Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał krytyczny dla Polski wyrok w sprawie Tajwańczyka, którego polskie sądy zgodziły się wydać Chinom. Trybunał uznał, że polscy sędziowie działali za wolno i zadowolili się nieformalnymi obietnicami Państwa Środka, że zatrzymany nie będzie poddany torturom. - To przełomowa decyzja, która wpłynie na los setek innych osób, których sprowadzenia z Europy domaga się chiński reżim - ocenia w rozmowie z tvn24.pl Peter Dahlin, szef organizacji pozarządowej Safeguard Defenders, która od lat zajmuje się prawami człowieka w Azji.
Liu Hongtao ma 42 lata i jest Tajwańczykiem. Ostatnie pięć spędził w celi aresztu śledczego w Białołęce, gdzie czeka na ostateczną decyzję, czy Polska zdecyduje się go przekazać w ramach ekstradycji do Chin. Liu jest ścigany za to, że - jak wykazano w prowadzonym od 2016 roku wspólnie przez chińskich i hiszpańskich prokuratorów śledztwie - był jedną z najważniejszych osób w gigantycznej grupie przestępczej zajmującej się wyłudzeniami pieniędzy.
Jak opowiada Peter Dahlin ze szwedzko-hiszpańskiej organizacji pozarządowej Safeguard Defenders (zajmującej się prawami człowieka w Azji), przestępcy zarabiali na strachu osób, które uciekły do Europy z totalitarnych Chin.
- Przestępcy namierzali takie osoby i podawali się za chińskich oficjeli. Grozili zmuszeniem uciekinierów do powrotu do kraju oraz konsekwencjami prawnymi i finansowymi dla bliskich, którzy zostali w Państwie Środka. Ratunkiem miało być przelanie określonej kwoty na wskazane przez przestępców konta - opowiada Dahlin.
Grupa, która miała wyłudzić równowartość co najmniej 18 milionów złotych, została rozbita w ramach hiszpańsko-chińskiej akcji zrealizowanej w grudniu 2016 roku pod kryptonimem "Wielki mur”. W jej trakcie namierzono, zatrzymano i po kilkunastu miesiącach wydalono do Chin ponad dwieście osób. Z samej Hiszpanii deportowano 225 zatrzymanych, w tym 218 Tajwańczyków (których hiszpański sąd potraktował jako obywateli Chin). Decyzje Madrytu o ekstradycji spotkały się z ostrą krytyką władz w Tajpej, które podkreślały, że wydawanie ich obywateli do dyspozycji komunistycznego reżimu w praktyce jest dla nich karą śmierci.
Inni domniemani członkowie grupy przestępczej byli potem kolejno zatrzymywani w różnych krajach, a ich władze bardzo różnie podchodziły potem do chińskich żądań o ekstradycję. Na przykład Szwedzi zdecydowali się nie przekazywać zatrzymanych do Państwa Środka, wskazując, że byliby tam narażeni na karę śmierci i tortury.
Wśród zatrzymanych na Półwyspie Iberyjskim nie było jednak Liu Hongtao, który - według prokuratorskich ustaleń - był zastępcą szefa grupy. Odnalazł się rok później w zupełnie innej części Europy.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam