Po siódmym miejscu w finale rzutu młotem - przyszła pora na żarty. Szymon Żiółkowski w wywiadzie udzielonym kiladziesiąt minut po zakończeniu niedzielnego konkursu powiedział, że martwi go przyszłość tej dyscypliny, bo finał od lat należy do tych samych nazwisk. - Jak my umrzemy to w ogóle będzie słabo - stwierdził. Dodał też, że w trakcie konkursu bolały go plecy, ale w końcu "starość nie radość".
Z małym niedosytem opuszczał londyński Stadion Olimpijski młociarz Szymon Ziółkowski, który w finale z wynikiem 77,10 m zajął siódme miejsce. Jak przyznał żartobliwie po konkursie, "szału nie było".
Gdzie ci "młodzi"?
Cieszę się, że wszedłem do kolejnego finału olimpijskiego. Medale nie były w sumie daleko, ale jak dla mnie - za daleko. Na pewno jest niedosyt po tym występie. No cóż, nie zawsze się wygrywa - uznał.
Sam rzucał z próby na próbę coraz lepiej, ale do podium nie wystarczyło mu sił. - Nie utrzymałem tej tendencji i tak jak nasza giełda, zanotowałem duży spadek na zamknięcie. Niestety, konkurs też ciągnął się w nieskończoność, co zaczynało być irytujące. Trwał blisko dwie godziny, to jak na 12 zawodników bardzo długo - ocenił.
W jego opinii finał nie stał na wysokim poziomie, a to przede wszystkim dlatego, że coraz mniej jest młodych zawodników w tej dyscyplinie. Poza tym ci z "młodych", którzy pojawili się w eliminacjach nie wytrzymali presji.
- Można mieć najlepsze wyniki w trakcie sezonu, ale trzeba to jeszcze rzucić na tych najważniejszych zawodach. Cieszę się, że utarłem nosa młodemu - powiedział Ziółkowski o polskiej nadziei na medal przed konkursem, Pawłem Fajdkiem. - Wielu zawodników wystartowało w eliminacjach z rezultatami lepszymi ode mnie, ale też ich zabrakło w finale - dodał.
Rio... ładne miasto
Polski mistrz olimpijski z Sydney widzi przyszłość dyscypliny w ciemnych barwach. - Poziom wyników rzutu młotem nie jest wprost proporcjonalny do kontroli antydopingowych (w finale tylko Węgier Pars przekroczył odległość 80 metrów w ostatnich latach przekraczaną coraz rzadziej - red.). To jest efekt tego, że brakuje młodych zawodników. Jakby popatrzeć na nasz finał, to jest praktycznie ten sam od lat kilkunastu, wymieniają się tylko poszczególne nazwiska. Ten trzon pozostał. Jak my umrzemy, to w ogóle będzie słabo - skwitował.
Zapytany tymczasem o kolejne igrzyska w Rio de Janeiro, w trakcie których będzie miał już 40 lat, trochę się rozmarzył: - Rio... ładne miasto. Byłem tam już kiedyś. Na pewno nie zamierzam zawieszać butów na kołku, nie zamierzam się poddawać. W przyszłym roku mamy mistrzostwa świata w Moskwie, to będzie moja docelowa impreza. Do Rio jeszcze cztery lata, trzeba dotrwać, z roku na rok może być coraz ciężej. Niczego nie wykluczam. W eliminacjach startował Ukrainiec Oleksandr Dryhol, który ma 46 lat. To ja przy nim jestem junior młodszy - zakończył.
Autor: adso//bgr/k / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP | Adam Ciereszko