Nie była w stanie sama dowieźć dziecka do szpitala, a dyspozytor odmówił przysłania karetki. Zawieźli ją policjanci. - Będę im wdzięczna do końca życia - mówi mama dziewczynki. Przełożony dyspozytora twierdzi jednak, że jego decyzja była słuszna. A sprawie przygląda się prokuratura.
Materiały dotyczące tego zdarzenia wpłynęły już do Prokuratury Rejonowej w Wolsztynie, która zajmie się tą sprawą.
- Śledztwo będzie prowadzone z artykułu 160 kodeksu karnego, czyli narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – powiedział we wtorek rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prok. Michał Smętkowski.
Jak dodał, "na razie postępowanie jest na bardzo wstępnym etapie". - Do tej pory otrzymaliśmy informacje z policji, musimy zebrać odpowiednie dokumenty, przesłuchać świadków. Dopiero po zebraniu odpowiedniego materiału będziemy mogli mówić o ewentualnych zarzutach – znaczył prokurator.
Śledczy planują w pierwszej kolejności przesłuchać rodziców dziecka, personel szpitala, oraz policjantów, którzy przetransportowali dziewczynkę do szpitala.
Dyspozytor odmówił wysłania karetki
W nocy z wtorku na środę około godziny 3.30 do dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Wolsztynie zadzwonił zdenerwowany mężczyzna prosząc o pomoc. Jego partnerka była sama w domu, w miejscowości, w której mieszkała od kilku dni, a ich sześciomiesięczna córka gorączkowała.
- Córka miała tego dnia szczepienie. O północy dostała gorączki. O godzinie 3 w nocy miała 40 stopni gorączki - mówi Jacquline Szluter, mama półrocznej Mii.
Nie miały one auta, by pojechać do lekarza. A w ten sposób kazał im dostać się do szpitala dyspozytor numeru alarmowego 112. Dlatego jej partner, przebywający wtedy za granicą zadzwonił bezpośrednio do szpitala. I usłyszał to samo: może sama pojechać z dzieckiem do szpitala.
O sprawie powiadomił policję. A dyżurny zdecydował się wysłać na miejsce funkcjonariuszy z posterunku policji w Przemęcie. - Jeden z policjantów zadzwonił na linię alarmową 112, tłumacząc zastaną sytuację i potrzebę udzielenia pomocy dziecku. Niestety, w przedstawionej przez policjanta sytuacji nie znaleziono podstaw do zadysponowania na miejsce karetki pogotowia - tłumaczył Wojciech Adamczyk z wolsztyńskiej policji.
Zawieźli ją policjanci
W tej sytuacji policjanci postanowili sami zadziałać. Po uzyskaniu zgody dyżurnego zawieźli radiowozem kobietę z dzieckiem do wolsztyńskiego szpitala.
- Bardzo im dziękuję, do końca życia będę im wdzięczna, że mi pomogli - mówi Jacqueline Szluter.
Mała Mia w szpitalu spędziła cztery dni. - Jakbym miała czym dojechać, to bym nie dzwoniła na numer alarmowy. A po to się dzwoni, gdy się potrzebuje pomocy... Gdyby coś jej się stało, to ja byłabym odpowiedzialna. To ja poniosłabym karę... - mówi mama dziewczynki.
Przełożony broni dyspozytora
Zdaniem Jakuba Bonawentury Wakuluka, kierownika dyspozytorni medycznej w Poznaniu, dyspozytor nie popełnił błędu. - Poza prawie 40-stopniową gorączką nie było żadnych innych dodatkowych informacji wskazujących na zagrożenie życia dziecka - podkreśla.
Jak mówi, dziecko było przytomne i wydolne krążeniowo i oddechowo. - Dlatego dyspozytor stał na stanowisku, że dziecko powinno trafić do szpitala transportem własnym - kończy.
Autor: FC/gp / Źródło: TVN 24 Poznań, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań