Prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie znęcania się nad zwierzętami przez dyrektor poznańskiego zoo. Miała ona okaleczyć uratowane tygrysy z hodowli w Pyszącej (woj. wielkopolskie) poprzez ich wykastrowanie. Sprawa ciągnęła się dwa lata. - Brak jest znamion czynu zabronionego - poinformował teraz Łukasz Wawrzyniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Ewa Zgrabczyńska, dyrektor poznańskiego zoo, zasłynęła w całej Polsce akcją ratowania tygrysów przewożonych z Włoch do Rosji w nieodpowiednich warunkach.
Wcześniej uratowała też te odebrane z hodowli w Pyszącej (woj. wielkopolskie).
Nielegalna hodowla pod Śremem była dla nich jak piekło. Potężne dzikie koty dosłownie taplały się w kałuży błota z moczem i odchodami. - One nie miały jednego centymetra kwadratowego suchego miejsca, my tę wodę im wypompowywaliśmy [z klatki - red.] - opisywała Ewa Zgrabczyńska.
Mocno przerażał też fakt, że w górnej części ogrodzenia pracownicy odkryli miejsce, w którym tygrysy zaczęły wygryzać dziurę. - Za kilka dni, czy kilkanaście, mielibyśmy te zwierzęta biegające po okolicach Śremu - mówiła dyrektorka.
"Obóz koncentracyjny dla zwierząt"
Ekipa poznańskiego zoo wkroczyła na teren razem z policjantami i wolontariuszami fundacji Viva! pod koniec czerwca 2017 roku i rozpoczęła wielką ewakuację z, jak to nazywali, "obozu koncentracyjnego dla zwierząt".
Na terenie hodowli żyło łącznie 278 zwierząt 83 gatunków. Oprócz tygrysów były jeszcze lamparty perskie, rysie, pumy, karakale, jeżozwierze, antylopy, małpy, lemury, żółwie, nietoperze i mnóstwo ptaków.
Większość z nich to gatunki zagrożone. Ich wartość rynkową szacowano na około cztery miliony złotych, choć na czarnym rynku jest jeszcze wyższa.
Szczególnie smutnym przykładem mieszkańca zagrody była samica ocelota - nie miała dwóch łap, których pozbawił ją jej partner.
Tygrysy dłużej tam zostać nie mogły. Ewakuowano je, jako jedne z pierwszych. Przyśpiono je i przetransportowano do poznańskiego zoo, gdzie zamieszkały w specjalnie przygotowanych do tego celu boksach. Tam miały czekać do końca postępowania, jakie toczyło się w sprawie prowadzenia nielegalnej hodowli.
Jedna z największych akcji ratunkowych
Akcja na terenie hodowli była jedną z największych interwencji dotyczących dzikich zwierząt objętych ochroną gatunkową, jakie przeprowadzono w Polsce. Część ewakuowanych z hodowli zwierząt trafiła do polskich ogrodów zoologicznych w Poznaniu, Warszawie, Bydgoszczy i Chorzowie. Pozostałe, głównie małpy i duże koty, przyjęły europejskie azyle dla dzikich zwierząt.
Właściciela nielegalnej hodowli Macieja M. oskarżono łącznie o 19 przestępstw, w tym znęcania się nad zwierzętami, podrabiania dokumentów, przywłaszczenia zwierzęcia, naruszania praw pracowniczych i naruszenia przepisów prawa Unii Europejskiej dotyczących ochrony gatunków dziko żyjących zwierząt w zakresie regulacji obrotu nimi. Maciejowi M. za zarzucane mu przestępstwa grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności.
Aktem oskarżenia objęto także Łukasza Ch., któremu zarzucono podrobienie pięciu dokumentów.
- Jak ustalono w toku śledztwa, w czasie funkcjonowania hodowli przetrzymywano tam zwierzęta co najmniej 309 gatunków dziko występujących – tłumaczył ówczesny rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Michał Smętkowski.
W grudniu zeszłego roku Sąd Rejonowy w Śremie zadecydował, że Maciej M. nie miał prawa trzymać dzikich zwierząt niebezpiecznych dla zdrowia i życia ludzi. Nałożył na niego karę w wysokości pięciu tysięcy złotych i orzekła przepadek zwierząt na rzecz państwa. Właściciel hodowli odwołał się jednak od wyroku.
Prokuratura badała, wysyłała do zoo policję
Jednocześnie od listopada 2018 roku prokuratura zajmowała się sprawą kastracji kilku zwierząt z Pyszącej, w tym tygrysów, które zostały zabezpieczone w poznańskim zoo. Śledczy zajęli się sprawą po anonimowym zawiadomieniu od "osoby z otoczenia właściciela".
Pracownicy zoo potwierdzali, że takie zabiegi wykonano, bo zwierzęta były agresywne i groziło im niebezpieczeństwo. Ich zdaniem wszystko odbywało się zgodnie z prawem.
"Lekarze weterynarii o największym doświadczeniu i umiejętnościach - przeprowadzili zabiegi kastracji dwóch tygrysów oraz antylop kob i kułana. Dokumentujące zabieg sprawozdania przesłaliśmy do prokuratury" - informowało zoo w komunikacie.
W lutym 2019 roku policjanci, na polecenie prokuratury, przeszukali gabinet dyrektorki zoo. Mieli zabezpieczyć dokumenty związane z tymi zabiegami.
- Te dokumenty nie zostały przekazane od dwóch miesięcy. Nie mieliśmy innego wyjścia jak przeszukanie (...) Sporządzono kopie dokumentów i będą wykorzystane w toku dalszego postępowania. Z informacji, jakie posiadam, wynika, iż w zabezpieczonej dokumentacji nie ma nic o przeprowadzonej kastracji - tłumaczył prokurator Smętkowski.
Teraz prokuratura poinformowała o umorzeniu tego postępowania. - Prokurator stwierdził, że brak jest znamion czynu zabronionego - poinformował Łukasz Wawrzyniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Z zakończenia sprawy cieszy się dyrektorka zoo, który podziękowała wszystkim osobom, które wspierały ją w tej sprawie.
"Cena, jaką muszę zapłacić... Hejt właścicieli, którzy skrzywdzili swoje Zwierzęta, próby zastraszania - kiedy jestem świadkiem, ekspertem czy oskarżycielem posiłkowym... Najazdy na dom. Ale najbardziej bolesnym staje się fakt, kiedy te same organy ścigania, które proszą mnie o pomoc i pozostawiają z problemem dbania o zabezpieczone Zwierzęta, stają po stronie przeciwnej..." - podsumowała całe śledztwo Zgrabczyńska.
Zna ją cała Polska
Ewa Zgrabczyńska jest dyrektorką poznańskiego zoo od stycznia 2016 r.
Od tego czasu zoo przyjmowało cyrkowe niedźwiedzie i zwierzęta z pseudohodowli, m.in. lwy, tygrysy, małpy. By zwracać uwagę na problem cierpienia tych zwierząt, zwiedzający mogą zobaczyć w zoo m.in. ocelota pozbawionego dwóch łap
To tu trafił także mały niedźwiadek odnaleziony w Bieszczadach. Cisna wychowywała się w Poznaniu w towarzystwie psa. Dziś jest jedną z największych atrakcji zoo.
Oprócz ratowania zwierząt, zoo w tym czasie zasłynęło głośnymi akcjami edukacyjnymi, w ramach ktorych zwracano uwagę na nieodpowiedzialne zachowania rodziców.
W 2019 roku głośno było o niej w całej Polsce za sprawą akcji ratowania tygrysów, które utknęły na granicy polsko-białoruskiej w Koroszczynie (woj. lubelskie). Udało się uratować dziewięć z dziesięciu zwierząt. Dziesiąte padło przed przybyciem pracowników poznańskiego zoo.
Pięć z nich trafiło ostatecznie do azylu w Hiszpanii, dwa do prywatnego zoo w Człuchowie, a dwa zostały w Poznaniu, gdzie specjalnie dla nich powstaje nowy wybieg.
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Zoo Poznań