Sąd Okręgowy w Poznaniu w poniedziałek ogłosił wyrok w powtórzonym procesie w sprawie śmierci Ewy Tylman. Kobieta nie wróciła do domu z imprezy, kilka miesięcy później jej ciało wyłowiono z Warty. Zdaniem prokuratury, do wody wrzucił ją Adam Z. Sąd jednak nie dopatrzył się winy mężczyzny i uniewinnił go od zarzucanego czynu. Wyrok jest nieprawomocny.
Trwający od marca 2021 roku przed Sądem Okręgowym w Poznaniu ponowny proces Adama Z. zakończył się w czwartek. W poniedziałek ogłoszony został wyrok.
Sąd uznał, że nie ma dowodów, które obciążałyby Adama Z. i uniewinnił go od zarzucanego czynu zabójstwa. A także stwierdził, że nie odpowiada on za nieudzielenie pomocy Ewie Tylman. Kosztami postępowania sądowego obciążony został Skarb Państwa.
Jak tłumaczono w uzasadnieniu, sąd podzielił ocenę sądu okręgowego i apelacyjnego, że brak jest dowodów, które pozwalałyby na to, by skazać Adama Z. za zabójstwo. Jedyne czym dysponował sąd to łańcuch poszlak przedstawiany przez prokuraturę. To - w ocenie sądu - nie wystarczyło, by przypisać Adamowi Z. winę za zabójstwo a także nieudzielenia pomocy. Sąd podkreślił, że nie ma nagrań ani relacji świadków wskazujących na to, że Adam Z. był obecny, gdy Ewa Tylman wpadła do Warty.
Adama Z. nie było w sądzie w trakcie odczytywania wyroku. Nieobecny był także jego adwokat.
"Zawiodłem się ogromnie"
- Zawiodłem się ogromnie na wymiarze sprawiedliwości. Ogromnie! - powiedział po wyroku Andrzej Tylman, ojciec Ewy Tylman. Jak dodał, jako rodzina nadal nic nie wie. - Ten proces niczego nie wniósł. Jeździłem tu kilkadziesiąt razy i nic nie wiem. Zawiodłem się ogromnie na wymiarze sprawiedliwości, ogromnie - podkreślał. Pytany o to, co dalej, odpowiedział, że brak mu już siły.
Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego adwokat Wojciech Wiza, komentując wyrok sądu, zaznaczył, że "trudno zgodzić się z tą interpretacją sądu, że nie ma żadnego bezpośredniego dowodu". - Jeżeli byśmy przyjęli taką logikę, to tak naprawdę 99 procent spraw karnych musiałoby się kończyć uniewinnieniem, a ta statystyka jest zupełnie odwrotna - powiedział Wiza. Drugi z pełnomocników adwokat Mariusz Paplaczyk wskazał, że "tak naprawdę najbardziej pokrzywdzonym w tym wszystkim, co jest oczywiste, jest rodzina, która od siedmiu lat nie zna odpowiedzi na pytanie, co się stało z Ewą Tylman".
- Sąd chce, żebyśmy uwierzyli w to, że Ewa Tylman znalazła się w wodzie w taki sposób, że pokonała kilkadziesiąt metrów od skarpy do wody i tak naprawdę sama tam wskoczyła. Ja nie jestem w stanie takiej wersji przyjąć, z nią się nie godzimy - powiedział.
Wyrok jest nieprawomocny. Pełnomocnicy oskarżyciela posiłkowego już zapowiedzieli złożenie apelacji.
Prokurator zarzucała "bardzo wybiórczą" niepamięć oskarżonego
W czwartkowych mowach końcowych prokurator Magdalena Jarecka przypomniała wydarzenia poprzedzające tragiczne zdarzenie przy moście św. Rocha, w tym wieczorną imprezę, na której Ewa i Adam bawili się wspólnie ze znajomymi z pracy, a także przebieg trasy, którą oskarżony przeszedł z Ewą - od ostatniego lokalu, do okolic Warty.
Czytaj też: 421 DNI OD TRAGEDII DO PIERWSZEGO PROCESU
Wskazywała, że opisany w akcie oskarżenia przebieg zdarzenia, w tym sprzeczka między Ewą a Adamem Z., a także chwilę później zepchnięcie kobiety do rzeki tak, że jej ciało popłynęło z nurtem - stanowi "jedyny, prawdziwy przebieg wydarzeń"; oparty m.in. na zeznaniach policjantów, którym Adam Z. miał tak właśnie opisać tę sytuację. Dodała, że podobne wyjaśnienia Adam Z. złożył także w trakcie eksperymentu procesowego.
Prokurator odnosząc się do późniejszego stanowiska oskarżonego - w którym odwołał wcześniejsze wyjaśnienia, twierdził także, że do ich złożenia został przymuszony przez funkcjonariuszy - podkreślała, że ono miało na celu jedynie uniknięcie odpowiedzialności karnej. Dodała też, że niepamięć - na jaką wskazywał oskarżony w trakcie procesu - także była zdaniem prokuratury "bardzo wybiórcza". Prokurator zaznaczyła, że z opinii biegłych wynika, że "można przyjąć, że w chwili, kiedy Ewa Tylman znalazła się w wodzie, jej podstawowe funkcje życiowe - krążenie, oddychanie - były zachowane", czyli kobieta żyła. "Zgromadzony materiał dostarczył dowodów na to, że Adam Z. dopuścił się zarzucanego mu czynu" - podkreśliła.
Prokuratura w mowie końcowej wnosiła do sądu o uznanie Adama Z. winnym zarzucanego mu czynu i wymierzenie mu kary 15 lat pozbawienia wolności, a także m.in. zapłaty nawiązki na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Obrona: żaden dowód nie obciąża oskarżonego
Obrona z kolei wniosła o uniewinnienie oskarżonego - zarówno od zarzutu zabójstwa, jak również od ewentualnej odpowiedzialności za nieudzielenie pomocy Ewie Tylman (na taką ewentualną zmianę wskazywał wydając wyrok poznański sąd apelacyjny).
Adwokat Ireneusz Adamczak wskazał, że sąd okręgowy – wydając teraz wyrok - nie jest związany wcześniejszą oceną sądu apelacyjnego i może dokonać swobodnej oceny materiału dowodowego według wskazań logiki, wiedzy oraz doświadczenia życiowego. Dodał jednak, cytując fragment uzasadnienia wyroku sądu apelacyjnego, że "żaden dowód nie wskazuje na to, że Adam Z. dokonał zabójstwa Ewy Tylman". - Kiedyś występując przed sądem powiedziałem - i ja to podtrzymam - że ten oskarżony, który dzisiaj tak wygląda, jest jak gdyby przeżarty, wyniszczony - też tą całą sytuacją (…) Nie możemy uznawać średniowiecznej zasady, że najlepiej by było żeby ten nieobecny przyznał się, gdyby powiedział. Ale on proszę sądu nie może się przyznać - mówię to, bo wierzę, bo przeanalizowałem, bo dojrzałem ten problem, bo sumienie mocno pracowało - powiedział.
"Nikt przecież nie wymagał od Adama Z. bohaterskich czynów"
Rodzina zmarłej domagała się uznania winy Adama Z. Andrzej Tylman - ojciec zmarłej kobiety - powiedział w czwartek na sali sądowej, że po ponad sześciu latach od tego tragicznego zdarzenia nadal nie wie, co się dokładnie stało z jego córką tamtej nocy. Odnosząc się do wyjaśnień Adama Z., zmiany tych wyjaśnień na późniejszym etapie podkreślił, że "on wszystko wie".
Adwokat Wojciech Wiza, jeden z pełnomocników rodziny Ewy Tylman, odniosił się m.in. do kwestii notatki policyjnej sporządzonej przez troje funkcjonariuszy, którym Adam Z. miał opisać przebieg zdarzenia. Jak wskazywał, notatka policyjna - jako taka - nie może zastępować wyjaśnień oskarżonego i jest objęta zakazem dowodowym, natomiast - jak mówił - czym innym są zeznania funkcjonariuszy, świadków tej rozmowy, dotyczące okoliczności i treści samej rozmowy; rozmowy, nie notatki. - W tym kontekście wydaje się, że sąd powinien ten materiał dowodowy potraktować jako pełnowartościowy i go w tym kontekście przeanalizować - powiedział w mowie końcowej mecenas.
I dodawał: - Mam pełną świadomość, że wyrok, obojętnie jakiej będzie treści nie odwróci tragedii pokrzywdzonych, ale może przywrócić im wiarę w wymiar sprawiedliwości - i o to wysoki sąd proszę. Drugi z pełnomocników oskarżyciela posiłkowego adwokat Mariusz Paplaczyk odnosząc się do ewentualnego skazania Adama Z. za nieudzielenie pomocy wskazywał, że "nikt przecież nie wymagał od Adama Z. bohaterskich czynów", ale zaraz po tym, jak już sam pojawił się na nagraniach monitoringu widać, że wyciąga telefon i dzwoni.
- Ale Adam Z. nie dzwoni na pogotowie. Do kogo dzwoni? Dzwoni do swojego chłopaka i mówi: "ech kotek, zgubiłem się, zagubiony jestem" (...) Czy tak zachowuje się osoba, która następnie kilku innym podaje różne wersje tego zdarzenia. Co więcej, cynicznie na następny dzień, uczestniczy w oprowadzaniu brata zaginionej? Przecież to on chodzi z Piotrem Tylmanem po moście i udaje, pokazując gdzie z Ewą się dostał - mówił Paplaczyk. Dodał też, że jeżeli do tego dołożymy porzucenie na przystanku dowodu osobistego, to "mamy oto sprawcę, który wie, że Ewa Tylman jest w wodzie, ale już włączyła mu się kalkulacja". - Jeśli kalkulacja pojawi się u sprawcy, to ona wyłącza w tym momencie automatycznie stres, dlatego, że sprawca już jest zdolny do podejmowania decyzji. Jeśli zatem Adam Z. pozostawia ten dowód, pozbywa się go to już w tym momencie konstruuje linię obrony w zakresie tego, co się przy brzegu Warty stało - podkreślał adwokat.
Wracała z imprezy, po kilku miesiącach jej ciało wyłowiono z Warty
Ewa Tylman zaginęła w listopadzie 2015 r., a po kilku miesiącach z Warty wyłowiono jej ciało. Według prokuratury 23 listopada 2015 r. Adam Z. zepchnął Ewę Tylman ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Zarzucane mu przez prokuraturę zabójstwo z zamiarem ewentualnym jest zagrożone karą do 25 lat więzienia lub dożywociem.
Pierwszy proces trwał 843 dni, przesłuchano 75 świadków. Wśród nich byli przedstawiciele rodzin Ewy Tylman i Adama Z. oraz ich znajomi. W tym uczestnicy feralnej imprezy, z której relacje przedstawiło 12 osób. Przesłuchano też więźniów, których Adam Z. miał poznać w areszcie, a także jednego ze strażników.
Na świadków wzywano osoby, których Adam Z. i Ewa Tylman nie znali, ale przypadkowo się na nie natknęli. Byli w złym miejscu, w złym czasie. To "czarna postać" - mężczyzna, który szedł za parą ulicą Mostową i mógł widzieć, co stało się nad rzeką, ale długo nie można było ustalić jego tożsamości. Czy "nocny łowca" - dostawca ryb, który w Poznaniu bywał dwa razy w tygodniu i przy okazji podwoził do domów kobiety wracające z imprez, a 23 listopada nad ranem przejeżdżał przez most św. Rocha. Był też przypadkowy mężczyzna, do którego oskarżony miał zadzwonić, myląc numer, czy kobieta, która znalazła dowód osobisty Ewy Tylman, i jej koleżanka.
Oskarżony odpowiadał na pytania zza pancernej szyby, a salę sądową na pierwszych rozprawach wypełniały po brzegi tłumy zainteresowanych sprawą. Było ich tak wielu, że sąd rozdawał wejściówki.
Ewa Tylman i Adam Z. na nagraniach z monitoringu
Rodzina chciała dożywocia, prokuratura - 15 lat pozbawienia wolności
Prokuratura chciała, by Adam Z. odpowiedział za zabójstwo Ewy Tylman i domagała się 15 lat więzienia. Rodzina szła o krok dalej - chciała maksymalnej możliwej kary, czyli dożywotniego pozbawienia wolności.
Obrona przekonywała, że Adam Z. nie dopuścił się zarzucanego czynu - ani w postaci zabójstwa, ani nieudzielenia pomocy - i wnosiła o uniewinnienie. Również Z. cały czas podkreślał, że jest niewinny. A po dwóch i pół roku do tego przychylił się sąd. Adam Z. został uniewinniony.
W styczniu 2020 roku wyrok został uchylony, a sprawę sąd przekazał do ponownego rozpoznania.
Nowy proces, kolejne dowody
Na pierwszej rozprawie sąd chciał przesłuchać oskarżonego Adama Z. Ten odmówił jednak składania wyjaśnień uzupełniających. - Będę odpowiadał tylko na pytania mojego obrońcy - poinformował sąd. I powtórzył, że nie przyznaje się ani do zabójstwa Ewy Tylman, ani do nieudzielenia jej pomocy.
Podczas procesu sąd analizował też list i dwa telefony komórkowe, które tajemniczy nadawca wysłał do biura detektywistycznego, a to przekazało list i aparaty policji. Mecenas Mariusz Paplaczyk, pełnomocnik rodziny Ewy Tylman, od początku jednak podchodził do nowych dowodów ostrożnie. - Musimy pamiętać, że w sprawie zgromadzono przeszło dwa tomy anonimów, które miały wyjaśniać, co się stało z Ewą Tylman. Każdy taki anonim to dla moich klientów pewna nadzieja, która była, ponieważ w sytuacji, kiedy poszukiwano Ewy Tylman, każdy sygnał był brany pod uwagę. Ale każdy fałszywy anonim to był cios dla rodziny, kiedy podtrzymywał fałszywą nadzieję - mówił.
Czytaj też: Zbadają nowe dowody w sprawie śmierci Ewy Tylman. Sąd chce wiedzieć, do kogo należą dwa numery telefonów
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN