Wojewoda wielkopolski zwrócił się do Rejonowej Stacji Pogotowia Ratunkowego o wyjaśnienie sytuacji, do której doszło na ul. Garbary. Karetka przyjechała do mężczyzny, który zasłabł, dopiero ponad dwie godziny po zgłoszeniu i - zdaniem świadków - po około 30 zgłoszeniach telefonicznych na linię alarmową 112.
Rzecznik wojewody wielkopolskiego potwierdza wersję osób udzielających pomocy mężczyźnie, który leżał na przystanku przy ul. Garbary. Tłumaczyły one, że po karetkę dzwoniły około godz. 18:40. Pogotowie dotarło jednak na miejsce dopiero przed godz. 21.
- Jeśli chodzi o Centrum Powiadamiania Ratunkowego, czyli numer 112, wszystko zadziałało dobrze. O godz. 18:38 otrzymaliśmy zgłoszenie, które przekierowano na pogotowie - tłumaczy Tomasz Stube.
Zdaniem załogi karetki wina nie leży także po ich stronie. Jak mówił jeden z ratowników, od momentu wyjazdu do przyjechania do miejsca zdarzenia, minęły "góra cztery minuty".
"System łączności i 112 były w porządku"
O wysłaniu karetki decyduje dyspozytor pogotowia ratunkowego, który przeprowadza wywiad ze zgłaszającymi. - Wojewoda wielkopolski zwrócił się już do Rejonowej Stacji Pogotowia Ratunkowego o wyjaśnienie tej sytuacji - mówi Stube. - System łączności, za który odpowiada wojewoda i numer 112 były w porządku. Doszło jednak do sytuacji, która wymaga wyjaśnienia, dlaczego karetka pogotowia nie dojechała - dodaje.
Rzecznik wojewody daleki jest jednak od rzucania oskarżeń na dyspozytora. - To dysponent decyduje o kolejności wysyłania karetek. Trzeba określić czy były inne zgłoszenia, czy były tak pilne. Na to pytanie nie znamy teraz odpowiedzi - mówi Stube.
W sumie mieli 300 zgłoszeń
Jak podaje rzecznik wojewody, Poznań ma do dyspozycji 23 karetki różnej specjalizacji. W środę na linię alarmową 112 dyspozytorzy otrzymali w sumie około 300 zgłoszeń.
- Wiemy obecnie o 6-7 zgłoszeniach o tej sytuacji na numer 112. Wszystkie przekazywane były przez dyspozytora do dysponenta, czyli do Rejonowej Stacji Pogotowia Ratunkowego - wyjaśnia.
Zdaniem świadków całego zdarzenia i osób pomagających mężczyźnie przed przyjazdem karetki, na pogotowie dzwonili oni około 30 razy. - Możliwe, że dzwoniono jeszcze pod numer 999 - dodaje Stube.
Przypadkowy ratownik
Cała sytuacja rozegrała się w środę po godz. 18:30 na przystanku autobusowym Garbary. Mężczyźnie, który zasłabł na przystanku, pomógł m.in. przypadkowy przechodzień, który jak się okazało, jest ratownikiem medycznym. Pomoc utrudniała mu jednak złamana ręka. Interweniowali także strażnicy miejscy.
- Strażnicy interweniowali, podjęli się też udzielenia pierwszej pomocy przedmedycznej - zapewnia Przemysław Piwecki, rzecznik straży.
W końcu, po ponad dwóch godzinach, karetka dotarła na przystanek i zabrała mężczyznę do szpitala.
Autor: FC / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań