Premier Donald Tusk ogłosił, że od kwietnia wejdą w życie "nowe zasady prac domowych". Większość komentatorów uznała, że oznacza to zakaz zadawania uczniom dodatkowych zadań do zrobienia po lekcjach. Jak jest naprawdę? I jakie argumenty mają zwolennicy i przeciwnicy takiego rozwiązania?
- Jeśli nauczyciel chce, żeby uczeń coś zrobił, będzie mógł go zachęcić, będzie mógł go namówić. Bez oceniania. Tak może wyglądać szkoła przyszłości - mówiła w poniedziałek Barbara Nowacka w programie "Kropka nad i" w TVN24.
Ministra edukacji w ten sposób przedstawiała wizję szkoły bez zadań domowych. Rozporządzenie ma wejść w życie od kwietnia. Skąd ten pomysł?
Był sierpień 2023, szczyt kampanii wyborczej. Donald Tusk, przewodniczący Koalicji Obywatelskiej, spotkał się z mieszkańcami Włocławka. Jednym z bohaterów spotkania stał się Maciek, chłopiec, który poskarżył się, że w szkołach łamane są prawa dziecka, bo nauczyciele zadają prace domowe na weekend. - Tak dużo, żebyśmy nie mieli czasu na odpoczynek - mówił.
Podobne głosy docierały też do Barbary Nowackiej. - Dzieciaki są przemęczone. Mówią: "Wyszliśmy ze szkoły o 17, w domu przez trzy godziny odrabiamy lekcje. Kiedy mamy mieć czas na dla siebie?" - opowiadała ministra w programie Moniki Olejnik.
Teraz Maciek z Włocławka stał się twarzą zmian, które rządząca koalicja wprowadza w życie. Zapowiedział je premier Donald Tusk. - Uroczyście ogłaszam: tego problemu więcej nie będzie! Od kwietnia nowe zasady zadań domowych. W klasach od 1 do 3 żadnych prac domowych, no chyba że czasami jakiś wierszyk. Od 4. do 8. klasy prace domowe tylko dla chętnych i bez oceniania. Jeśli chodzi o szkoły średnie, to bawcie się dobrze na feriach! - powiedział.
Czy prace domowe rzeczywiście znikną? Od wiosny koniec z ich zadawaniem w podstawówkach? I co ten pomysł mówi nam o polskiej szkole?
Zielnik, pleśń i gwoździe
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam