- Prokuratura sama nie daje sobie szans - tak mec. Jacek Kondracki skomentował pierwsze godziny procesu w sprawie zabójstwa Ewy Tylman. Zwrócił uwagę nie tylko na luki w akcie oskarżenia, ale i "bujną wyobraźnię prokuratora" i kontrowersyjne metody przesłuchiwania Adama Z.
Ewa Tylman zaginęła po firmowej imprezie integracyjnej. Ślad po dziewczynie urwał się na Moście Rocha. Ostatnia osoba, z którą ją widziano to Adam Z. We wtorek rano ruszył proces poszlakowy dotyczący najgłośniejszego zaginięcia kobiety w Polsce. CZYTAJ WIĘCEJ
Mecenas Jacek Kondracki w "Faktach po południu" podzielił się swoimi pierwszymi refleksjami, które jak określił "są ponure".
- Od samego początku policja zdawała sobie sprawę, że trzeba uzyskać przyznanie się, bo jak nie, to ta sprawa kiepsko wygląda. Dlatego zastosowano metody, które powodują najdalej idące zastrzeżenia. Przechowywanie w jakimś pomieszczeniu, idiotyczne rozmowy policjantów - to metody stosowane nielegalnie. Wyjaśnienia czy zeznania złożone w sytuacji pozbawienia swobody wypowiedzi przez wpływanie nie mogą stanowić dowodu w sprawie - oceniał ostro mecenas Kondracki.
"Znalazł się w sytuacji zaszczutego zwierzęcia"
Mecenas odniósł się też do wyjaśnień Adama Z., które odczytano w sądzie podczas pierwszych godzin procesu. Wówczas oskarżony twierdził, że musiał mocno trzymać Ewę Tylman, bo była pijana. W pewnym momencie miała zacząć mu uciekać w pobliże brzegu Warty, a potem wpaść do rzeki. To zupełnie inny scenariusz niż ten opisany przez prokuraturę w akcie oskarżenia.
- Pytanie czy ta linia obrony odpowiada rzeczywistości. Ten człowiek znalazł się w sytuacji zaszczutego zwierzęcia. Pijany, nie bardzo wie co się stało. Podejmuje działania, żeby wytłumaczyć jakoś to, co się stało, uciec przed tym. Ale z każdej strony jest atakowany. Ten anturaż sprawia, że ten młody człowiek, niemający doświadczenia z wymiarem sprawiedliwości i mający słabą psychikę mógł powiedzieć gdzieś jakieś głupstwo. Pamiętajmy, że to jego przyznanie się jest poza protokołem - tłumaczył Kondracki.
"Bujna wyobraźnia" i "figle policjantów"
Mecenas powiedział reporterce TVN24, że nie ma pojęcia na jakiej podstawie prokuratura przyjęła tezę, że to Adam Z. zepchnął Ewę Tylman do Warty.
- Pani redaktor, oboje tego nie rozumiemy. Chyba nie tylko my jedni. To już trzeba przypisać pewnej bujnej wyobraźni prokuratorskiej, pewnej licencji. Nie znajduję dotychczas podstaw dowodowych do przyjęcia tego rodzaju wersji - twierdzi Kondracki.
Kondracki przyznał też, że nie bardo rozumie pomysł prokuratury, by utajnić cały proces. Jego zdaniem służyłoby to jedynie ukryciu luk w akcie oskarżenia oraz sposobu w jaki policjanci mieli przesłuchiwać Adama Z.
- Nie wiem co, by tu miało być utajnione. No może te wszystkie psie figle policjantów. Żeby Polacy nie dowiedzieli się jakie metody policjanci potrafią stosować w tego rodzaju postępowaniach. Jak się nabrudzi to lepiej, żeby to zostało za drzwiami - mówił w TVN24.
"Prokuratura sama sobie nie daje szans"
Słabe poszlaki, brak twardych dowodów, świadków i kontrowersyjne metody przesłuchań. Do tego liczne luki w akcie oskarżenia. Zdaniem Kondrackiego prokuratura będzie miała spory kłopot, żeby udowodnić winę Adamowi Z.
- Jedno jest pewne. Jak dotychczas nie ma przedstawionych bezpośrednich dowodów, a te wszystkie poszlaki to odnoszę wrażenie, że są niewiele warte. Do tego brak motywu w sprawie. Prokuratura sama sobie nie daje szans przed sądem. Wydaje mi się, że ta sprawa skończy się uniewinnieniem jeśli chodzi o zarzut zabójstwa - podsumował Kondracki.
- Czasem jest tak, że prokurator na wszelki wypadek wypycha sprawę do sądu, mimo że nie ma dobrych dowodów czy poszlak. Chodzi o to, żeby nie utyskiwano, że prokuratura umorzyła. Lepiej jak zrobi to niezawisły sąd. Może to taki przypadek - dodał.
TVN24 o poszukiwaniach Ewy Tylman:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa / Źródło: TVN24 Pomorze