jednak jako polityczny nowicjusz nowo wybrany prezydent musiał się wiele nauczyć. Odrobił lekcje z kontaktów z mediami - ocenia jego pierwsza rzeczniczka Julia Mendel. Dziś jest liderem, dzięki któremu Ukraina jest nadal suwerenna, zjednoczył cały świat w walce z najeźdźcą. I doprowadzi ją do zwycięstwa - nie ma wątpliwości.
Mendel wraz z mężem, mimo rosyjskiej inwazji, zostali w Ukrainie. On walczył na froncie, ona "czuje się Ukrainką bardziej niż kiedykolwiek, dlatego ma ogromną potrzebę dać z siebie wszystko, żeby zaangażować się w walkę o pokój i odeprzeć agresję rosyjską". Relacjonuje wojnę w Ukrainie dla zagranicznych mediów, organizuje pomoc humanitarną i wciąż ma kontakt z prezydentem Zełenskim.
I apeluje: - Rosjanie nadal nas zabijają, codziennie na Ukraińców spadają pociski. Niedawno od takiego pocisku zginął bawiący się w parku dziewięciolatek. Nie zapominajcie o nas, o tym, że cały czas cierpimy. Bardzo dobrze rozumiemy to, że czeka nas wszystkich bardzo trudna zima. Jako geograficzny sąsiad Rosji wiemy bardzo dobrze, co się dzieje, gdy ze strony Moskwy pojawiają się szantaże, groźby, czy w końcu gdy odcina dostawy surowców energetycznych.
O początkach współpracy z prezydentem, pierwszych jego tweetach, walce z rosyjskimi hybrydowymi terrorystami oraz czego brakuje Ukraińcom - Julia Mendel opowiada przy okazji światowej premiery swojej drugiej książki: "Walka naszego życia: moja praca z Zełenskim, ukraińskie zmagania o demokrację i co to wszystko znaczy dla świata".
Tomasz-Marcin Wrona: Jesteś bezpieczna? Jak wyglądało te ostatnie siedem miesięcy?
Julia Mendel: Dziękuję za to pytanie. Wraz z rozpoczęciem tej inwazji zdecydowałam - wspólnie z mężem, wówczas partnerem - że nie opuścimy Ukrainy. Byliśmy i jesteśmy przekonani, że jeśli zostaniemy, znajdziemy sposób, żeby pomóc naszej ojczyźnie. Myślę, że mamy wiele szczęścia - mamy bezpieczne mieszkanie w Kijowie. Jesteśmy konsekwentni w decyzji o pozostaniu w kraju, ponieważ w ten sposób pokazujemy, że wierzymy w ukraińską armię, wszystkich ochotników oraz w samą Ukrainę jako państwo.
Moi bliscy na szczęście również są bezpieczni. Pochodzę z Chersonia, który jest pod okupacją rosyjską. Natomiast wioska moich dziadków, w której spędziłam dużo czasu, została całkowicie zniszczona, w tym domy obu moich babć oraz wujka. Czuję się trochę tak, jakby Rosjanie próbowali wymazać wszystkie moje wspomnienia. (Julia powstrzymuje łzy) Mimo to dokładnie pamiętam każdy zakątek tej miejscowości, jak wypożyczałam stare książki w lokalnej bibliotece, jak bawiłam się tam z pierwszymi moimi przyjaciółmi i psem.
Po rozpoczęciu inwazji zaczęłam dużo podróżować po Ukrainie, żeby móc światu relacjonować wydarzenia z różnych rejonów. Zaangażowałam się jako wolontariuszka w dostarczanie pomocy humanitarnej. Mój partner był na froncie. Dokądkolwiek pojechałam, w pobliżu spadały rosyjskie pociski. Gdy Rosjanie wycofywali się z przedmieść Kijowa, ostrzelana została miejscowość, w której właśnie byłam. To cud, że razem z innymi przeżyłam ten ostrzał - spojrzałam przez okno, wszystko wokół płonęło, ocalał tylko budynek, w którym się znajdowałam. W drodze do Lwowa zatrzymałam się w Winnicy, gdzie okazało się, że pół godziny wcześniej zakończyło się bombardowanie. Ostatecznie dotarłam do Lwowa zaledwie pół godziny po rosyjskim ataku.
Opowiadam to, żeby nakreślić, jak wyglądała nasza rzeczywistość. I jak wciąż wygląda. Tylko dzisiaj [rozmawiamy 6 września - red.] o szóstej rano w całej Ukrainie zawyły alarmy przeciwlotnicze. Bomby spadły na mieszkalne dzielnice Charkowa, na Krzywy Róg - rodzinne miasto prezydenta, a także na różne miejsca zachodniej Ukrainy. Cały czas zbieramy informację o ofiarach i rannych. 18 na 20 rosyjskich pocisków spada na infrastrukturę cywilną, w tym na przedszkola, szkoły, budynki medyczne.
Nawet nie próbuję wyobrazić sobie wojennej rzeczywistości, w której żyjesz od ponad pół roku. W jaki sposób psychicznie i emocjonalnie udaje ci się wytrwać?
Zespół stresu pourazowego jest bardzo poważną kwestią, z którą przyjdzie się nam wszystkim zmierzyć. Jednak widzę, że Ukrainki i Ukraińcy stawią temu czoło, bo już odnieśliśmy ogromne zwycięstwo w obronie naszego kraju.
Chodzi mi o to, że Ukraina na świecie postrzegana była jako jakiś kraj przy Rosji. Mało kto zauważył, że nasze państwo stało się największą terytorialnie demokracją i ostoją wolności w strefie postradzieckiej. Każde postsowieckie państwo przy podejmowaniu jakiejkolwiek decyzji zawsze patrzyło w oczekiwaniu na reakcję Moskwy, ponieważ Rosja zawsze była zagrożeniem, mogła posłużyć się szantażem, mogła uderzyć i zacząć wojnę. Zrozumieliśmy w końcu, że możemy się im przeciwstawić, że mamy w sobie siłę, żeby walczyć do samego końca.
Jesteśmy bardzo zmęczeni. Ci, walczący na froncie, ale i wszyscy ci - ochotnicy, którzy codziennie wykonują niewyobrażalną pracę, żeby pomagać innym, żeby kontaktować się z ludźmi z zagranicy i organizować pomoc humanitarną czy szukać wsparcia wojskowego. Ale wszyscy znają cel i rozumieją, że muszą stanąć naprzeciw Goliata. Wiedzą, że nie mogą przestać robić tego, co robią.
A czym dla ciebie jest wojna?
Wojna zagraża nie tylko mojemu życiu, moich bliskich, ale i istnieniu wartości i wszystkiego tego, w co wierzę. Nigdy nie byłabym w miejscu, w którym jestem, gdyby z jakiegokolwiek strasznego powodu Ukraina była częścią Związku Sowieckiego czy w jakiś sposób podległa Rosji. Jestem pewna, że nie miałabym szansy zostać taką dziennikarką, jaką jestem, a tym bardziej nie byłabym rzeczniczką prasową prezydenta. Byłabym pewnie kolejną propagandzistką pracującą dla Kremla albo znalazłabym się się w opozycji, mierząc się z ciągłym zagrożeniem. Jako państwo przebyliśmy bardzo długą, trudną i chaotyczną drogę do demokracji, ale w końcu zrozumieliśmy, że osiągnęliśmy naprawdę dużo. I bardzo to doceniam. Nasze społeczeństwo dzieli te same wartości, co Unia Europejska, dlatego zmierzamy w kierunku Europy.
Mamy świadomość, że wojna w Ukrainie trwa już ponad osiem lat. Natomiast Rosjanie rozpoczęli działania hybrydowe znacznie wcześniej. Pamiętam, że w 2019 roku w trakcie kampanii wyborczej nasiliła się narracja popularyzowana przez obóz prezydenta Poroszenki, że jego wygrana zagwarantuje Ukrainie integrację europejską, a Zełenski skieruje się ku Moskwie.
Masz rację. Dla mnie Rosja to hybrydowi terroryści. Korzystają z najgorszych form propagandowych, żeby rozsiewać kłamstwa na całym świecie, których celem jest podważanie autorytetu najważniejszych osób w państwie. Gdy Zełenski doszedł do władzy, w przestrzeni publicznej pojawiło się wiele kłamstw, które moim zdaniem zostały spopularyzowane przez prorosyjskie media w Ukrainie i rosyjskie media. Jedno z najczęściej powtarzanych mówiło, że Zełenski jest z obozu prorosyjskiego i że stawia na współpracę z Moskwą, a co za tym idzie, zmieni kierunek z proeuropejskiego na prorosyjski. Przecież to było absolutne kłamstwo, bo nie było na to żadnych dowodów, a nawet sygnałów ze strony Zełenskiego. Później w prezydenckim biurze prasowym musiałam z tą narracją walczyć.
Swoją pracę jako rzeczniczka prasowa prezydenta rozpoczęłam 3 czerwca 2019 roku, w przeddzień jego wyjazdu do Brukseli. Byłam obecna na spotkaniu z prezydentem przed wylotem. Jeszcze nie mieliśmy wypracowanej strategii komunikacyjnej. Znałam te wszystkie fake newsy, które rozprzestrzeniały się znacznie szybciej niż to, co do powiedzenia miał prezydent. W pewnym momencie oświadczył, że Ukraina zmierza ku Unii Europejskiej i dzieli z nią te same wartości. Zasugerowałam, żeby te słowa opublikować na Twitterze. Ostatecznie pojawiły się dwa tweety, które przekazywane były dalej przez międzynarodowe media. W ten prosty sposób udało się nam zdusić propagandową rosyjską narrację, że prezydent jest "pacynką Moskwy". Dla nas był to wielki sukces i tak rozpoczęła się moja rzeczywista współpraca z prezydentem. Szczerze docenił, że podłapałam jego przekaz i znalazłam możliwość, aby to rozpowszechnić.
Zatrzymajmy się przy tym 3 czerwca 2019 roku. Jak to się stało, że zostałaś rzeczniczką Wołodymyra Zełenskiego?
To bardzo szalona historia. Wzięłam udział w pierwszym tego typu bardzo transparentnym konkursie na tak ważne stanowisko polityczne w ukraińskiej historii. Gdy prezydent Zełenski wygrał wybory, był niewiarygodnie popularny - niczym gwiazda rocka. Każdy w Ukrainie chciał dla niego pracować. Do konkursu na stanowisko sekretarza prasowego zgłosiło się cztery tysiące kandydatów, w tym ja. Nie mogłam uwierzyć w to, że znalazłam się w pierwszej piątce! Ostatni etap, pamiętam, odbył się w sobotę i była to rozmowa, w której uczestniczył prezydent. Przyszedł w zupełnie luźnej stylizacji: w jeansach i jeansowej kurtce. Po tym spotkaniu okazało się, że byłam najlepsza.
Niemal od samego początku mierzyłaś się z rosyjską propagandą, która również ciebie obrała za cel, prawda?
Od pierwszych dni mojej pracy zaczęły się pojawiać niestworzone historie na mój temat. Jedna z pierwszych dotyczyła tego, że za swoją wypłatę kupiłam jakiś luksusowy samochód - nie pamiętam teraz marki - a na tablicach rejestracyjnych miałam swoje nazwisko. To w ogóle nie miało sensu, nie mówiąc o tym, że to zupełnie nie w moim guście. Z czasem kłamstwa na mój temat stawały się coraz bardziej absurdalne, a ich celem było uderzenie w parę prezydencką. Bo w końcu dotyczyły nie tylko mnie.
Czyli to prawda, że w jednym z wywiadów musiałaś dementować informacje o rzekomym romansie z prezydentem?
Najłatwiej uderzyć w kobietę, jej siłę i pozycję, wykorzystując tego typu absurdalne historie. Rosyjska propaganda oczywiście to wykorzystała. Prezydent nawet nie miał potrzeby rozmawiania ze mną na temat tego oszczerstwa. W bardzo elegancki sposób zażartował, żeby dać do zrozumienia, że w naszej współpracy nic się nie zmieniło.
Ale sam fake news dotyczący wymyślonego romansu szybko się rozprzestrzenił. Zabawne było to, że dzwonili do mnie wysoko postawieni urzędnicy państwowi między innymi z Kirgistanu czy Białorusi, żeby dopytać, czy to prawda.
Na czym jeszcze polegały ataki wymierzone w ciebie po objęciu funkcji rzeczniczki?
Dwa główne zarzuty, jakie się powtarzały, to to, że nie mam kompetencji do sprawowania tego stanowiska oraz że nie jestem wystarczająco atrakcyjna fizycznie! To pojawiało się również w komentarzach, które były kopiowane z jakiegoś szablonu. Ich autorami były nieaktywne, nieprawdziwe profile, które powstały kilka tygodni wcześniej.
Celem podobnych ataków był i nadal jest każdy współpracownik Zełenskiego. Wszystko to ma na celu zniszczenie autorytetu prezydenta. Dlatego od samego początku musieliśmy ostro walczyć. Możesz mi wierzyć, że w przestrzeni informacyjnej ta wojna o Ukrainę jest i była zacięta.
A jak wyglądała twoja współpraca z ukraińskimi służbami i instytucjami państwowymi w walce z rosyjską propagandą?
Pamiętam, jak w 2018 roku "New York Times" stworzył film dokumentalny dotyczący fake newsów (chodzi o film "Operation InfeKtion" - red.). Jeden z najważniejszych wniosków z tego materiału mówił, że nie ma innego sposobu na walkę z fake newsami jak po prostu upowszechniać prawdę. Jednak największy problem polega na tym, że fake newsy rozprzestrzeniają się znacznie szybciej niż prawdziwe informacje. Tylko na Twitterze nieprawdziwe informacje trafiają do kolejnych użytkowników sześć razy szybciej niż prawdziwy przekaz. Prawdziwe, zweryfikowane informacje mogą się wydawać nudne, może dlatego że tworzone są z wielką odpowiedzialnością oraz wymagają pewnej analizy treści. Bywają równie trudne jak rzeczywistość. Fake newsy natomiast mają w sobie "efekt wow", opierają się na bardzo emocjonalnych treściach, uderzają w podstawowe lęki i są proste w odbiorze. Propaganda na tym polega, że tworzy czarno-białą wizję świata, wykluczając wszystko, co pośrodku. A przecież realia nie są zero-jedynkowe. Jednak tak sformułowany prosty przekaz łatwiej trafia do ludzi, którzy podają to dalej.
Do walki z fake newsami zaangażowaliśmy wiele ukraińskich instytucji. Po 2014 roku Ukraina postawiła na rozwój infrastruktury wzmacniające nasze cyberbezpieczeństwo. Mamy między innymi policję cybernetyczną, która skutecznie wyłapuje pojawiające się na różne sposoby złośliwe oprogramowanie, szkoli również urzędników państwowych, jak się chronić przed tego typu zagrożeniami. Dzięki temu mogliśmy odeprzeć wiele prób rosyjskich ataków DDOS.
Bardzo ważną rolę odgrywa służba bezpieczeństwa, która stara się zwalczać farmy botów - wielotysięczne platformy nieistniejących w rzeczywistości użytkowników portali społecznościowych, które popularyzują najróżniejsze fake newsy. Dotyczą one różnych obszarów rzeczywistości, a ich celem są: wywołanie atmosfery strachu, dezorientacji w społeczeństwie, uderzenie w poczucie bezpieczeństwa oraz podważenie działań instytucji państwowych. Tylko na początku tej odsłony wojny służby bezpieczeństwa zlikwidowały tysiące tego typu farm botów. Rosja, która rozmieściła ogromną liczbę swoich agentów w różnych regionach Ukrainy, stworzyła sobie ogromne możliwości tworzenia takich farm. To wszystko uwidacznia, że dla Kremla szerzenie swojej propagandy w internecie jest kluczowe w prowadzeniu wojny, że Moskwa - przeznaczając ogromne środki finansowe - chce przejąć kontrolę nad dominującymi narracjami w sieci.
W obecnym rządzie powołano również ministerstwo transformacji cyfrowej, któremu szefuje wicepremier 31-letni Mychajło Fedorow - również millenials (uśmiech). Ponadto stworzyliśmy również sieć centrów cyberbezpieczeństwa. Prezydent Zełenski, odkąd tylko wygrał wybory, zwracał szczególną uwagę na te działania. O tym, jak wielkie zagrożenie stanowią farmy botów, przekonał się jeszcze w trakcie kampanii wyborczej, kiedy nieustannie był atakowany. Zdał sobie sprawę, że jest to broń używana do ataku na demokracje i społeczeństwa, chociaż panował powszechny strach przed bronią nuklearną, wyścigiem zbrojeń. Ta broń stosowana jest każdego dnia, gdyż uderza w nasze serca i umysły.
Biurem prasowym kierowałaś przez 25 miesięcy. Jak doszło do zakończenia tej współpracy?
To bardzo ciężka praca, a te 25 miesięcy było bardzo intensywne. Nie chcę się porównywać do Jen Psaki (śmiech), ale ona pełniła funkcję rzeczniczki Białego Domu przez 15 miesięcy.
Razem z prezydentem doszliśmy do wniosku, że to dobry moment dla mnie, żeby ruszyć dalej. Po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę kilkakrotnie kontaktowałam się z prezydentem Zełenskim. Organizowałam dla niego kilka rozmów telefonicznych, rozmawiałam z nim o sytuacji w moim rodzinnym Chersoniu, żeby nawiązać kontakt z ludźmi będącymi w podziemiu. W wielu sytuacjach nadal wykonuję swoją "pracę", chociaż nie zajmuję żadnego stanowiska. Czuję się Ukrainką bardziej niż kiedykolwiek, dlatego mam ogromną potrzebę dać z siebie wszystko, żeby zaangażować się w walkę o pokój i odeprzeć agresję rosyjską.
Poznałaś prezydenta ponad trzy lata temu. Jak się zmieniał w tym czasie?
Gdy objął stanowisko, z ogromnym entuzjazmem podszedł do wyzwań, jak każdy polityczny nowicjusz. Zresztą całe jego otoczenie, z którym zdobył władzę, poczuło się nagle grupą bardzo ważnych i wpływowych polityków. Początkowo zabronili mu rozmawiania z mediami, czyli w zasadzie uniemożliwili mi pracę: nie odpowiadał na żadne zapytanie ze strony dziennikarzy, nie komentował żadnych wydarzeń, nie przewidywał żadnych wywiadów. Dla mnie to było jakieś szaleństwo. Musiałam z tym walczyć. Wyobraź sobie: miałam tylko 32 lata i znalazłam się nagle przy jednym stole z grupą najbardziej wpływowych i pewnych siebie mężczyzn w Ukrainie, którzy wychodzili z założenia, że moje zdanie się nie liczy.
Po kilku miesiącach prezydent Zełenski docenił moją pracę. Zauważył, że pracuję najciężej, jak to tylko było możliwe, że robię wszystko, co w mojej mocy, dla dobra jego prezydentury. Wtedy moje zdanie zaczęło być brane pod uwagę. Zaczęłam towarzyszyć mu we wszystkich oficjalnych podróżach, w tym zagranicznych, zmieniliśmy sposób komunikacji, byłam obecna podczas wszystkich jego wywiadów, które organizowałam w każdym kraju z największymi nazwiskami światowych mediów. Ostatecznie dzięki temu jego głos miał szansę wybrzmieć.
Teraz, po ponad trzech latach, widzę, z jaką łatwością komunikuje się z dziennikarzami. Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam na samym początku walczyć o jak najbardziej otwarte kontakty prezydenta z mediami, na wzór dojrzałych demokracji. Był nowicjuszem i musiał zrozumieć, w jaki sposób działają media i w jaki sposób skutecznie konstruować to, co ma do przekazania. Jest teraz bardzo świadomym mówcą, a jego pozycja jako lidera stała się o wiele mocniejsza.
W sytuacji wojny - bezcenne.
Wojna jest największym wyzwaniem dla każdego przywódcy państwowego. Zełenski podjął niezwykle trudną decyzję, żeby nie informować społeczeństwa o nadciągającej wojnie, ponieważ był przekonany, że Ukraina nie przetrwa, jeśli Ukraińcy opuszczą kraj. Cały czas wierzy w to, że będzie w stanie poprowadzić kraj do zwycięstwa. Udało mu się zjednoczyć świat w obronie Ukrainy i sam naród, by stanął do walki z najeźdźcą. Jestem przekonana, że jego największą zasługą jest to, że dzisiaj Ukraina nadal jest niepodległym i suwerennym państwem. A przecież znamy przykłady, kiedy przywódca kraju w obliczu wojny emigruje w bezpieczne miejsce. On zdecydował: "Walka toczy się tutaj, potrzebuję broni, a nie podwózki". Każda Ukrainka i Ukrainiec byli dumni z takiej postawy.
A co zmieniło się w jego zachowaniu?
Chyba już nie żartuje tak często jak kiedyś. Wydaje mi się, że nie ma ani chwili, żeby złapać oddech. Myślę, że dojrzał, stał się bardziej doświadczonym politykiem. Nadal pije niewyobrażalne ilości kawy i jest w stanie pracować okrągłą dobę. Wcześniej, przed wojną, wielokrotnie dowiódł, że jest bardzo pracowitym człowiekiem.
W swojej książce piszesz o nim wprost: pracoholik - odwołując się do swojej z nim współpracy przed inwazją. Od wojny nie ma przerw, ale już wcześniej był tytanem pracy...
On naprawdę praktycznie nie śpi i wydaje mu się, że jego współpracownicy i ludzie z jego otoczenia również pracują całą dobę. (śmiech) Posłużę się tragicznym, ale bardzo trafnym przykładem, który ilustruje to, jak prezydent funkcjonuje. W styczniu 2020 roku samolot ukraińskich linii lotniczych został zestrzelony niedaleko Teheranu. Zginęło w sumie 176 osób. Od samego początku Zełenski był w kontakcie ze światowymi przywódcami, w tym z liderami państw, których obywatele byli na pokładzie tego samolotu, a także z tymi, którzy chcieli pomóc w tej sytuacji. Pamiętam, że pracowaliśmy do wczesnych godzin porannych i wróciłam do domu około 6.30. Około 8.00 widziałam, że był aktywny na Whatsappie. Wróciłam do biura o 9.00 po dwóch godzinach snu. Wydaje mi się, że on nie spał w ogóle. Gdy wróciłam do pracy, był świetnie przygotowany i zorganizowany, żeby ruszyć dalej, do kolejnych rozmów telefonicznych i spotkań. To doskonale pokazuje, że w sytuacjach kryzysowych jest nie do zatrzymania.
Poza tym prezydent jest rannym ptaszkiem - zaczynał dzień naprawdę wcześnie. W związku z tym dzwonił do swoich współpracowników, do ministrów, parlamentarzystów czy urzędników administracji prezydenckiej o bardzo wczesnych godzinach, zanim w zasadzie rozpoczynał się "normalny" dzień pracy. Dla niego było oczywiste, że wszyscy wstają wcześnie. Gdy uznawał, że jakiś temat był istotny, to oczekiwał, że osoby, z którymi się kontaktował, są przygotowane o każdej porze, aby wyjaśnić mu jakąś konkretną sytuację czy zasugerować możliwe rozwiązania.
Ponadto prezydent jest uzależniony wręcz od sportu, więc rozpoczyna swój dzień od aktywności fizycznych. Wspomniałam o pierwszej podróży do Brukseli. Pojawiło się wiele nieplanowanych wcześniej propozycji wywiadu z nim. Prezydent zdecydował, że nie chce rezygnować z możliwości spotkania z mediami, a jednocześnie nie mógł sobie odmówić codziennych ćwiczeń. W ten sposób jedna z rozmów w programie porannym odbyła się w siłowni, gdzie Zełenski korzystał właśnie z rowerka stacjonarnego.
W ciągu dnia natomiast cały czas prowadził ogromną liczbę rozmów telefonicznych, jednocześnie czytał najświeższe informacje, spisywał notatki dotyczące tego, co się działo na froncie we wschodniej Ukrainie, podejmował kolejne decyzje. Tak wyglądało jego życie przed 24 lutego. Nie jestem pewna, czy teraz ma możliwości na codzienne treningi.
Czy pracując bisko z pracoholikiem, sama miałaś czas na życie prywatne?
Tu nie ma miejsca na życie prywatne. Na początku, gdy skupieni byliśmy na tym, żeby wypracować nowy sposób komunikacji, nowe osoby zaczęły pojawiać się w administracji prezydenckiej, mogłam sobie pozwolić jedynie na trzy, cztery godziny snu dziennie. Myślę, że to był jeden z powodów, że mój organizm zaczął domagać się zmiany i zadbania o siebie.
Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji polskie społeczeństwo zaangażowało się bardzo mocno w pomoc Ukrainie. Dobrze wiemy również, że ta pomoc nadal jest potrzebna. Sama angażowałaś się w organizację pomocy humanitarnej. Czego teraz wam potrzeba?
Chciałabym przede wszystkim podziękować wszystkim Polkom i Polakom za to, że od samego początku wyciągnęli do nas dłoń, w zasadzie już wtedy, zanim Ukrainki i Ukraińcy zrozumieli, co ich czeka ze strony Rosjan. Przygotowania do przyjęcia osób uchodźczych z Ukrainy w Polsce rozpoczęły się wiele tygodni przed pierwszym rosyjskim atakiem. Polskie społeczeństwo przyjęło znacznie więcej osób z Ukrainy niż jakiekolwiek inne państwo. Na podstawie tego, co słyszałam od innych, stało się tak dzięki zwykłym relacjom między ludźmi. Był to gest, który udowodnił prawdziwość tych relacji. Polki i Polacy wykazali się ogromnym zrozumieniem, w jakiej sytuacji my się znaleźliśmy. Wszyscy jesteśmy wam wdzięczni i jestem przekonana, że to zbliży nasze narody jeszcze mocniej.
Jesteśmy również wdzięczni osobiście prezydentowi Andrzejowi Dudzie za to, jak często składał wizyty w Ukrainie. Odwiedzał nasz kraj zarówno przed rozpoczęciem tej inwazji, jak i w trakcie rosyjskich ataków, gdy wszędzie rozbrzmiewały syreny alarmów przeciwlotniczych. Dla nas to bardzo ważny gest, gdy w tak trudnym czasie odwiedza nas przywódca tak silnego państwa. To ważny sygnał solidarności, który jest czymś więcej niż jakieś słowa, bo prezydent Duda ryzykował swoim bezpieczeństwem. Zdajemy sobie sprawę, że na poziomie politycznym Polska na różne sposoby pomaga Ukrainie, dlatego prosimy, żeby to się nie zmieniło.
Oczywiście wiem, że między ludźmi mogą zdarzać się jakieś nieporozumienia. Mogę jedynie za to przeprosić. Zawsze pojawiają się jakieś różne sytuacje, które często wynikają z różnych charakterów poszczególnych osób. Ale bardzo proszę: nie zapominajcie o nas, o tym, że cały czas cierpimy. Bardzo dobrze rozumiemy to, że czeka nas wszystkich bardzo trudna zima - dla wszystkich państw europejskich, dla Stanów Zjednoczonych, ale również dla nas. Jako geograficzny sąsiad Rosji wiemy bardzo dobrze, co się dzieje, gdy ze strony Moskwy pojawiają się szantaże, groźby czy w końcu, gdy odcina dostawy surowców energetycznych. W taki sposób zachowywali się wobec nas przez ostatnie 31 lat. Ukraina również stoi w obliczu kryzysu energetycznego, który boleśnie odczujemy.
Ale nie zapominajmy: Rosjanie nadal nas zabijają, codziennie na Ukraińców spadają pociski. Niedawno od takiego pocisku zginął bawiący się w parku dziewięciolatek. Blisko 20 procent ukraińskiego terytorium pozostaje pod rosyjską okupacją. Wiem, że często pojawia się myśl: to gdzieś daleko stąd. To nieprawda, nie można zapominać o tym, że jeśli Ukraina się podda i trafi w ręce Putina, następnym celem będzie Polska. Nikomu nigdy nie życzymy, żeby doświadczył tego samego, co my teraz przeżywamy. Nikomu nie życzymy wojny. Jedno jednak jest pewne: będziemy walczyć do samego końca, nie oddamy ani kawałka swojej ziemi. Do tego jednak potrzebujemy partnerów. Polska - i jej społeczeństwo - udowodniła, że jest prawdziwym partnerem, i pragniemy, żeby to się nie zmieniło. Wojnę wygramy tylko wtedy, gdy pozostaniemy zjednoczeni i silni.
Mówisz o potrzebach politycznych. A jakie są potrzeby gospodarcze?
Rosja zniszczyła naszą logistykę i infrastrukturę. Ważnym elementem naszej gospodarki jest eksport, przede wszystkim zboża i wyrobów metalurgicznych. Natomiast wojska rosyjskie zniszczyły nasze największe ośrodki metalurgiczne w Donbasie, Dniepropietrowsku i innych regionach. Dlatego potrzebujemy wsparcia w odbudowie logistyki - w czym już Polska nam pomaga.
Wasz kraj wspiera nas również między innymi w dostawach paliw i innych rzeczy, których ludzie cały czas potrzebują. Bardzo ważne jest dla nas wsparcie finansowe. Wiemy, że Unia Europejska przekaże nam środki, aby wzmocnić budżet kraju. W tym wszystkim bardzo potrzebujemy Polski, aby stała u naszego boku. Walczymy bez broni o nasze życie i wiemy, że Polska walczy z nami jako silny członek Unii Europejskiej.
Odnoszę wrażenie, że ta odsłona wojny w Ukrainie ma dwie twarze: z jednej strony to twarz Zełenskiego, z drugiej - Ukrainek - kobiet, które odważnie włączyły się w wojnę na wiele sposobów.
Nigdy w ten sposób nie myślałam. Zdecydowanie wiele kobiet zaangażowało się w obronę Ukrainy, w tym ogromna część dołączyła do sił zbrojnych i obrony terytorialnej. Spotkałam wiele z nich i jestem z nich ogromnie dumna. To pokazuje również, jaki progres wykonała ukraińska armia w kierunku inkluzywności płciowej. Ukrainki włączyły się w działania wojenne również poza obszarami walk, niosąc pomoc medyczną, a te, które mieszkają w krajach Unii Europejskiej, od miesięcy zabiegają o pomoc humanitarną. Pracują bez przerwy. Wiele do lutego miało w Ukrainie normalne prace, które straciły, a teraz angażują się w walkę o wolność.
Myślę, że bardzo ważne jest to, że obecnie znacznie więcej kobiet pracuje w przestrzeni informacyjnej. W działających stacjach telewizyjnych dyskutują z ekspertami o tym, jak rozprzestrzenia się rosyjska propaganda, jak z nią walczyć. W 2014 roku trudno było znaleźć Ukrainki czy Ukraińców, którzy świetnie posługiwaliby się językiem angielskim i mieli odpowiednie kompetencje, żeby debatować i chronić Ukrainę w mediach. Teraz jesteśmy świadkami ogromnego progresu. Chyba masz rację: jedną z odsłon tej wojny są Ukrainki, które zarówno na polu walki, jak i poza nim bronią naszego kraju. Myślę, że w końcu udowodniłyśmy, że również my mamy znaczenie.
Po zakończeniu pracy w biurze prasowym prezydenta Zełenskiego zdecydowałaś się na powrót do dziennikarstwa. Dlaczego?
Dziennikarstwo pełni obecnie bardzo ważną rolę. Gdy rozpoczęła się rosyjska agresja, pomyślałam, że moje umiejętności będą pomocne. Chciałabym, żeby jak najwięcej ukraińskich dziennikarzy znalazło pracę w zagranicznych redakcjach. Zauważyłam, że wielu moich kolegów i koleżanek, będących za granicą, zostało zatrudnionych w polsko-, francusko-, angielsko-, a nawet chorwackojęzycznych mediach. Dla mnie to jasny sygnał, że Ukraina traktowana jest jako kraj różniący się od innych postsowieckich państw, że przeszliśmy ogromną drogę i oddaliliśmy się od sowieckich tradycji. To pokazuje, że stanowimy konkurencyjny rynek pracy, który oparty jest na najwyższych standardach i etyce. Nasi dziennikarze wierzą w prawdę, podobnie jak ci z dojrzałych demokracji - Unii Europejskiej czy Stanów Zjednoczonych.
Ogromnie wierzę w to, że zagraniczni dziennikarze pomagają nam w walce. Pamiętam, że na początku tej inwazji przedstawiciele ukraińskich mediów nie mogli dotrzeć do miejsc zajętych przez Rosjan, ponieważ groziło im ogromne niebezpieczeństwo. Docierali tam europejscy i amerykańscy dziennikarze, którzy prawdziwie relacjonowali to, co się tam działo. W taki sposób udało się nam wygrać tym razem wojnę informacyjną. Teraz już nikt nie wierzy w idiotyczne tezy rosyjskiej propagandy. Utwierdziłam się w przekonaniu, że słowo jest słowem. W czasie, gdy mój mąż był na froncie, walczyłam tutaj - poza polem walki - za pomocą słowa. W końcu Rosjanie traktują słowo jako broń, więc również my musimy bronić się za pomocą informacji.
A zastanawiałaś się nad tym, jak potoczyłaby się twoja kariera, gdyby nie ta rosyjska napaść?
Nigdy nie planowałam wyprowadzki z Ukrainy. Oczywiście, gdyby znalazła się jakaś propozycja na kilkutygodniowy bądź kilkumiesięczny projekt, przyjęłabym ją, jednak tu jest mój dom. Tu mam kochanego męża, rodzinę, jestem szczęśliwa. Jestem bardzo dumna z tego, że nie tylko jestem dziennikarką, ale również z tego, że jestem ukraińską dziennikarką.
Pracowałam dla największych ukraińskich stacji telewizyjnych, współpracowałam z różnymi redakcjami. Nie wiem, jak potoczyłaby się moja kariera, gdyby Rosja nie napadłaby na Ukrainę 24 lutego. Natomiast po rozpoczęciu inwazji, z dnia na dzień, pozostałam bez pracy. Dzisiaj cieszę się z tego, że współpracuję z "The Washington Post". Ta redakcja dała mi ogromną możliwość, żeby móc relacjonować to, co dzieje się w Ukrainie.
***
Julia Mendel - ukraińska dziennikarka i doradczyni polityczna, pierwsza sekretarka prasowa prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. W 2012 roku uzyskała doktorat nauk filologicznych na Kijowskim Narodowym Uniwersytecie im. Tarasa Szewczenki. Wcześniej studiowała tam język ukraiński, a także polski i angielski. Karierę dziennikarską rozpoczęła jeszcze podczas studiów jako reporterka w telewizji ICTV. Później pracowała dla innych czołowych stacji. Jako 29-latka przyjęła stanowisko korespondentki telewizji 112 Ukraina w Stanach Zjednoczonych. Niedługo później, po powrocie do domu, rozpoczęła współpracę z "New York Timesem" jako zagraniczna korespondentka. Ponadto jej materiały publikowane były w takich tytułach, jak: Politico Europe, Atlantic Council, Vice, "World Affairs Journal”, Spiegel Online, "Nowa Europa Wschodnia", CNBC czy "Forbes". Jednocześnie w latach 2017-19 współpracowała z ukraińskim przedstawicielstwem Banku Światowego jako konsultantka do spraw komunikacji.
Była pierwszą ukraińską dziennikarką, która wygrała program World Press Institute. Odbyła też staże zagraniczne na Uniwersytecie Yale w ramach programu THREAD oraz w Gdańsku w ramach programu Instytutu Lecha Wałęsy. Ukończyła Warszawską Letnią Akademię Euroatlantycką.
Do jej zadań w roli rzeczniczki prasowej należało stworzenie transparentnej, otwartej i spójnej strategii komunikacyjnej prezydenta. Jej strategia polegała przede wszystkim na obecności ukraińskiego przywódcy - zarazem politycznego nowicjusza - w międzynarodowych mediach. Dzięki jej pracy Zełenski trafił na okładki między innymi "Time'a" czy "Guardiana". Opracowywała treści stanowisk, publikowanych przez pałac prezydencki. Towarzyszyła Zełenskiemu w trakcie jego oficjalnych podróży zagranicznych i krajowych, w tym także w niebezpieczne rejony wschodniej Ukrainy, gdzie od 2014 trwały już ukraińsko-rosyjskie walki.
W lipcu 2021 roku - po 25 miesiącach - zakończyła pracę w pałacu. Wróciła do dziennikarstwa, rozpoczynając współpracę z telewizją Ukraina 24. Mniej więcej w tym samym czasie ukazała się jej pierwsza książka "Кожен із нас - Президент", która z jednej strony była zbiorem jej wspomnień, a z drugiej - próbą uchwycenia zmiany ukraińskiej mentalności, jaką niosło pokolenie millenialsów, urodzonych jeszcze w Związku Sowieckim pod koniec lat 80. W 2021 roku znalazła się w zestawieniu ukraińskiego tygodnika "Fokus" wśród 100 najbardziej wpływowych Ukrainek.
Jej najnowsza książka "Walka naszego życia" światową premierę miała 13 września. W polskich księgarniach pojawi się 28 września w przekładzie Michała Lipy nakładem Wydawnictwa Agora. "Walka naszego życia" to próba ukazania realiów współczesnej Ukrainy, uzupełniona własnymi doświadczeniami, emocjami i obserwacjami. Mendel udało się w sposób wciągający opisać ogromne problemy, z jakimi ukraińska gospodarka zmagała się jeszcze przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji 24 lutego tego roku, głęboko zakorzenioną w codzienności korupcję oraz skorumpowanych oligarchów, realizujących interesy Kremla. Jednocześnie autorka zwraca uwagę, że jej pokolenie oraz młodsze mają dość postsowieckiej rzeczywistości. To ludzie, których wartości są zbieżne z tymi z Zachodu. Jako jedna z najbliższych współpracowniczek Zełenskiego w sposób wnikliwy opisuje jego drogę do prezydentury oraz jego wysiłki, aby Ukraina stała się nowoczesną, niepodległą, europejską demokracją, która w pełni wykorzystuje swój potencjał. W to wszystko w wyważony, ale bardzo szczery sposób wpisane zostały osobiste przeżycia, emocje i obserwacje Mendel, których doświadczyła również w makabrycznych okolicznościach rosyjskiej agresji.
Autorka/Autor: Tomasz-Marcin Wrona
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Vitalii Rudenko (z archiwum prywatnego Julii Mendel)