Prokuratura Okręgowa w Poznaniu (woj. wielkopolskie) prowadzi śledztwo w sprawie nadużyć, do jakich miało dochodzić w poznańskim zoo, którego dyrektorką jest Ewa Zgrabczyńska. Śledczy sprawdzają między innymi, czy doszło przez nią do przywłaszczenia publicznych pieniędzy. Nikomu na razie nie postawiono zarzutów. Prezydent Jacek Jaśkowiak przyznał z kolei, że w zoo dochodziło do szeregu uchybień. To wynik kontroli, którą przeprowadzili jego urzędnicy.
Kulisy afery w poznańskim zoo opisał we wtorek Onet. Z relacji pracowników, na które powołuje się portal, wynika, że dyrektorka placówki Ewa Zgrabczyńska miała z publicznych pieniędzy, na kwotę około 170 tysięcy, zakupić karmę dla swoich prywatnych zwierząt.
Czytaj też: Nie przyjmie nagrody za ratowanie tygrysów. Chce, by te pieniądze trafiły do przyszłego azylu dla zwierząt Na tym jednak nie koniec. Kolejny zarzut dotyczy korzystania z samochodu służbowego, który jak pisze portal, miał się stać jej "prywatną taksówką". Zgrabczyńska nie ma prawa jazdy. Pracownik zoo miał rano po nią jeździć do oddalonego od 30 kilometrów od Poznania miejsca zamieszkania. Ten sam kurs miał odbywać się po południu, tyle że w drugą stronę.
Prokuratorskie śledztwo
Wśród nieprawidłowości są również te związane z tak zwanymi "pustymi fakturami", które miały dotyczyć zleceń niewykonanych lub takich, za które ceny znacząco zawyżano. Onet pisze też o wątpliwościach dotyczących przetargów i zleceń dla firm "zaprzyjaźnionych" z zoo.
Sprawę bada od ponad dwóch lat prokuratura. Doniesienie złożył Łukasz Bodnarowski, który wcześniej blisko współpracował z Ewą Zgrabczyńską. Początkowo śledztwem zajmowała się Prokuratura Rejonowa Poznań Nowe Miasto, ale przejęła je Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.
- Przejęliśmy sprawę, ponieważ jest bardzo poważna. Na tym etapie śledztwa mogę powiedzieć tyle, że trwają przesłuchania świadków oraz analiza zgromadzonych dowodów. Postępowanie wciąż toczy się "w sprawie", nikomu nie przedstawiono zarzutów - potwierdza w rozmowie z tvn24.pl prokurator Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
"Dochodziło do szeregu uchybień"
Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak został zapytany o tę sprawę we wtorek podczas briefingu z dziennikarzami. Cytowany przez lokalne media powiedział, że z jednej strony docenia wszystko to, co zrobiła Ewa Zgrabczyńska, natomiast zdaje sobie również sprawę z uchybień formalnych. Podkreślił, że "dyrektor musi przestrzegać prawa" i dodał, że na razie nie myśli o odwołaniu dyrektorki.
- Nie ingeruję w działania moich zastępców. Nie uważam, że prezydent powinien podejmować jakieś personalne decyzje tylko dlatego, że dochodzi do sporu. Trudno podejmować decyzje na bazie jednego czy dwóch artykułów w mediach. Przede wszystkim bazuję na ustaleniach prokuratury i wydziału kontroli - zaznaczył włodarz Poznania.
Prezydent odniósł się do wyników kontroli, które przeprowadzili w zoo jego urzędnicy. - Otrzymałem obszerny raport z tej kontroli. Jasno wynika, że dochodziło do szeregu uchybień - skomentował Jaśkowiak.
Ewa Zgrabczyńska komentuje
Próbowaliśmy skontaktować się z Ewą Zgrabczyńską, ale nie odbierała od nas telefonów. Dwa tygodnie temu w mediach społecznościowych opublikowała post, w którym odniosła się do stawianych jej zarzutów.
"Jeden z dziennikarzy zadał mi wiele pytań. Podobno zajmuję się zwierzakami na pokaz, takie hobby, finansowane przez zoo, które okradam - np. z karmy, robię 'lewe faktury'" - napisała Ewa Zgrabczyńska.
Zapowiedziała, że zamierza wyciągnąć konsekwencje wobec osób, które stawiają wobec niej te zarzuty. "Zamierzam pociągnąć do odpowiedzialności wszystkie osoby, które wykorzystując fałszywe doniesienie złożone do prokuratury, znieważają mnie, krzywdzą, usiłują wypłynąć na powierzchnię Ziemi na moich plecach i grzbietach moich podopiecznych. Jak działam, co posiadam, kim jestem, jest widoczne, efekty mojej pracy mierzalne. Mam dość bzdur i kalumni. Jak nosorożec, chwili dłuższej potrzebuję, żeby odpalić mnie do szarży, bo wolę spokój i czas poświęcam zwierzakom, ale właśnie się zirytowałam. Nie obchodzi mnie, czy to pracownik, były pracownik, pseuduch czy jakiś matacz, krzywdziciel zwierząt czy po prostu cwaniak. Uprzejmie informuję, że zniesławienie, pomówienie, naruszenie moich dóbr osobistych będę ścigać jak wściekły ratel, zgodnie z prawem" - skomentowała Zgrabczyńska.
Czytaj więcej: Uratowała tygrysy, dwa lata zajmowała się nią prokuratura. Chodziło o kastrację zwierząt
Odniosła się także do krytycznych głosów dotyczących sytuacji na granicy polsko-ukraińskiej z marca 2022 roku, gdy pojechała na Ukrainę ratować zwierzęta z ostrzeliwanego Kijowa i Charkowa. Onet, powołując się na słowa świadka tamtych wydarzeń, pisze, że na dostanie się do Polski czekały tłumy Ukraińców, w tym dzieci z oddziału onkologicznego w Charkowie. Przyjazd zwierząt opóźniał się, a kierowca utknął w korku. Zgrabczyńska miała wpaść w furię, krzycząc, że co "ją obchodzą dzieci, i że mają przepuścić zwierzęta i zrobić dla nich zielony korytarz, bo ona na nie czeka".
Dyrektorka skomentowała to w swoim wpisie. "Do dziś pamiętam dzieci z Charkowa poupychane w autobusie i ich pusty wzrok. Stały na pasie dla osobówek, lwy ZAWSZE przejeżdżają pasem drogowym z wagą, dla tirów. Jestem matką. Ludzką i zwierzęcą. Obraz tych dzieci mam pod powiekami. Kim trzeba być, żeby próbować dopiąć mi takie słowa? Nigdy nie napisałam, ilu ludziom, w tym dzieciom ukraińskim pomogłam. Nigdy nie napisałam, ilu ludziom poza czasem wojny i w jaki sposób" - napisała.
Źródło: Onet, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Zoo Poznań