Reklama dźwignią handlu - te słowa Anastasa Mikojana nie były jeszcze znane w 1912 roku, gdy zastosował je w praktyce poznański kupiec. Gdy tramwaj wjechał w jego sklep, postanowił wydać pocztówki, które pokazywały zdjęcie ze zdarzenia i promowały jego interes.
Wypadek na Starym Rynku, do którego doszło 3 listopada 1912 roku, był jednym z najdziwniejszych w historii poznańskiej komunikacji miejskiej. Wszystko zaczęło się bowiem daleko od miejsca wypadku, bo na moście Uniwersyteckim.
Uciekający wagon
Tam odłączono jeden z wagonów tramwaju, który skręcał w ulicę Dworcową w kierunku Dworca Głównego. Miał on zostać przewieziony do zajezdni przy ulicy Głogowskiej. W momencie gdy go odczepiono od reszty składu, zaczął się staczać. Wagon wykoleił się na narożniku obecnych ulic Gwarnej i 27 Grudnia.
Gdy ustawiono go z powrotem na szyny, znów odjechał. Tramwaj z konduktorem przemknął dzisiejszą ulicą 27 Grudnia, placem Wilhelmowskim (dziś pl. Wolności) i wjechał na stromą ulicę Nową (dziś Paderewskiego). Na nic próby zatrzymania - hamulce nie reagowały.
"Biletowy, widząc grożące niebezpieczeństwo, zeskoczył z wozu, lecz upadł tam nieszczęśliwie, że złamał sobie rękę i nogę" - pisał "Kurjer Poznański".
Prosto do Łuczaka
Na narożniku Starego Rynku tramwaj wypadł z szyn i uderzył w róg kamienicy, w której mieścił się sklep firmy Łuczak i Spółka.
"Wypadek straszne za sobą pociągnął następstwa. Przed składem stała gromada ludzi, w którą wóz uderzył z wielkim impetem. Cztery osoby odniosły niebezpieczne obrażenia, trzy inne pokaleczone zostały mniej. Pewna młoda dziewczyna rzucona o bruk rozbiła sobie czaszkę, tak że bodaj ujdzie z życiem. Przednia część wozu została kompletnie roztrzaskana. Wielkiemu spustoszeniu uległ również skład P. Łuczaka, gdzie zgruchotane zostały dwie wielkie szyby w oknach wystawowych, poza tym potłukły się płyty marmurowe, jakiemi wykładana jest fasada składu. Na miejsce wypadku wezwano do pomocy straż pożarną i wozy ambulansowe, któremi rannych odwieziono do poblizkiego lazaretu miejskiego. Wieść o katastrofie rozeszła się po mieście lotem błyskawicy, tak że w krótkim czasie Stary Rynek zaległy tłumy publiczności (pisownia oryginalna - red.)- pisał "Kurjer Poznański".
W wypadku zginęły dwie osoby: wdowa Maria Nowak z Komornik, matka sześciorga dzieci i 15-letnia córka Wojciecha Barczewskiego. Kolejne cztery osoby trafiły do szpitala.
A dla właściciela sklepu z odzieżą tragedia stała się pretekstem do reklamy. Kupiec Jan Łuczak wydał i wypuścił na rynek widokówki okolicznościowe ze zdjęciem przedstawiającym wypadek z okazałym szyldem sklepu Łuczaka w tle z podpisem: "Katastrofa tramwajowa w Poznaniu dn. 3. XI. 1912 przy największym specyajlnym składzie garderoby męzkiej i dla chłopców Łuczaka & Sp.".
Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: archiwum