|

Czesław Mozil: boli mnie polityka, która wspiera przemoc domową

Czesław Mozil: w jaki sposób kochanie się jest afiszowaniem?
Czesław Mozil: w jaki sposób kochanie się jest afiszowaniem?
Źródło: Tomasz Kaczor

Nie mogę ukrywać, że często się brzydzę, kiedy patrzę na to, co się dzieje. Obrzydliwe jest ograniczanie praw kobiet do aborcji. Sama myśl o tym, że jakikolwiek mężczyzna chciałby decydować o ciele kobiety, przekracza wszelkie wyobrażenia - mówi Czesław Mozil w rozmowie z Esterą Prugar.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Czesław Mozil powraca z nowym albumem pod tytułem "#IDEOLOGIAMOZILA", na którym w szczery sposób obnaża wizerunek współczesnej Polski i Polaków, wskazując na nasze przywary, wytykając błędy, ale nie zapominając również o tym, co w nas dobre. W swoich tekstach zwraca uwagę na problemy wstydliwe i - choć często bardzo powszechne - ciągle postrzegane jako tabu, jak choćby przemoc domowa. Jednocześnie artysta przypomina o tym, co, jego zdaniem, w naszej kulturze i tradycji jest warte pielęgnowania.

"Mama zawsze mówiła Mama zawsze mówiła synu, ty nie chciałeś na ten świat wyjść w bólach rodziłaś i teraz wiem - ja musiałem przyjść Przyjść po ciebie moja miła"
Czesław Mozil
"Mama zawsze mówiła"

Estera Prugar: Powiedziałeś, że płyta "#IDEOLOGIAMOZILA" jest dla ciebie pewnym przełamaniem się.

Czesław Mozil: Tak. Mam to szczęście, że zawsze przy jakiejś blokadzie wymyślam sobie inne projekty, dlatego dwa lata temu powstali Grajkowie Przyszłości - ponieważ powstała we mnie jakaś luka. A z drugiej strony cały czas lubię siadać do pianina i tworzyć, więc nie chciałem mieć poczucia, że nic z tego nie wynika. Praca z dziećmi nad płytą "Czesław Mozil i Grajkowie Przyszłości - Kiedyś to były święta" zajęła trochę czasu i dzięki temu pozwoliła mi również na złapanie dystansu. Mam wrażenie, że czasami taka odskocznia jest potrzebna po to, aby móc zatęsknić za czymś, co w pewnym momencie z różnych powodów stało się dla nas trudne.

Z czego wynikała blokada?

Trudno powiedzieć, bo każdy przeżywa to inaczej. W moim przypadku dotyczy to na przykład pisania tekstów. Na nowej płycie znajduje się piosenka "Z miłości", której pierwszą część napisałem, będąc szczęśliwym podczas pobytu w Azji, gdzie pojechaliśmy z Dorotą [żona artysty - red.], ale wtedy jej nie dokończyłem. Później przyszedł lockdown, grzebałem w swoich szkicach i zacząłem myśleć o zamknięciu na warszawskiej Pradze, gdzie mieszkamy. W wakacje przez otwarte okna było słychać różne rzeczy, które działy się za zamkniętymi drzwiami. W ten sposób dopisałem resztę tekstu, bo choć sam na szczęście nie wiem, czym jest przemoc domowa, to wiem o tym, że czasami ludzie siebie krzywdzą. Nie zawsze musi chodzić o przemoc fizyczną, bo chyba w każdym związku przychodzą momenty, gdy robimy sobie różne przykrości i gdy tak się dzieje, to osoba, która krzywdzi, próbuje się usprawiedliwiać i tłumaczyć, dlaczego zrobiła to, co zrobiła.

Myślę, że to musi być trudne i wstydliwe dla kogoś, kto - będąc mężczyzną lub kobietą - używa względem swoich bliskich przemocy. To muszą być emocje, nad którymi się zupełnie nie panuje i wyobrażam sobie, że w większości przypadków człowiek nie może być z tego dumny.

Z całej płyty wyłania się raczej gorzki wizerunek Polaków i Polski.

To nie są czasy, w których mógłbym powiedzieć, że czuję się dumnym Polakiem, na pewno nie przez ostatnich kilka lat. Nie ukrywam tego, że boli mnie polityka, która wręcz wspiera przemoc domową, chcąc "wypisać się" z konwencji stambulskiej. Dlaczego? Żeby "chronić" rodzinę? No tak, żeby nam się nikt nie wpier****ł w naszą "polską oazę". Tak samo jest z Kościołem katolickim. Zawsze byłem osobą wierzącą i choć może trudno jest mi to zdefiniować, dla mnie wiara jest częścią czegoś większego. Według mnie najbliżej Boga jesteśmy wtedy, gdy patrzymy na piękne zwierzę, obserwujemy rozwój dziecka, ale także wtedy, gdy możemy jeść pyszne jedzenie lub pić świetne wina - każdy definiuje to po swojemu. Natomiast nie spodziewałem się, że mieszkając w Polsce, stopniowo zacznę odczuwać do instytucji Kościoła takie obrzydzenie, jakie czuję dziś. A jest to niesprawiedliwe w stosunku do tych wszystkich, którzy szczerze wierzą i przestrzegają zasad katolicyzmu zgodnie z własnymi sumieniami.

Czesław Mozil: często się brzydzę, kiedy patrzę na to, co się dzieje
Czesław Mozil: często się brzydzę, kiedy patrzę na to, co się dzieje
Źródło: Tomasz Kaczor

Ale nie mogę ukrywać, że często się brzydzę, kiedy patrzę na to, co się dzieje. Obrzydliwe jest ograniczanie praw kobiet do aborcji. Sama myśl o tym, że jakikolwiek mężczyzna chciałby decydować o ciele kobiety, przekracza wszelkie wyobrażenia. Rozmawiam ze znajomymi z Danii, którzy na początku nie chcieli wierzyć w to, co im opowiadałem. Później przeczytali duńskie artykuły o Polsce i byli w szoku, ale ciągle dopytywali, czy to na pewno nie "fejk".

Nie wiadomo, w jakim kierunku to wszystko pójdzie. Może się okazać, że za 20 lat będziemy żyć w kraju, gdzie prawa kobiet będą jeszcze bardziej ograniczone. Nie wiemy tego, bo nawet teraz cały czas patrzymy na to, co się dzieje, i mówimy: nie, to już by było przegięcie, a przecież wydarzają się kolejne i kolejne.

Ja naprawdę cieszę się z tego, że nie mam dzieci. Kiedy będę już emerytem, nie będę musiał patrzeć na ich zmagania. Czasami rozmawiamy o tym z żoną - gdybyśmy dziś mieli dzieci w wieku szkolnym, a ja czytałbym codziennie te wszystkie wiadomości i wypowiedzi obecnego ministra edukacji, to chlałbym od rana do wieczora, bo na trzeźwo bym tego nie ogarnął.

Coraz częściej słychać głosy o tym, że kobiety i pary nie decydują się na posiadanie potomstwa właśnie ze względu na sytuację w Polsce i na świecie, chociażby z powodów zagrożeń ekologicznych.

Dla mnie to jest oczywiste. Co prawda, w naszym przypadku temat dzieci nigdy nie pojawił się jako coś, co miałoby ugruntować nasz związek i miłość. Jest to bez wątpienia piękne i szanuję, gdy dzieje się u innych, natomiast my żyjemy w taki sposób, a nie inny. Rozmawialiśmy o tym i Dorota powiedziała wprost: twoje życie by się i tak nie zmieniło, dalej jeździłbyś na koncerty i spędzał 120 dni w roku poza domem. Kiedy jestem w Warszawie, to bardzo intensywnie spędzamy ze sobą czas, ale później jadę w trasę, a moja żona może wtedy odpocząć, skupić się na sobie i swojej pracy. To nie była nawet żadna dyskusja, bo ja też nie chciałbym stawiać nas w sytuacji, gdy nie umiałbym odpuścić grania i stałbym się przez to fatalnym ojcem, który zostawia wszystko na głowie swojej kobiety. Dlatego fakt nieposiadania dzieci był dla nas naturalny.

Z drugiej strony nie ukrywam, że współczuję znajomym, kiedy zaczynają się rozmowy o edukacji szkolnej. Po takich spotkaniach wracamy do domu i zdarza mi się powiedzieć: wyobrażasz sobie, co by było, gdybyśmy mieli dzieci? Nawet nie chcę wiedzieć, jakie to musi być uczucie dla rodzica, który obserwuje to wszystko. Oboje jesteśmy wrażliwymi ludźmi, a do bycia rodzicem, zwłaszcza dziś, trzeba mieć bardzo grubą skórę.

Nie masz swoich, ale często pracujesz z dziećmi, nie tylko muzycznie, ale także wspierając fundacje pomagające najmłodszym. Ich los zdaje się być ci bliski.

Bardzo. Wydaje mi się, że mam z nimi świetny kontakt, może również dlatego, że nigdy nie stałem się dorosłym, który ściemnia lub coś przed nimi udaje. Młodzież tego nie znosi. Pamiętam ze szkoły, jak łatwo było odgadnąć, czy nauczyciel kłamie, czy nie. Najlepsi byli ci, którzy potrafili przyznać się do tego, że czegoś nie wiedzą - to budziło w nas największy szacunek, a wielu dorosłych do tej pory ma z tym problem. Kiedy pracuję z młodymi ludźmi, to szczerze im się przyznaję do tego, że jestem "nerdem".

Tak się to wszystko poukładało, że w swoim życiu zawodowym mam kontakt z dziećmi i mogę być dla nich, może nie autorytetem, ale na pewno staram się być przyjacielem - czy to jako bałwanek Olaf, któremu użyczyłem głosu w "Krainie lodu", czy poprzez projekt Grajkowie Przyszłości. Czuję się z tą rolą dobrze i jest to na pewno również coś, co daje mi ogromną siłę.

Czesław Mozil: do bycia rodzicem, zwłaszcza dziś, trzeba mieć bardzo grubą skórę
Czesław Mozil: do bycia rodzicem, zwłaszcza dziś, trzeba mieć bardzo grubą skórę
Źródło: Tomasz Kaczor

Szkoły kończyłeś w Danii. Co z duńskiego systemu edukacji wspominasz najlepiej?

Pamiętam, że oceny wystawiano nam dopiero od szóstej klasy, dzięki czemu nie tworzyła się między nami rywalizacja. Wiadomo było, że komuś coś idzie lepiej lub gorzej, ale generalnie wszystkie nasze niedoskonałości zaczęły mieć jakiekolwiek znaczenie dopiero w siódmej, a może nawet w ósmej klasie. Miałem kolegę, który na początku miał problemy z czytaniem, ale w dwa lata zdążył nadrobić wszystkie zaległości, a w tym czasie nie był za to oceniany. Dostawaliśmy od szkoły pewien kredyt zaufania.

Moja mama, która niestety zmarła kilka lat temu, była z zawodu polonistką, a prywatnie perfekcjonistką i ponieważ nie umiała bezbłędnie mówić po duńsku, to w szkole zawsze chodziłem z nią na spotkania, aby tłumaczyć to, co chciała powiedzieć nauczycielom. Któregoś razu zapytała o to, dlaczego tak mało uczymy się rzeczy na pamięć, na co nauczycielka wyjaśniła, że duński system edukacyjny oparty jest na tym, aby uczyć młodzież, jak samodzielnie znajdować informacje - dać wszystkie narzędzia do tego, byśmy sami umieli rozwiązywać problemy, które mogą się przed nami pojawić w przyszłości. Z drugiej strony – brak nauki na pamięć spowodował to, że do dziś mam problemy z pamięcią, nawet przy tekstach własnych piosenek - muszę poświęcać sporo czasu na ich naukę.

Wciąż jest w tobie sporo dziecka?

Myślę, że tak. Niektórzy mogą nawet powiedzieć, że jestem infantylny, a wiadomo, że przy wywiadach najlepiej być bardzo poważnym i stonowanym, ale z natury jestem nadpobudliwy i choć nie mam stwierdzonego ADHD, to nie staram się nad tym sztucznie panować, bo byłoby to bardzo męczące. Poza tym naprawdę wierzę w pewien rodzaj naiwności, jak również w to, że dzięki szczerości można zajść najdalej, nawet jeśli czasami dostaje się przez to po tyłku. Ja dostałem.

Te cechy pozwalają ci również na tworzenie takich piosenek, jak te z nowej płyty - szczerych, czasami nawet w brutalny sposób.

W muzyce nigdy nie lubiłem farmazonów o tym, jak ktoś szuka siebie w jakimś śnie, bo słuchając czegoś takiego, cały czas zastanawiam się, "o czym to, ku**a, jest?". Dlaczego nie napisać po prostu piosenki, która w trzy minuty opowie o lekkim lub trudnym temacie, ale w sposób dosłowny?

Kiedyś bałem się, że nie będę umiał prostym językiem napisać czegoś tak, aby później nie krępować się podczas grania takiego utworu. Dziś, gdy gram "Dzień, w którym uśmiech znikł" lub "Z miłości", to widzę, że te moje proste historie działają. Jestem z tego bardzo dumny. Wiem, że piosenkę "Z miłości" będę mógł grać za 20 lat, bo - jeszcze przed premierą płyty - widzę na koncertach, co ona robi z publicznością.

To znaczy?

Widzę pary, które przez cały koncert tupały nóżkami i śmiały się, a gdy pod koniec pojawia się ten utwór, dzieje się z nimi coś niefajnego. Zdarzyło się też tak, że po występie, gdy przyszli po autograf lub zdjęcie, dowiedziałem się, że trafiłem w czyjś czuły punkt. W takich chwilach bywa bardzo smutno. Już dwa razy miałem sytuację, gdy mężczyźni czekali, aż wszyscy odejdą i wtedy zwierzyli mi się z tego, że przez lata żyli w toksycznych związkach, w których to kobieta się nad nimi znęcała, a nawet biła.

dla Estery Czesław Mozil
Czesław Mozil - Dzień w którym uśmiech znikł feat. Michał Sławecki - fragment teledysku
Źródło: Mystic Production

To ciągle jest temat, na który wielu osobom jest trudno rozmawiać. Cały czas pokutuje takie przekonanie, że przecież jeszcze "facet może bić, bo na pewno zasłużyła" - oczywiście to jest sarkazm i absolutnie tak nie jest, ale jednak ciągle pojawia się takie zdziwienie, że "jak to kobieta bije mężczyznę?". I komentarze, że dlaczego nie oddał - na takim poziomie rozmowy o przemocy domowej jesteśmy. Nie rozumiem tego, ale widzę, jak ta piosenka rezonuje i jeśli mam do czegoś dążyć w swojej karierze, to właśnie do tego, aby moje utwory mogły w ten sposób pomagać ludziom. Jestem z tego dumny i dzięki temu wiem, że na tej scenie cały czas jest miejsce dla osób, które nie chcą pozostawać obojętne, a to jest najważniejsze. Oczywiście wiem, że może nie zmienię muzyką całego świata, ale w danym momencie, w konkretnym mieście będę potrafił wzruszyć mężczyznę lub kobietę, którzy tego potrzebowali.

Jak wygląda taka rozmowa, gdy ktoś przychodzi do ciebie z takim wyznaniem?

Na pewno jest to bardzo zaskakujące. Podczas koncertów, gdy zapowiadam "Z miłości", opowiadam historię znajomego, który żył w toksycznym związku, aż któregoś dnia zadzwonił na policję, aby zgłosić, że jest bity przez partnerkę. Przyjechał funkcjonariusz i powiedział mu, że przecież może oddać. To jest prawdziwa historia. Totalna abstrakcja, ale pamiętam, że ci dwaj mężczyźni, z którymi rozmawiałem, podziękowali mi właśnie za otwartość na ten temat, który naprawdę cały czas w Polsce stanowi tabu. Mówili, że gdy próbowali zwierzyć się komuś z tego, przez co przechodzą, w odpowiedzi dostawali pytania, czy nie potrafią sobie poradzić z kobietą.

Ale przecież to widać nawet wtedy, gdy w mediach pojawiają się artykuły o tym, że facet został zgwałcony - zalew "dowcipnych" komentarzy obu płci, że "to przecież niemożliwe". Naprawdę, ile trzeba mieć wolnego czasu, aby w ten sposób komentować wszystko, już nawet nie wspominając, że właśnie stereotypami i uprzedzeniami? I to działa w obie strony, bo przecież, kiedy pojawią się doniesienia o tym, że zgwałcona została kobieta, to zaraz te same osoby wypisują, że "na pewno sama sprowokowała", a wręcz "zasłużyła", bo "po co chodziła po parku o 20?". Paradoks polega na tym, że później obawiamy się krajów muzułmańskich, ale czy u nas jest inaczej, skoro dziewczyna idąca przez park o godzinie 20 "sama się prosiła, żeby ktoś ją zgwałcił"? Hipokryzja, w której żyjemy, jest przytłaczająca i dlatego chcę o tych rzeczach śpiewać.

Mówisz o trudnych sprawach, jednocześnie tworząc ze swoją żoną szczęśliwy związek. Czy spełnione życie rodzinne nie utrudnia poruszania tematów rodzin, które przeżywają problemy?

Mam nadzieję, że nie. Wiadomo, że zaraz ktoś powie, że "trudne tematy stały się modne", ale o tym wszystkim trzeba mówić. Tak jak trzeba cały czas mówić o potrzebie równych praw dla wszystkich, bez względu na orientację seksualną, bo ciągle słychać głosy, które mówią: OK, niech to już będzie, ale nie muszą się z tym afiszować. Ale w jaki sposób kochanie się jest afiszowaniem?

Tym bardziej że żyjemy w czasach, gdy coraz więcej par, bez względu na orientację, nie decyduje się na ślub, bo tam, skąd pochodzą, musieliby od razu organizować huczne wesele za 200 tysięcy złotych, na które trzeba byłoby wziąć kredyt w banku. Mniejsza impreza byłaby traktowana przez rodzinę jako porażka, więc już lepiej, aby żyli razem, kochali się, ale bez formalizowania związku. Pamiętam, że po naszym ślubie często chwaliliśmy się, że wszystko kosztowało nas łącznie około dwóch tysięcy złotych i było nas 12 osób, a jedyną prośbą, jaką miała Dorota, było to, żeby nie musiała się stresować. Byłem kiedyś na weselu na Śląsku i naprawdę uważam, że pary młode powinny zostawiać wesele gościom i od razu po wyjściu z kościoła lub urzędu wyjeżdżać na miesiąc miodowy i niech się dzieje, co chce.

Czesław Mozil: to nie są czasy, w których mógłbym powiedzieć, że czuję się dumnym Polakiem
Czesław Mozil: to nie są czasy, w których mógłbym powiedzieć, że czuję się dumnym Polakiem
Źródło: Tomasz Kaczor

Warszawska Praga, dzielnica, w której mieszkasz, jest dla ciebie ważna?

Na pewno, bo nigdzie indziej nie poczułem się tak dobrze, jak tam. Nie chodzi mi tylko o Warszawę, ale nawet o Kraków, który uwielbiam, natomiast to stolica stanowi dla mnie największą mieszankę polskości i europejskości jednocześnie. Mieszkając tutaj, mam poczucie, że otrzymuję wszystkie bodźce, których potrzebuję. Wiem, że ktoś może poczuć się przez to urażony, ale dla mnie tak jest.

Z kolei na Pradze spotkałem się z największą szczerością - tam się patrzy prosto w oczy, kiedy podaje się komuś rękę. Wiem, że jestem "słoikiem" i zawsze nim będę, ale dlatego nigdy nie będę fikać na dzielnicy, gdzie mieszkają całe pokolenia i dobrze jest znać swoje miejsce.

A zauważyłeś, że inni "fikają" i nie znają swojego miejsca?

Pewnie, że tak. Wiadomo, że mamy rewitalizację, która rządzi się swoimi prawami, ale czasami naprawdę dziwię się, kiedy obserwuję osoby, które wprowadzają się do mojego sąsiedztwa. Kupują mieszkania i się w nich zamykają. Nawet rozumiem, dlaczego nie chodzą po lokalnych knajpach, bo ze swoimi nosami w górze zostaliby po prostu wyśmiani. Wjeżdżają swoimi nowymi samochodami na zamknięte osiedla, z których wychodzą tylko po to, żeby pojechać gdzieś poza granice Pragi. Smutne.

Natomiast muszę przyznać, że na szczęście takie przypadki nie przeważają. W mojej okolicy ludzie naprawdę świetnie się integrują, dzięki czemu zachowany zostaje balans, pomiędzy rodzimymi prażanami i nowymi mieszkańcami. Jest naprawdę fajnie i zawsze czułem się tam fantastycznie. Staram się też lokalnie pomagać. Wymyśliłem, na przykład akcję "2 Złote za Sweet Focie" - po koncertach pobieram dwa złote od osób, które chcą sobie zrobić ze mną zdjęcie i później przekazuję te pieniądze na rzecz Stowarzyszenia "Serduszko dla Dzieci", które opiekuje się dzieciakami z warszawskiej Pragi. Udało nam się zorganizować dla nich wycieczki, staram się też z nimi spotykać, na przykład po to, żeby wspólnie gotować. Część z nich wystąpiła także w moim najnowszym teledysku do piosenki "Mama zawsze mówiła". Cieszę się z tego i pomaganie mojej lokalnej społeczności jest dla mnie naturalne.

Piosenka, o której wspomniałeś, która jest również pierwszym singlem z twojej płyty, jest pod wieloma względami niekonwencjonalna.

Miała taka być - trochę taneczna z odniesieniami do lat 80, ze zmianami tonacji. Zmienia się w niej też grawitacja i momentami robi się bardzo dziwnie. Jest trochę hołdem dla mojej mamy, ale także dla Matki Ziemi.

Życie uczy pokory. Ja o wielu rzeczach dowiedziałem się w późnym wieku, ale wpłynęły one na to, jak postrzegam dziś swoje korzenie, co finalnie spowodowało, że - choć mojej mamy już z nami nie ma - jest we mnie pewna romantyczna myśl o tym, żeby móc jeszcze raz z nią usiąść i zapytać o wszystkie te rzeczy, o które wcześniej nie zdążyłem. Za każdym razem, gdy zaczynam narzekać, łapię się na tym, że brakuje mi właśnie tej pokory, bo tak naprawdę mam w życiu ogromne szczęście.

Okładka płyty Czesława Mozila #IDEOLOGIAMOZILA
Okładka płyty Czesława Mozila #IDEOLOGIAMOZILA
Źródło: Sylwia Makris / Mystic Production

Zmieniłeś się przez ostatnie lata, prawda?

Myślę, że bardzo, przynajmniej tak mi wszyscy mówią. Zresztą to jest chyba nieuniknione, a jeśli człowiek się nie zmienia, to staje się nudny.

Przez dwanaście, może trzynaście lat żyłem na rollercoasterze. W ciągu paru miesięcy od wydania debiutanckiej płyty wszystko się zmieniło: wpadłem w wir koncertowy i zaczęło się dla mnie naprawdę burzliwe życie, z którego wielu momentów nie pamiętam - pływałem gdzieś między koncertami, pracą i alkoholem. Później przekonałem się o tym, jak wielką siłę ma telewizja. W pewien sposób dla wielu osób byłem muzykiem, a stałem się celebrytą. Mam poczucie, że rozpocząłem tę podróż od maleńkich, najmniejszych polskich miasteczek, gdzie grałem w świetnych miejscach i poznałem wspaniałych ludzi, aż trafiłem do show-biznesu, który może wydawać się czymś wielkim i wspaniałym, ale prawda jest taka, że na koniec wszystko kumuluje się w momencie, w którym wchodzę do mieszkania dzielonego z żoną i czuję zapach domu. Wtedy wszystko inne ze mnie spada i jestem przekonany, że gdybym nie spotkał Doroty, to pewnie cały czas byłbym singlem lub wchodził w różne burzliwe relacje, a dzięki niej zrozumiałem, jakie to uczucie, gdy wiesz, że chcesz się z kimś zestarzeć.

Jakie?

Na pewno daje wewnętrzny spokój, choć nie mówię, że ja jestem spokojny. Zyskałem poczucie sensu i szczęścia. Będąc samemu, można nie odczuwać samotności, zwłaszcza wypełniając czas imprezami, dopiero gdy poznamy coś innego, umiemy nazwać to, co było.

Czytaj także: