Samorząd Poznania domagał się od Skarbu Państwa odszkodowania w wysokości ponad 7,5 mln zł za szkodę związaną z "zaniechaniem legislacyjnym" dotyczącym wprowadzonej w 2017 r. reformy systemu oświaty. W środę sąd pierwszej instancji oddalił pozew. Na razie nie wiadomo, czy miasto będzie się odwoływać
Władze Poznania, po reformie edukacji i likwidacji gimnazjów za czasów minister Anny Zalewskiej, zwracały uwagę, że koszty skutków reformy spadły na samorządy.
Potwierdzał to Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. - W 2017 roku samorządy dopłaciły do subwencji z budżetu państwa 20 miliardów złotych. (...) Reforma wprowadzona przez panią minister Zalewską niestety kosztuje. I to sporo. My musimy ponosić te koszty, a nasze budżety nie są z gumy - mówił.
Władze Poznania najpierw zwróciły się do rządu, aby chociaż w części poniesione koszty zostały im zwrócone. Bezskutecznie - miasto odpowiedzi na swoje pisma się nie doczekało.
Chcieli zwrotu tylko części kosztów
Dlatego zdecydowało się skierować w tej sprawie pozew do sądu. - Mówimy tylko o części tych wydatków. Wyszliśmy z założenia, że w kontekście gromadzenia materiału dowodowego dla sądu najistotniejsze będą takie materiały, które bezdyskusyjnie potwierdzają wydatki, które w sposób oczywisty były związane z wprowadzaniem reformy - mówił w marcu 2019 roku Przemysław Foligowski, dyrektor Wydziału Oświaty w Urzędzie Miasta Poznania.
Mowa była m.in. o dostosowywaniu budynków czy kosztów ich wyposażenia. Samorząd Poznania domagał się odszkodowania w wysokości ponad 7,5 mln zł za szkodę związaną z "zaniechaniem legislacyjnym" dotyczącym wprowadzonej w 2017 r. reformą systemu oświaty.
Czytaj więcej: Poznań chce od rządu zwrotu kosztów reformy edukacji. Pozew zbiorowy ma złożyć 12 miast
Sąd oddalił pozew
W środę sprawa znalazła swój sądowy finał. Sąd Okręgowy w Poznaniu oddalił powództwo. Uzasadniając wyrok sędzia Barbara Chylak zwróciła uwagę, że miasto jako podstawę prawną swojego roszczenia uznało przepisy Kodeksu cywilnego mówiące o szkodzie wyrządzonej poprzez "niewydanie aktu normatywnego, którego obowiązek wydania przewiduje przepis prawa". Sędzia przypomniała, że reforma oświaty została wprowadzona na podstawie ustaw z grudnia 2016 r. oraz rozporządzeń szefa MEN z tego samego okresu. - Ustawy te regulowały również kwestie dotyczące finansowania przeprowadzonej w tym okresie reformy - podkreśliła.
I dodała: - Strona powodowa nie wykazała zatem, że doszło do zaniechania legislacyjnego, albowiem nie wskazała na przepis, normę prawną, nakazującą wydanie jeszcze dodatkowego aktu prawnego dotyczącego finansowania reformy edukacji. Podkreśliła, że władze Poznania przedstawiając dokumenty i rachunki nie wykazały, by koszty związane z np. zakupem mebli czy pomocy dydaktycznych oraz remontami budynków szkół były ściśle związane z wymogami reformy oświaty. - Doświadczenie życiowe wskazuje natomiast, że z zasobów szkoły, nowych sal, komputerów, biurek, korzystać będzie cała społeczność szkolna, a zatem także roczniki młodsze, a nie tylko uczniowie klas siódmych i ósmych - powiedziała. Jak wyjaśniała, "sam fakt konieczności wykonania zmian w infrastrukturze i stworzenia nowych warunków dla dwóch dodatkowych roczników w szkołach podstawowych i jednego rocznika w szkołach ponadpodstawowych, nie stanowi szkody". - W ocenie sądu nie stanowi także szkody dokonanie pewnych przesunięć w zaplanowanym już budżecie gminy, jeżeli w wyniku tych zabiegów nie doszło do zaniechania przez gminę wykonania innych swoich zadań - powiedziała sędzia. Pełnomocnik władz Poznania radca prawny Jan Nowaczyk powiedział dziennikarzom po rozprawie, że decyzja o ewentualnym wniesieniu apelacji od środowego wyroku zapadnie po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem orzeczenia.
Kosztami postępowania sąd obciążył samorząd.
Wcześniej spór o zwalnianych nauczycieli
W czerwcu 2017 r. Poznań zwracał już uwagę na inne skutki reformy. Podczas, gdy minister edukacji Anna Zalewska w Poznaniu zapewniała, że wskutek reformy żaden poznański nauczyciel nie straci pracy, samorząd podawał, że kilkuset nauczycieli poznańskich szkół straci pracę. - Za tymi wyliczeniami kryją się konkretne decyzje dyrektorów szkół, wymuszone realnymi skutkami likwidacji gimnazjów - podkreślał Mariusz Wiśniewski, zastępca prezydenta Poznania.
Z danych poznańskiego Wydziału Oświaty wynikało, że zwolnienia ze względów organizacyjnych, takich jak zmniejszenie liczby godzin i brak oddziałów, objąć miały 32 nauczycieli. 419 pedagogów, o ponad 100 więcej niż przed rokiem, stracić miało pracę z powodu nieprzedłużenia umowy na czas określony. 158 osób dotknąć miało ograniczenie zatrudnienia, czyli zmniejszenie liczby godzin, co skutkuje proporcjonalnym obniżeniem wynagrodzenia.
- Nie wiem, jaką metodologię przyjmuje ministerstwo. Być może, dane dotyczące zwolnień nauczycieli traktowane są przez rząd Prawa i Sprawiedliwości równie wybiórczo, jak rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego, gdzie niektóre z nich są wyrokiem, a inne nie - mówił Wiśniewski.
Źródło: TVN24 Poznań, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN