Krzysztof Rutkowski pokazał trzy nieznane dotąd nagrania z kamer zamieszczonych w sąsiedztwie mostu św. Rocha, gdzie po raz ostatni widziana była Ewa Tylman. Przekonywał, że kobieta z kolegą weszli na most. Mają świadczyć o tym czarne punkty widoczne na nagraniu. Jeszcze innym nowym nagraniem ma dysponować jednak policja. Na nim z kolei jakaś postać, być może Ewa, wraca w kierunku centrum. Obie wersje się wzajemnie wykluczają. Przełomu wciąż nie ma.
Rutkowski chronologicznie przedstawiał wydarzenia z feralnej nocy 23 listopada. To właśnie wtedy Ewa Tylman wracała z imprezy. Szła wraz z kolegą w niebieskiej kurtce ulicą Mostową, w kierunku mostu św. Rocha. Jedna z prywatnych kamer uchwyciła ich o godzinie 3:18. Później ślad po kobiecie zaginął. Nie wiadomo, co się dalej z nią działo i czy w ogóle weszła na most. Czy nowe doniesienia pomogą w odnalezieniu Ewy?
Niewyraźny monitoring
Właściciel biura detektywistycznego, na zwołanej przez siebie konferencji, przedstawił trzy nowe, nie pojawiające się dotąd nagrania. Jedno z nich pochodzi z monitoringu z apartamentowca, stojącego przy wejściu na most od strony ulicy Mostowej. Dwa pozostałe są z kamery umieszczonej po drugiej stronie mostu, przy kortach tenisowych. Jak zaznacza Rutkowski, ten monitoring działa w cyklu 20-sekundowym i reaguje na ruch.
Pierwsze nagranie, to z apartamentowca, według byłego detektywa uchwyciło Ewę z kolegą idących w stronę mostu. Miało być to o 3.20.
Kolejna odnotowana godzina to 3.22. Rutkowski przekonuje, że na most wchodzą dwie osoby. Wskazuje na poruszające się czarne punkty, które jednak na nagraniu trudno w ogóle dostrzec. Te dwa punkty to rzekomo Ewa Tylman wraz z kolegą. Razem mają przejść przez most na drugą stronę. Jak zapewnia współpracownik Rutkowskiego, nikt oprócz tych dwojga nie wszedł w tym czasie na most.
"Przeklęte osiem minut"
W tym momencie nie wiadomo, co się dzieje. Rutkowski mówi o "przeklętych ośmiu minutach", w ciągu których nie ma żadnego obrazu. Dlaczego ośmiu? Kolejne nagranie ma pochodzić z godziny 3.30. Rutkowski doszukuje się na moście osoby, która trzyma coś święcącego, być może telefon. W jej stronę ma biec jakaś osoba. Rutkowski nie wyklucza, że to trzecia osoba. Być może odpowiedzialna za zniknięcie kobiety. Jakość też jest bardzo zła i są to raczej domysły.
Ostatnie nagranie, już wcześniej znane policji, przedstawia kolegę Ewy, który wcześniej prowadził ją w stronę mostu. O 3.32 widoczny jest już sam, obok hotelu przy ulicy Kazimierza Wielkiego.
Rutkowski wcześniej zwracał uwagę, że mężczyzna rozmawia tam przez komórkę.
- Sprawdziliśmy to. Chłopak mieszka od niedawna w Poznaniu, nie zna miasta. Zgubił się. Dzwonił do siostry i kolegi, by pomogli mu odnaleźć drogę do domu - powiedział "Gazecie Wyborczej" jeden z policjantów pracujących przy sprawie.
Wracała do centrum?
Inną wersję wydarzeń tego, co stało się z Ewą bierze pod uwagę policja. Jak nieoficjalnie dowiedziała się "Gazeta Wyborcza", funkcjonariusze posiadają nagranie z monitoringu, na którym jakaś postać, być może Ewa idzie w kierunku ul. Grobla i pobliskiego skweru Łukasiewicza. Jakość nagrania ma być, podobnie jak w przypadku tych, którymi dysponuje Rutkowski, bardzo słaba i nie można stwierdzić, że jest to Ewa Tylman. Według tej wersji, dziewczyna nie szłaby jednak w kierunku mostu, a wracałaby do centrum.
"Gazeta" informuje też, ze policjanci sprawdzili furgonetkę, którą zarejestrowała jedna z kamer. Poruszał się nią dostawca, który dowozi towar do sklepów. Nie znaleziono w niej śladów wskazujących, że mogła być w nim Tylman.
Według jednej z hipotez mogło dojść do nieszczęśliwego wypadku na moście, w wyniku którego dziewczyna wpadłą do rzeki. Przeszukiwania koryta i brzegów Warty nie dały jednak żadnych rezultatów.
Milion za Ewę, ale żywą
Oprócz przedstawienia nowych nagrań, Rutkowski poinformował też o przewidzianej nagrodzie za wskazanie gdzie jest Ewa Tylman. Jak mówił, biznesmen z Konina oferuje milion złotych, ale pod warunkiem, że kobieta będzie żywa.
Autor: ib / Źródło: TVN24 Poznań, Gazeta Wyborcza Poznań