20 października 10 lat temu libijscy rebelianci zamordowali rządzącego tym krajem od 1969 roku Muammara Kaddafiego. Śmierć rządzącego przez ponad 40 lat dyktatora zwieńczyła ośmiomiesięczne walki, w których siły antyreżimowe były wspierane przez interwencję NATO. Obalenie dyktatury, zamiast pozytywnych zmian, przyniosło jednak wieloletnią wojnę domową, w której wyniku Libia - z najprężniejszej gospodarki Afryki Północnej i naftowego potentata - przekształciła się w państwo upadłe, w którym najbardziej dochodowym zajęciem jest przemyt migrantów.
Przedwojenna Libia to kraj masowej inwigilacji, rządzony przez despotę finansującego terroryzm. Świat usłyszał o nim więcej, gdy w 1988 roku na jego rozkaz libijski wywiad zdetonował bombę w amerykańskim samolocie pasażerskim lecącym nad szkockim miastem Lockerbie. Zginęło 259 osób. Potem świat mógł czytać przez lata wiele artykułów i książek na temat licznych zbrodni dyktatora, w tym gwałtów dokonywanych przez Kaddafiego na nastolatkach, ochroniarkach, żołnierzach czy ministrach. Według raportu Amnesty International z 2010 roku od początku reżimu w 1969 roku setki osób wyrażających sprzeciw wobec jego polityki zniknęło bez śladu.
Władze represjonowały osoby organizujące jakiekolwiek demonstracje, nawet dotyczące kwestii niezwiązanych ściśle z polityką, jak chociażby kobiece protesty przeciwko molestowaniu seksualnemu przez libijskich mężczyzn. Znane są też przypadki zabójstw dokonywanych nawet bez wyroków całkowicie zależnych od władzy sądów – w 1996 roku bez wyroku sądu władze zabiły kilkoro osadzonych w więzieniu Abu Salim, a członkowie ich rodzin, którzy próbowali dochodzić prawdy, zostali aresztowani.
Ale zbrodnie i totalna inwigilacja to tylko jedno oblicze dyktatury. Zbrodniczy reżim miał też swoją "ludzką twarz", która zapewniała mu lojalność obywateli w co najmniej równym stopniu, jak strach przed represjami. Libijczycy mieli zapewniony przez państwo darmowy dostęp do edukacji, szkolnictwa wyższego i ochrony zdrowia. Nowożeńcy otrzymywali 50 tysięcy dolarów, które miały im pomóc w rozpoczęciu wspólnego życia. Były też korzyści dla rodziców i osób starszych.
Funkcjonował ogólnokrajowy system wodociągów dostarczający wodę pitną do wszystkich gospodarstw domowych. Woda, prąd, jedzenie i benzyna były subwencjonowane, by obniżyć koszty życia ponoszone przez obywateli. W 2011 roku litr benzyny kosztował zaledwie 0,14 dolara. Rząd realizował też wielkie programy budownictwa. A wszystko to, wykraczając poza standardy obowiązujące w większości państw regionu, nie powodowało żadnego długu publicznego.
Względny dobrobyt w Libii wynikał z dochodów z handlu ropą naftową i był ściśle uzależniony od jej cen na światowych rynkach. Z tego powodu największymi okresami prosperity kraju były lata 70. i 2000-2008, gdy ropa regularnie drożała. W 2008 roku PKB per capita w Libii był nieznacznie większy niż w Polsce (14 382 dol. wobec 13 996 dol.) i nawet siedmiokrotnie wyższy niż w pozostałych krajach Afryki Północnej. Dochody z eksportu ropy pozwalały nie tylko na pokrycie kosztów polityki społecznej państwa, ale też na zapewnienie jego obywatelom zatrudnienia, a nawet sprowadzanie siły roboczej z sąsiednich państw.
Szacuje się, że na kontraktach w Libii przed 2011 rokiem pracowało od 330 tysięcy do 1,5 mln Egipcjan. Ale w połowie 2008 roku ceny ropy naftowej zaczęły spadać, w ciągu kilku lat dotkliwie osłabiając gospodarkę kraju. W 2011 roku libijski PKB per capita wynosił już tylko 5,5 tysiąca dolarów, stopa bezrobocia - 19 procent (59 procent wśród młodzieży), a inflacja - 15,5 procent. Pogorszenie warunków życia spowodowało, że obywatele nie byli już w stanie dłużej tolerować dyktatury. Kaddafi nie miał już czym kupić ich posłuszeństwa.
Ofiara "arabskiej wiosny"
Na przełomie roku 2010 i 2011 w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie wybuchły masowe protesty przeciwko panującym w tych krajach dyktaturom. Przyczyną eksplozji była pogarszająca się sytuacja ekonomiczna w regionie wywołana przez spadek cen ropy naftowej na światowych rynkach. Tzw. arabska wiosna zaczęła się 17 grudnia 2010 roku w Tunezji od samopodpalenia ulicznego handlarza Mohameda Bouaziziego. W styczniu protesty dotarły do Libii i Egiptu. Początkowo wydawało się, że Kaddafi poradzi sobie z nimi dzięki obniżkom podatków i ceł. Jednak gdy 15 lutego doszło do aresztowania Fethiego Tarbela – znanego prawnika broniącego ofiar łamania praw człowieka, rozpoczęły się masowe protesty w Bengazi.
Demonstranci domagali się natychmiastowego uwolnienia wszystkich więźniów politycznych, rezygnacji Kaddafiego, demokratyzacji kraju i działań na rzecz poprawy sytuacji ekonomicznej. Ich morale wzmocniło obalenie cztery dni wcześniej wieloletniego prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka. Kaddafi nie miał też czym kupować lojalności bojówek berberskich i regionalnych klanów. Dlatego zdecydował się na stłumienie demonstracji przy pomocy zagranicznych najemników. Zginęło 300 osób. Masowy rozlew krwi doprowadził do zawieszenia członkostwa Libii w Radzie Praw Człowieka ONZ, buntu w armii i w konsekwencji do powstania, które pod koniec marca zostało wsparte przez interwencję wojsk NATO.
W efekcie Kaddafi został obalony, a siły powstańcze rozpoczęły negocjacje w sprawie odbudowy państwa. W lipcu 2012 roku odbyły się pierwsze od 1965 roku wybory parlamentarne, a wyłoniony w nich rząd premiera Mustafy Abu Szakura miał utrwalić w kraju demokrację. Nie udało mu się jednak podporządkować sobie wszystkich organizacji walczących przeciwko Kaddafiemu, wobec czego doszło do faktycznej decentralizacji władzy. W poszczególnych miastach i prowincjach sprawowali ją lokalni kacykowie, dowodzący oddziałami składającymi się z przedstawicieli miejscowych klanów. Dodatkowo doszło do konfliktu między politykami i wojskowymi mającymi aspiracje do rządzenia całym krajem.
Ukonstytuowały się dwa alternatywne parlamenty i rządy. Zwolennicy budowy państwa w oparciu o wartości muzułmańskie zdobyli przewagę w dotychczasowym parlamencie zwanym Powszechnym Kongresem Narodowym i w 2015 roku w wyniku porozumienia z ONZ i częścią lokalnych watażków powołali do życia w Trypolisie Rząd Jedności Narodowej na czele z Fayizem As-Sarażem. Z kolei politycy przywiązani do idei świeckiego państwa w 2014 roku przeprowadzili własne wybory parlamentarne, które wyłoniły rezydującą w Tobruku Izbę Reprezentantów.
Formalnie za głowę państwa ci ostatni uznali jej przewodniczącego Akilę Saliha Isę. De facto jednak władzę nad wschodnią Libią sprawował gen. Chalifa Haftar, były bliski współpracownik Kaddafiego, uczestnik puczu wojskowego z 1969 roku i wielu libijskich operacji wojskowych, który popadł w niełaskę dyktatora po nieudanej interwencji w Czadzie. W 2011 roku powrócił do kraju z USA, gdzie od 1990 roku przebywał, by objąć przywództwo oddziałów tzw. Libijskiej Armii Narodowej. Jego udział w wojnie miał charakter osobistej zemsty na dyktatorze. Równolegle działalność w Libii rozpoczęło Państwo Islamskie, a w różnych jej częściach do dziś faktyczną władzę sprawują lokalne bojówki, nieuznające ani władz w Trypolisie, ani w Tobruku.
Wszyscy chcą pokoju, każdy na własnych warunkach
Wojna w Libii stała się też areną rywalizacji państw zainteresowanych przyszłymi zyskami z wydobycia ropy naftowej oraz powojennej odbudowy kraju. Rząd w Trypolisie popierały: Włochy, Turcja, Katar i Sudan, wojska Haftara: Francja, Rosja, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Egipt, Jordania i Grecja. Libia stała się też istotnym elementem turecko-greckiej rywalizacji o dostęp do złóż węglowodorów we wschodniej części Morza Śródziemnego. W listopadzie 2019 roku rząd w Trypolisie podpisał z Turcją umowę o podziale obszarów morskich, nie zważając na to, że narusza ona suwerenność terytorialną Grecji, Egiptu i Republiki Cypru. W odpowiedzi przekonany o swoim nieuchronnym zwycięstwie Haftar zagroził atakami na tureckie statki badawcze (oraz dostarczające broń i najemników jego przeciwnikom) u wybrzeży Libii.
Przez pierwsze pięć lat wojny rzadko dochodziło do bezpośrednich starć między siłami lojalnymi wobec Rządu Jedności Narodowej a wojskami Haftara, ponieważ oddzielała je od siebie strefa zajmowana przez Państwo Islamskie. Jednak wiosną 2020 roku organizacja ta utraciła większość okupowanego terytorium, co pozwoliło Libijskiej Armii Narodowej rozpocząć marsz na Trypolis. Kluczowe dla jej działania okazało się wsparcie Rosji w postaci samolotów i najemników z tak zwanej "grupy Wagnera" oraz dostawy broni z Egiptu. W odpowiedzi Turcja zaczęła dostarczać wojskom Rządu Jedności Narodowej najemników, którzy w większości byli rekrutowani spośród aresztowanych w Syrii bojowników Państwa Islamskiego. Udział w wojnie w Libii po stronie rządu z siedzibą w Trypolisie był dla nich jedyną szansą na uniknięcie kar wieloletniego pozbawienia wolności. Dzięki ich wsparciu w maju 2020 roku wojska Rządu Jedności Narodowej odbiły Trypolis i walki między zwaśnionymi stronami przyjęły charakter wojny pozycyjnej.
Sytuacja uległa zmianie w wyniku spontanicznych protestów antywojennych po obu stronach frontu. Wojna doprowadziła do absurdalnej sytuacji – w pełnej złóż ropy naftowej Libii zabrakło benzyny, nie wspominając o innych towarach. Jednocześnie obydwu rządom zaczęły przeszkadzać dążenia zagranicznych najemników do przejęcia kontroli nad infrastrukturą wydobywczą. Ryzyko utraty poparcia społecznego i strach przed zdominowaniem przez obce wojska zmusiły obie strony konfliktu do porozumienia. Zawarto je 23 października 2020 roku w Genewie. Natychmiast ustały walki oraz przywrócone zostały połączenia lotnicze pomiędzy wschodnią i zachodnią częścią kraju. W lutym 2021 roku powstał rząd tymczasowy kierowany przez Abdula Hamida Dbaiba, który uzyskał poparcie obu parlamentów. Jego zadaniem jest doprowadzenie kraju do wyborów prezydenckich i parlamentarnych na przełomie tego i przyszłego roku.
Dotychczas zgłosiło się czterech kandydatów na prezydenta: Akila Salih Isa, generał Haftar, były ambasador Libii w ZEA Aref Ali Nayed oraz ... Saif al-Islam Kaddafi, syn obalonego w 2011 roku dyktatora. Początkowo libijska opinia publiczna była przekonana, że zginął on wraz ze swoim ojcem, w 2015 roku władze w Trypolisie ogłosiły jednak, że żyje i przebywa w areszcie. Następne podległy im sąd wojskowy skazał go zaocznie na karę śmierci za zbrodnie wojenne, lecz dwa lata później został potajemnie uwolniony przez salafickie bojówki, a jeszcze później Haftar objął go amnestią. W lipcu Kaddafi junior udzielił pierwszego od 10 lat wywiadu i zgłosił gotowość startu w wyborach prezydenckich.
Dlaczego i dla kogo Libia jest ważna?
Powodzenie procesu pokojowego w Libii i kierunek transformacji politycznej tego państwa będzie mieć duże znaczenie dla świata ze względów ekonomicznych i bezpieczeństwa. W zależności od dalszego przebiegu wydarzeń kraj może stać się ważnym partnerem NATO i UE albo przyczółkiem Rosji lub Turcji w Afryce Północnej.
Libia to jedne z największych zasobów ropy naftowej na świecie i dlatego budzi zainteresowanie mocarstw. Według danych z 2016 roku libijskie rezerwy wynoszą 46,4 mld baryłek (jedna baryłka to mniej więcej 160 litrów) i wystarczyłyby na 77 lat. Jednocześnie w Libii jest 11 pól naftowych, spośród których część jest eksploatowana, a reszta gotowa do natychmiastowego wznowienia wydobycia. Kraj dysponuje także zasobami gazu ziemnego, potasu, fosforanów i siarki. Libia ma też zaledwie nieco ponad 6 mln mieszkańców, wobec czego wznowienie pracy sektora paliwowego doprowadziłoby do zmniejszenia bezrobocia nie tylko w tym kraju, ale też w państwach sąsiednich.
Podobnie ma się kwestia z odbudową libijskiej infrastruktury. Zagraniczne firmy, które podejmą się odbudowy Libii, będą mogły liczyć na ogromne zyski. Warunkiem jest stabilna sytuacja polityczna w kraju. O dostęp do libijskich złóż rywalizują koncerny włoski i francuski, których interesy reprezentują władze Włoch i Francji, czekające na wynik wyborów prezydenckich, by wiedzieć, z kim w tej sprawie negocjować. W międzyczasie "grupa Wagnera" próbuje przejmować faktyczną kontrolę nad złożami we wschodniej części kraju, by móc przygotować grunt pod prace wydobywcze dla rosyjskich firm.
Stanowisko władz Libii będzie ważne w rywalizacji o dostęp do złóż węglowodorów we wschodniej części Morza Śródziemnego. Nowe władze będą musiały zdecydować o ważności zawartej z Turcją w 2017 roku umowy o podziale tego obszaru. W interesie Unii Europejskiej, której państwem członkowskim jest Grecja, jest to, by Libia się z niej wycofała, zwiększając tym samym regionalną izolację Turcji. Zwycięstwo Grecji w tym sporze umożliwi budowę gazociągu wschodniośródziemnomorskiego, który dostarczałby państwom członkowskich Unii gaz ze złóż u wybrzeży Egiptu, Izraela i Cypru, pozwalając na zmniejszenie zależności energetycznej od Rosji. Jeżeli rywalizację tę wygra Turcja, UE będzie musiała negocjować z nią budowę alternatywnego gazociągu. Będzie to jednak wiązać się z koniecznością licznych ustępstw politycznych wobec Ankary.
Libia jest też bardzo ważna dla Unii w ramach przeciwdziałania nielegalnej migracji. Jest ostatnim krajem na środkowo-śródziemnomorskim szlaku migracyjnym prowadzącym na Maltę i do Włoch. Wybuch wojny domowej w Libii był, obok sytuacji w Syrii, Iraku i Afganistanie, jednym z głównym czynników, które wywołały kryzys migracyjny w latach 2014-2015. Wówczas przez Libię na terytorium Unii dotarło ponad 320 tysięcy osób. Po zawarciu w 2017 roku między Włochami a rządem w Trypolisie umowy migracyjnej liczba nielegalnych przekroczeń unijnych granic zmalała w następnym roku do 23,5 tysiąca.
Wyzwaniem będzie jednak wprowadzenie umowy w życie we wschodniej części kraju, której gospodarka jest obecnie oparta głównie na przemycie obywateli państw Afryki Subsaharyjskiej, a zyski z tego tytułu czerpią klanowe grupy przestępcze współpracujące z wojskami Haftara. Po drugie Unia będzie musiała zmierzyć się z problemem łamania praw człowieka przez libijskie służby. Według raportów wielu organizacji zajmujących się prawami człowieka, zarówno przed wojną, jak i obecnie dopuszczają się one przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej wobec migrantów.
W interesie UE i NATO jest też ostateczne rozbicie struktur Państwa Islamskiego na terenie Libii, aresztowanie możliwie jak największej liczby jego bojowników i uzyskanie od nich informacji na temat tej organizacji. Obecnie organizacja ta kontroluje kilka przybrzeżnych miejscowości na czele z Syrtą. Prawdopodobnie przyszłe władze Libii będą dążyć do wydania wspomnianych bojowników Turcji wraz z syryjskimi najemnikami z tej organizacji. Dlatego rozpracowanie Państwa Islamskiego będzie wymagało współpracy z tym państwem.
Jaka przyszłość czeka Libię?
Powodzenie procesu pokojowego będzie zależeć od wyniku wyborów prezydenckich i jego akceptacji przez przegranych. Ponieważ sytuacja w Libii nie pozwala na przeprowadzenie wiarygodnych sondaży, oceny nastrojów tamże można dokonać jedynie na podstawie doniesień prasowych oraz informacji zaczerpniętych od osób, które mają znajomych lub rodzinę w tym kraju. Oczywiście będą one szczątkowe i obarczone dużym prawdopodobieństwem błędu. Źródła, do których udało mi się dotrzeć podczas rocznego pobytu w Egipcie, w tym na terenach przygranicznych, wskazują, że w Libii rośnie tęsknota za stabilizacją i poziomem życia, które zapewniał reżim Kaddafiego. Pamięć o represjach powoli się zaciera. Z tego względu Libijczycy będą chcieli wybrać prezydenta, który będzie im się kojarzył jako silny człowiek, który się nimi zaopiekuje – nowa, lepsza wersja Kaddafiego.
Głównym faworytem do objęcia tej roli jest generał Haftar. Niewykluczone jednak, że obejmie ją syn byłego dyktatora. W obu przypadkach najprawdopodobniej będzie to oznaczać silną współpracę Libii z Rosją, Egiptem i Francją, która będzie odpowiedzialna za ułożenie dobrych relacji między Unią a nowymi władzami kraju. Nie można oczywiście wykluczyć zwycięstwa innych kandydatów, którzy mogą być bardziej przychylni współpracy z UE i NATO, a mniej chętni do budowy relacji z Rosją. Ich zwycięstwo może zostać jednak nieuznane przez władającego armią 78-letniego Haftara, który mimo podeszłego wieku zapewne nie zawaha się wywołać trzeciej wojny domowej, jeśli straci wpływ na władzę.
Autorka/Autor: Maciej Pawłowski - ekspert Instytutu Nowej Europy ds. polityki państw basenu Morza Śródziemnego
Źródło: tvn24.pl