Ponad trzy lata po pożarze gorzowskiej katedry sąd wydał prawomocny wyrok w sprawie proboszcza Zbigniewa K. Na sali sądowej duchowny zapewniał, że zarządzał świątynią tak, jak potrafił najlepiej, choć przyznał, że nie wiedział o obowiązkowych przeglądach instalacji.
Zakończyła się sądowa batalia w sprawie pożaru katedry w Gorzowie Wielkopolskim, do którego doszło 1 lipca 2017 roku. Początkowo na ławie oskarżonych miało zasiąść dwóch proboszczów parafii. Zdaniem prokuratury obaj duchowni dopuścili się wieloletnich zaniedbań, które miały się przyczynić do pożaru. Ksiądz Zbigniew S. ostatecznie przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze, unikając w ten sposób procesu.
Z kolei ksiądz Zbigniew K., obecny proboszcz, od początku niezmiennie zapewniał, że jest niewinny. I to on po ponad trzech latach od pożaru usłyszał dziś wyrok. Sąd drugiej instancji skazał Zbigniewa K. na rok więzienia w zawieszeniu na rok. Ponadto ksiądz musi zapłacić siedem tysięcy złotych grzywny. Ma też zakaz sprawowania obowiązków związanych z zabezpieczeniem przeciwpożarowym budynków.
Przypomnijmy, prokuratura chciała, by proboszcz odpowiadał za "sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa pożaru poprzez niewykonywanie obowiązków zarządcy związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa". Grozi za to kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Ale w styczniu podczas procesu apelacyjnego sędzia Ewa Wieczór zmieniła kwalifikację czynu, uznając, że Zbigniew K. powinien odpowiadać za nieumyślne sprowadzenie zagrożenia. Tym razem księdzu proboszczowi groziło do trzech lat pozbawienia wolności.
- Sąd drugiej instancji podzielił moją argumentację, którą zaprezentowałem w akcie oskarżenia. (…) Finał był taki, jaki był. Materiał dowodowy, który zgromadziłem, pozwolił na przedstawienie w mojej ocenie tylko i wyłącznie takich zarzutów i zrobiłem to, co do mnie należało – mówił tuż po rozprawie prokurator Mariusz Dąbkowski.
"Jestem zarządcą katedry, którą zajmuję się tak, jak potrafię"
Podczas mów końcowych wygłoszonych na początku marca obrońca księdza Zbigniewa K. wniósł o uniewinnienie. Wskazał również, że do pożaru by nie doszło, gdyby swoich obowiązków dopełnił były proboszcz Zbigniew S. oraz gdyby straż pożarna nakazała usunięcie zaniedbań pod groźbą kary.
Z kolei prokurator Mariusz Dąbkowski tłumaczył, że to proboszcz K. zaniechał obowiązków, jakie na nim spoczywały w związku z tym, że był zarządcą katedry. A skoro tak, to powinien zapoznać się nie tylko z dokumentacją obiektu, ale i z obowiązującymi przepisami, czego nie uczynił. Prokurator zapewniał również, że w czasie postępowania "nikt nie szukał kozła ofiarnego". Dąbkowski podtrzymał to, co zawarł w akcie oskarżenia, i wniósł o nałożenie na księdza proboszcza Zbigniewa K. obowiązku powstrzymania się od pełnienia funkcji związanych z realizacją zadań oraz obowiązków dotyczących zapewnienia ochrony przeciwpożarowej obiektów budowlanych.
Sam oskarżony również zabrał głos. Zbigniew K. wniósł o uniewinnienie. - Jestem zarządcą katedry, którą zajmuję się tak, jak potrafię. Jeżeli były zgłaszane przez kościelnego uwagi, to starałem się je naprawiać. Nie miałem kompletnego pojęcia o tym, że trzeba co roku robić przeglądy instalacji. Te dokumenty znajdowały się na plebanii, ale nie były przeze mnie przeglądane. Mój poprzednik zajmował się tym remontem. Polegałem na ludziach, którzy są kompetentni. Mam przygotowanie duszpasterskie, a nie związane z zarządzaniem. Uczymy się po tym pożarze, że tak być już nie może – tłumaczył na sali sądowej.
Długa batalia
Do pożaru katedry w Gorzowie Wielkopolskim doszło 1 lipca 2017 roku. Podczas śledztwa ustalono, iż przyczyną zdarzenia było zwarcie w instalacji elektrycznej, "tuż nad poziomem dzwonów". W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że świątynia nie miała aktualnego przeglądu instalacji elektrycznej, brakowało opracowanych procedur związanych z ewentualną ewakuacją, nie działał system powiadamiania pożarowego i nie zamontowano wymaganych zabezpieczeń, między innymi drzwi przeciwogniowych, które oddzielałyby wieżę katedry od reszty budynku.
Były proboszcz Zbigniew S. poddał się dobrowolnie karze w sierpniu 2019 roku. Sędzia skazała go wtedy na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, dodatkowo proboszcz musiał zapłacić siedem tysięcy złotych grzywny.
Z kolei Zbigniew K. nie przyznawał się do winy, dlatego w jego sprawie ruszył proces. Pierwszy wyrok zapadł we wrześniu ub.r. Wtedy Zbigniewowi K. groziło do ośmiu lat więzienia. Jednak sąd wymierzył karę roku pozbawienia wolności, która warunkowo została zawieszona na dwa lata. Ponadto ksiądz miał zapłacić grzywnę w wysokości 14 tys. zł oraz wpłacić 10 tys. zł na rzecz funduszu osób pokrzywdzonych.
Zarówno prokuratura, jak i pełnomocnik proboszcza złożyli apelacje. W styczniu br. r sędzia Ewa Wieczór zdecydowała o zmianie kwalifikacji czynu.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24