Nie wysłał karetki do półrocznego dziecka. Przełożony go broni, prokuratura sprawdza

Mia miała wysoką gorączkę, ale dyspozytor odmówił przysłania karetki
Nie chcieli wysłać karetki do dziecka. Miało 40 stopni gorączki
Źródło: tvn24

Nie była w stanie sama dowieźć dziecka do szpitala, a dyspozytor odmówił przysłania karetki. Zawieźli ją policjanci. - Będę im wdzięczna do końca życia - mówi mama dziewczynki. Przełożony dyspozytora twierdzi jednak, że jego decyzja była słuszna. A sprawie przygląda się prokuratura.

Materiały dotyczące tego zdarzenia wpłynęły już do Prokuratury Rejonowej w Wolsztynie, która zajmie się tą sprawą.

- Śledztwo będzie prowadzone z artykułu 160 kodeksu karnego, czyli narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – powiedział we wtorek rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prok. Michał Smętkowski.

Jak dodał, "na razie postępowanie jest na bardzo wstępnym etapie". - Do tej pory otrzymaliśmy informacje z policji, musimy zebrać odpowiednie dokumenty, przesłuchać świadków. Dopiero po zebraniu odpowiedniego materiału będziemy mogli mówić o ewentualnych zarzutach – znaczył prokurator.

Śledczy planują w pierwszej kolejności przesłuchać rodziców dziecka, personel szpitala, oraz policjantów, którzy przetransportowali dziewczynkę do szpitala.

Dyspozytor odmówił wysłania karetki

W nocy z wtorku na środę około godziny 3.30 do dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Wolsztynie zadzwonił zdenerwowany mężczyzna prosząc o pomoc. Jego partnerka była sama w domu, w miejscowości, w której mieszkała od kilku dni, a ich sześciomiesięczna córka gorączkowała.

- Córka miała tego dnia szczepienie. O północy dostała gorączki. O godzinie 3 w nocy miała 40 stopni gorączki - mówi Jacquline Szluter, mama półrocznej Mii.

Nie miały one auta, by pojechać do lekarza. A w ten sposób kazał im dostać się do szpitala dyspozytor numeru alarmowego 112. Dlatego jej partner, przebywający wtedy za granicą zadzwonił bezpośrednio do szpitala. I usłyszał to samo: może sama pojechać z dzieckiem do szpitala.

O sprawie powiadomił policję. A dyżurny zdecydował się wysłać na miejsce funkcjonariuszy z posterunku policji w Przemęcie. - Jeden z policjantów zadzwonił na linię alarmową 112, tłumacząc zastaną sytuację i potrzebę udzielenia pomocy dziecku. Niestety, w przedstawionej przez policjanta sytuacji nie znaleziono podstaw do zadysponowania na miejsce karetki pogotowia - tłumaczył Wojciech Adamczyk z wolsztyńskiej policji.

Zawieźli ją policjanci

W tej sytuacji policjanci postanowili sami zadziałać. Po uzyskaniu zgody dyżurnego zawieźli radiowozem kobietę z dzieckiem do wolsztyńskiego szpitala.

- Bardzo im dziękuję, do końca życia będę im wdzięczna, że mi pomogli - mówi Jacqueline Szluter.

Mała Mia w szpitalu spędziła cztery dni. - Jakbym miała czym dojechać, to bym nie dzwoniła na numer alarmowy. A po to się dzwoni, gdy się potrzebuje pomocy... Gdyby coś jej się stało, to ja byłabym odpowiedzialna. To ja poniosłabym karę... - mówi mama dziewczynki.

Przełożony broni dyspozytora

Zdaniem Jakuba Bonawentury Wakuluka, kierownika dyspozytorni medycznej w Poznaniu, dyspozytor nie popełnił błędu. - Poza prawie 40-stopniową gorączką nie było żadnych innych dodatkowych informacji wskazujących na zagrożenie życia dziecka - podkreśla.

Jak mówi, dziecko było przytomne i wydolne krążeniowo i oddechowo. - Dlatego dyspozytor stał na stanowisku, że dziecko powinno trafić do szpitala transportem własnym - kończy.

ZOBACZ TEŻ > 25 osób zmarło z powodu grypy w jednym tygodniu lutego

Autor: FC/gp / Źródło: TVN 24 Poznań, PAP

Czytaj także: