U kolegi wypili litr wódki i wrócili do domu. Tam doszło między nimi do sprzeczki, podczas której Mateusz G. zadał swojemu bratu siedem ciosów nożem. - Gdy zorientowałem się, że mam w rękach zakrwawiony nóż, pobiegłem po pomoc do sąsiadów - mówił w sądzie oskarżony. Płakał, podkreślając, że brat był jego najlepszym przyjacielem. Dziewięć miesięcy po zdarzeniu sąd skazał go na osiem lat więzienia za zabójstwo.
Dramat rozegrał się 19 czerwca 2021 roku w Kłecku (woj. wielkopolskie). Według ustaleń sądu Mateusz G. zadał bratu siedem ciosów nożem. Wcześniej pili alkohol i zażywali narkotyki, następnie w mieszkaniu, które obaj wynajmowali, doszło do sprzeczki między nimi. W wyniku doznanych obrażeń Patryk G. zmarł mimo pomocy medycznej. Jego brat został oskarżony o zabójstwo.
"Wszystko robiłem, żeby go uratować"
We wtorek w Sądzie Okręgowym w Poznaniu zapadł wyrok w tej sprawie. Prokuratur w mowie końcowej wnosił o wymierzenie oskarżonemu kary 15 lat więzienia i pozbawienie Mateusza G. praw publicznych na okres 10 lat.
Obrońca - wskazując na liczne okoliczności łagodzące i okoliczności sprawy - wnosił o nadzwyczajne złagodzenie kary. Głos zabrał też sam Mateusz G. Raz jeszcze powiedział w sądzie, że bardzo żałuje tego, co się stało. - Dla mnie ta sytuacja, która zdarzyła się, jest dużą traumą (...) Straciłem najbliższą mi osobę, brata (…) ja strasznie żałuję, wszystko robiłem, żeby go uratować – mówił.
Sąd: to nie była tylko obrona
Sąd uznał winę Mateusza G., wskazując jednak, że oskarżony dokonał zarzucanego mu czynu, działając z zamiarem ewentualnym i skazał go na 8 lat więzienia.
Sędzia Renata Żurowska podkreśliła w uzasadnieniu, że kwestia tego, co stało się na miejscu zdarzenia, nie budziła najmniejszych wątpliwości. - Oskarżony wraz z pokrzywdzonym wrócili do domu w stanie znacznego upojenia alkoholowego, po czym doszło do szarpaniny, bo sąd tego nie neguje, w trakcie której oskarżony zadał swojemu bratu siedem ciosów nożem, z czego - jak wskazywał biegły - siódmy cios był śmiertelny – mówiła. Wskazała, że wbrew stanowisku obrony nie można przyjąć, że był to rodzaj obrony przed uderzeniem, bo – jak zaznaczyła – nawet sam oskarżony o tym nie mówił. - Trudno też mówić, że te zadane siedem ciosów nożem było wyłącznie efektem bronienia sią. Na ciele oskarżonego nie było żadnych śladów obrony – podkreśliła.
Sędzia: najwyższą karę wymierzył sobie sam
Sędzia uznała, że zaproponowany przez prokuratora wymiar kary był "nadmiernie, nieracjonalnie surowy". - Oskarżony tak na dobrą sprawę, stając tutaj przed sądem, za to, że zabił swojego brata bliźniaka, już z tej racji ponosi najwyższą możliwą karę - wyższą niżeli jakikolwiek system sądowy jest mu w stanie wymierzyć. Zawsze będzie żył ze świadomością, że to on sprawił, że nie ma już najbliższej mu osoby – mówiła sędzia.
I zwróciła uwagę na relację Patryka G. i Mateusza G.. - O tym, że bracia byli razem, spędzali czas razem, razem pracowali, mieszkali razem – zeznawali zgodnie wszyscy świadkowie. Nieważne więc, jakiej treści wyrok by tutaj zapadł – w ocenie sądu oskarżony sam ukarał się już w najwyższy możliwy sposób, zabijając swojego brata – dodała. Sędzia zaznaczyła w uzasadnieniu, że w tej sprawie sąd nie zdecydował się na nadzwyczajne złagodzenie kary, ponieważ doszło do bezsensownej śmierci człowieka w wyniku sprzeczki. Zgodziła się jednak z obrońcą, że w sprawie są okoliczności łagodzące. - Oskarżony, jak sobie uświadomił, co się stało, uświadomił sobie zakres ran na ciele pokrzywdzonego, próbował tamować tę krew tym, co miał: poduszką, fragmentami odzieży, a następnie udał się od razu do sąsiadki celem wezwania na miejsc pomocy – mówiła sędzia. Dodała, że oskarżonemu wybaczyła też matka, czyli "osoba, która także jest niezwykle pokrzywdzona w tym postępowaniu". - Matka straciła jednego syna, i w pewnym sensie to postępowanie sprawia, że drugiego również traci na wiele lat - powiedziała sędzia Żurowska.
Zaznaczyła również, że sąd nie znalazł żadnych podstaw do orzeczenia środka karnego w postaci pozbawienia praw publicznych Mateusza G. Jak tłumaczyła, środek ten orzeka się przy wymiarze kary wyższej niż 3 lata, ale w przypadku popełnienia przestępstwa w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie.
Wyrok nie jest prawomocny.
Od początku przyznawał się do winy. Mówił, że nie pamięta zdarzenia
Proces Mateusza G. ruszył w styczniu. Oskarżony już na pierwszej rozprawie przyznał się do zranienia brata. Zapewniał, że nie chciał zrobić mu krzywdy. - Wtedy nie kłóciliśmy się, wszystko było w porządku. Poszliśmy do kolegi, tam wypiliśmy dwie półlitrówki i wróciliśmy do domu. Widziałem, że brat jest śpiący, chciałem go położyć spać. Wtedy brat zaczął się awanturować, wziął z szuflady z kuchni nóż i zaczął nim machać w moją stronę. Chciałem mu ten nóż wyrwać. Nie pamiętam, co się działo dalej - powiedział przed sądem.
Potem - jak zeznawał - zobaczył, że brat leży na łóżku zakrwawiony. - Gdy zorientowałem się, że mam w rękach zakrwawiony nóż, pobiegłem po pomoc do sąsiadów - dodał. Oskarżony oświadczył, że brat był jego najlepszym przyjacielem i że nigdy nie zrobiłby mu krzywdy. W pewnej chwili zaczął płakać. - Chciałem przeprosić moją mamę i rodzinę. Żałuję, że to się stało. Proszę o łagodną karę - powiedział.
Oskarżony prosił też o skierowanie na terapię. Przyznał, że w poprzednich latach, dzięki leczeniu, przez pewien czas utrzymywał abstynencję od alkoholu i narkotyków.
Pierwszego dnia procesu przesłuchano też matkę bliźniaków. Kobieta podkreśliła przed sądem, że wybaczyła Mateuszowi.
Źródło: PAP, TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24