CZYTAJ WIĘCEJ: #BEZPRZERWY. ROK SZKOLNY Z TVN24
Gdy w 2017 roku Pablopavo z zespołem Ludziki wydawali piosenkę "Ostatni dzień sierpnia", wokalista nie mógł pewnie przypuszczać, że będą szkoły, w których utwór stanie się smutnym hymnem końca lata. - Cały wtorek powtarzałem sobie pierwszy wers tej piosenki: "I co sobie mam powiedzieć?" - opowiada mi dyrektor jednego z warszawskich liceów. - Prosiłem, błagałem. Gdybym mógł grozić, tobym pewnie groził. Ale nie miałem komu. Bo, że nie mam fizyka, to żalić mogę się tylko sobie, a od przyszłego tygodnia pewnie będę słuchał żalu uczniów i rodziców - dodaje.
1 września w szkolnych społecznościach na popularności zyskał żart nie żart: "Wchodzi dyrektor do pełnego pokoju nauczycielskiego i pyta: - No, to kto tam lubi fizykę?". Nieśmieszne? Dyrektorów bawi, ale raczej przez łzy. Bo poszukiwanie brakujących nauczycieli - nie tylko przedmiotów ścisłych - powoli zaczyna właśnie tak wyglądać.
Marcin pracuje na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, jest wykładowcą. 31 sierpnia, gdy dyrektor ze smutkiem nucił Pablopavo, on na Twitterze napisał: "To już piąty mail dziś". I pod spodem wrzucił wiadomość, która została przesłana jemu i innym pracownikom wydziału.
"Szanowni Państwo, widać ogromny popyt na nauczycieli fizyki, zarówno tu jak i na stronie Wydziału. Ja też przesyłam ofertę zatrudnienia, w wymiarze 11 godzin, poza Warszawą, między Mszczonowem a Skierniewicami". I jakby na zachętę: "Dysponuję podstawą programową, jeśli ktoś miałby życzenie zapoznania się z nią".
Dziś, by dostać pracę w szkole, wcale nie trzeba jej znać. Jak to możliwe? Opiszemy. Ale najpierw zajrzyjmy do maili, które dostawał w ostatnich dniach sierpnia Marcin oraz jego koleżanki i koledzy z wydziału.
Aaafizyka zatrudnię od zaraz
Zespół szkół muzycznych "oferuje 12 godzin dydaktycznych w poniedziałki i piątki (dyrekcja jest otwarta na negocjacje)".
Pilnie nauczycieli poszukują też w szkołach niepublicznych.
Prywatne Technikum Programistyczne zatrudni na siedem godzin dydaktycznych w tygodniu. "Mogą to być również nauczyciele akademiccy bez przygotowania pedagogicznego, którzy posiadają co najmniej trzyletnie doświadczenie. Oferowana stawka: 150 zł za 45 minut". Czyli pracę dostanę nawet ci, którzy wcześniej dzieci nigdy nie uczyli.
Międzynarodowa podstawówka w stolicy: "Proponujemy 7 godzin dydaktycznych w jednym dniu pracy, umowę i pracę i wysokie wynagrodzenie".
Prestiżowa szkoła żeńska przesłała informację "o poszukiwanych nauczycielach fizyki z astronomią oraz informatyki". Chwali się kameralnymi klasami i przyjaznym środowiskiem pracy. A do tego "dogodny dojazd SKM z różnych punktów Warszawy (...) droga od stacji około 500 metrów".
Jak student uczył matematyki
Co się stanie, jeśli dyrektorzy tych placówek nie znajdą fizyka? W drodze wyjątku tam, gdzie zgodę wyrazi kuratorium, można powierzyć nauczanie przedmiotu komuś, kto nie ma odpowiednich uprawnień do nauczania - nie ma jeszcze kwalifikacji pedagogicznych, a nawet ukończonych kierunkowych studiów.
- To rozwiązanie, które w ostatnich latach przećwiczyli i dyrektorzy szkół, i kuratoria. Zdaje się, że obie strony przywykły, pogodziły się z tym - mówi Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, które zrzesza około 6 tysięcy osób, w większości dyrektorów szkół.
Powszechność zatrudniania bez kwalifikacji opisali też kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli - zdecydowało się na to aż 38 procent dyrektorów, którzy mieli trudności w skompletowaniu zespołów.
Nie zawsze jest to jednak możliwe. Pleśniar zauważa: - W przypadku standardowych przedmiotów, jak matematyka czy fizyka, nikt nam raczej nie zgłasza problemów, ale dużym kłopotem bywa uznawanie przez kuratorów kompetencji do pracy z dziećmi o szczególnych potrzebach edukacyjnych, na przykład w spektrum autyzmu. Zdarza się, że ktoś, kto w jednym województwie pracował w szkole, rok później w innym, według kuratora w innym regionie już tego robić nie może.
Problemów z zatwierdzeniem do pracy nie było, gdy kilka lat temu pisałam o studencie drugiego roku rachunkowości, który uczył matematyki w wiejskim gimnazjum w okolicach Krakowa. Jego mama była w tej szkole sekretarką i księgową, widząc niemoc dyrektorki, razem wyprosiły u studenta pomoc.
Ani student, ani dyrektorka nie pracują już dziś w tamtej szkole. Gimnazjum zostało zlikwidowane wskutek reformy Anny Zalewskiej, a oni nie szukali już pracy etatowej w placówkach oświatowych.
Dorota Kulesza-Tałan, dyrektorka, która zatrudniła wówczas studenta jako matematyka, dziś już w szkole nie pracuje i nic nie wskazuje, by jako dyrektorka albo polonistka miała do jakiejś placówki wrócić. Ale wciąż jest blisko młodzieży - organizuje dla niej warsztaty twórczego myślenia. Złapałam ją na krótką rozmowę, gdy pędziła do lokalnej biblioteki, gdzie wkrótce będzie prowadziła "czytelnicze środy". Zamierza zacząć od popularnej serii "Lustrzanna" Christelle Dabos.
- Jedną nogą jestem w edukacji. Prowadzę też zajęcia dla nauczycieli i dyrektorów na przykład o emocjach - mówi.
- A co z tamtym matematykiem? - dopytuję. - Udziela korepetycji, ma swoją firmę - odpowiada Kulesza-Tałan.
"Korki" dwa razy bardziej opłacalne
Ten były już student to Konrad Bartoszek. - Rzeczywiście daję korepetycje, połączyłem siły z koleżankami, ja uczę matematyki, one angielskiego, więc mamy taką jakby szkołę po szkole - opowiada.
Po likwidacji gimnazjów do tradycyjnej placówki już nie wrócił, bo gdy próbował się w niej zatrudnić, kuratorium uznało tym razem, że jego studia z rachunkowości nie wystarczą. - Ale bardzo spodobało mi się uczenie innych, więc chociaż nigdy wcześniej o tym nie myślałem i planowałem karierę bankiera, zostałem w branży edukacyjnej - opowiada. - Za dnia pracuję w centrum wsparcia dziennego, takiej jakby świetlicy środowiskowej wspierającej dzieci, a potem udzielam korepetycji. Mam około 30 godzin zajęć tygodniowo.
Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego dostał dwie propozycje pracy w szkole. Nie skorzystał. - Na godzinie korepetycji zarabia się dwa, trzy razy więcej niż za godzinę pracy w szkole, a nie trzeba się użerać z biurokracją i polityką - mówi. I zaraz dodaje: - Nie mówię, że nigdy nie pójdę pracować w szkole, kończę nawet studia matematyczne, żeby mieć odpowiednie uprawnienia, ale dziś nie ma do tego dobrego klimatu. Bardzo dobrze wspominam tamto gimnazjum, wiele się w szkole nauczyłem i nadal korzystam z metod, które tam przetestowałem - przyznaje.
Ile godzin można uczyć?
Marcin Jaroszewski, dyrektor XXX LO w Warszawie (z wykształcenia tak pożądany na rynku fizyk) 1 września dowiedział się, że jednak nie ma matematyczki. - Jedna z moich nauczycielek jest na urlopie wychowawczym, w jej miejsce zatrudniałem inną, ale mogłem jej dać tylko umowę na czas określony - przyznaje. - Gdy rozpoczął się rok szkolny, okazało się, że znalazła lepszą ofertę i odchodzi.
Dyrektor "Śniadka" rozdzielił godziny pomiędzy pozostałych nauczycieli, wszyscy mają nadgodziny. - Nie są zachwyceni, to tymczasowe rozwiązanie. Będę kogoś szukał - mówi.
Godziny ponadwymiarowe to co prawda dla nauczycieli dodatkowe pieniądze, ale jak sami mówią, "są jakieś granice". Normalne pensum, a więc tzw. godziny przy tablicy, to 18 godzin tygodniowo. Z raportu NIK wynika, że przez 18 godzin lub mniej w ubiegłym roku szkolnym pracowało tylko 22 procent z przepytanych przez kontrolerów przeszło 25 tysięcy nauczycieli.
- Ja mam 38 godzin - opowiada mi młody matematyk z Poznania. - Nie wiem, kiedy będę poprawiał te wszystkie sprawdziany, już przy 28 godzinach było ciężko. Ale w tym roku dałem się ubłagać dyrektorowi na jeszcze dwie klasy. Bo dzieciaków mi szkoda. Nie wiem, kto by ich uczył, gdybym się nie zgodził - dodaje.
Pracownicy innych branży czasem wypominają nauczycielom krótki czas pracy, pomijając tę, którą wykonują w domach. To akurat nic nowego. W listopadzie 2012 roku ankieterzy CBOS poprosili Polaków o ocenę zawodu nauczyciela. Zadawali im pytania dotyczące warunków zatrudnienia, trudności wynikających z uprawiania zawodu i jego społecznego odbioru. Większość respondentów (około 90 proc.) oceniała, że to praca odpowiedzialna. Ale nie podobały im się "nauczycielskie przywileje". Niby-krótki czas pracy wypominali nauczycielom szczególnie ci, którzy mieli dzieci w szkole. Prawie 60 proc. badanych z tej grupy chciałoby dorzucić nauczycielom godzin pracy i skrócić wakacje. Wydłużenie pensum to też propozycja ministra edukacji Przemysława Czarnka.
Tymczasem poza pensum nauczyciele poświęcają czas na przygotowanie lekcji, poprawianie sprawdzianów, wsparcie wychowawcze. A im więcej godzin przy tablicy i uczniów, tym automatycznie więcej tych zajęć. - Przy 38 godzinach lekcyjnych będę pracował po 60 godzin tygodniowo - szacuje matematyk z Poznania. I dodaje: - Ja naprawdę nie chcę tak pracować, żeby normalnie zarabiać.
Nadgodziny to najczęstszy sposób łatania dziur w planie. Najwyższej Izby Kontroli przyznało się do tego 52 proc. dyrektorów, którzy mieli trudności ze znalezieniem nauczycieli.
Jaroszewski będzie dzwonił do innych dyrektorów szkół i pytał, czy jakiś matematyk nie potrzebuje godzin. Przede wszystkim swoją ofertę dla matematyka na pewno zamieści w specjalnym banku pracy, który od 2017 roku zobowiązane jest prowadzić każde kuratorium. Ten mazowiecki, pod który podlega Jaroszewski, pęka w szwach od ofert.
31 sierpnia były w nim 2153 oferty. Tego dnia dodano 162 nowe. 1 września, gdy rozpoczynał się rok szkolny, trafiło tam blisko 200 kolejnych ogłoszeń.
To nie tylko problem Mazowsza. Na Śląsku pierwszego dnia szkoły trafiło do tamtejszego banku ponad 50 nowych ofert, do Małopolskiego - ponad 60 (nie wiadomo na przykład, kto przyjedzie na cztery godziny chemii do wiejskiej podstawówki pod Wadowicami). Podobna liczba ofert wpadła do wielkopolskiego banku już 2 września. Bo w wielu szkołach - jak u Jaroszewskiego - gorączkowe poszukiwania się dopiero rozpoczynają.
Zastanawiacie się, czemu nie dali ofert wcześniej? Często dali, ale nikogo przez całe lato nie znaleźli, więc je ponowili lub jak Jaroszewski 1 września zostali niemile zaskoczeni.
Nie za te pieniądze
Jednym z głównych powodów, dla których dyrektorom trudno skompletować kadrę, są według związków zawodowych niskie pensje w oświacie.
- Za tym, że brakuje dziś nauczycieli stoją przesłanki ekonomiczne, ale i polityczne - mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. - I to nie jest problem samych nauczycieli, tylko społeczeństwa. Przecież to szkoła kładzie fundamenty pod rozwój społeczny, kulturalny i polityczny kraju - podkreśla.
Kadra szkolna się starzeje, a początkujących nauczycieli za pensje niemal równą minimalnej bardzo trudno znaleźć. Z najnowszych danych MEiN wynika, że średnia wieku nauczyciela w Polsce to już 45 lat. Stale do tego rośnie.
Broniarz wspomina niedawną rozmowę z początkującym nauczycielem geografii: - Żalił się, że nie zarobi nawet trzech tysięcy złotych brutto. Mogłem mu tylko powiedzieć, że w obecnych realiach może się cieszyć, że będzie pracował w jednej szkole i nie będzie musiał jeździć po kilku. Czy mnie to wszystko smuci? Bardzo.
Prezes ZNP odsyła mnie do najświeższego raportu Najwyższej Izby Kontroli, który NIK opublikowała 2 września.
Jaki obraz namalowała NIK? "Przydzielanie nadgodzin w wymiarze przekraczającym maksymalny limit, niepełne lub niewłaściwe wyposażanie stanowisk pracy, wadliwe opracowania dokumentów regulujących pracę szkół". To zdaniem kontrolerów najczęstsze nieprawidłowości dotyczące organizacji pracy nauczycieli.
Oni sami pytani o to, co najbardziej utrudnia im wywiązywanie się z obowiązków, wskazują przede wszystkim na zróżnicowany poziom wiedzy i umiejętności uczniów oraz zbyt liczne klasy. Takie problemy zauważa niemal połowa uczestników badania kwestionariuszowego przeprowadzonego przez NIK. 77 proc. jest zdania, że ich pracę mogłoby poprawić przede wszystkim zwiększenie prestiżu zawodu nauczyciela.
NIK po raz pierwszy przyjrzała się bezpośrednio organizacji i czasowi pracy nauczycieli. Kontrola objęła ministerstwo, a także 20 szkół publicznych. Kolejnych 86 kontrolowali, na zlecenie NIK, kuratorzy oświaty. W badaniu kwestionariuszowym przygotowanym przez Izbę wzięło udział ponad 5 tys. dyrektorów szkół i niemal 25,5 tys. nauczycieli przedmiotów ogólnokształcących.
Wszystko drożeje
Kłopoty ze skompletowaniem kadry, co było widać już po ofertach wysyłanych na Wydział Fizyki UW, mają też szkoły niepubliczne, których nie obowiązują stawki wynikające z Karty Nauczyciela i mają większą swobodę w ustalaniu pensji.
Tuż przed rozpoczęciem roku dyrektorka niepublicznej podstawówki napisała: "Szkoły podkupują nauczycieli. Wszystko drożeje. W połowie sierpnia okazuje się, że jeśli chcemy rozpocząć rok szkolny bez wakatów, nie spina nam się budżet założony w maju. Popatrzyłam na ogłoszenia na stronie mazowieckiego kuratorium. Największa prywatna szkoła w naszej okolicy wrzuca tam rozpaczliwe ogłoszenia szukając anglisty, nauczyciela wczesnoszkolnego, polonisty, informatyka. W innej szkole prywatnej bliżej Piaseczna wygląda, jakby wymiotło połowę kadry, kolejna prywatna szkoła rozwiązała właśnie klasę, bo nie miał jej kto uczyć".
Ostatecznie skompletowała zespół, ale - jak przyznaje - kosztem podniesienia czesnego o 150 złotych.
#bezprzerwy
W tvn24.pl będziemy przyglądać się pomysłom ministra Przemysława Czarnka i jego doradców w nadchodzącym roku szkolnym. Urzędniczy język ustaw i rozporządzeń przełożymy dla Was na język szkolnej praktyki. Z ekspertami ocenimy, czy to, co się za tymi pomysłami i postulowanymi rozwiązaniami kryje, będzie korzystne dla uczniów i nauczycieli. Sprawdzimy, czy autonomia szkół jest zagrożona. I czy rodzice rzeczywiście będą mieli wpływ na edukację i wychowanie swoich dzieci. Wszystko to - artykuły, wywiady, materiały wideo, interaktywne infografiki, omówienia badań - będziecie mogli znaleźć w naszym serwisie pod hasłem #bezprzerwy.