Jedna z urzędniczek starostwa powiatowego w Wolsztynie (Wielkopolska) pomyliła się w urzędowym piśmie. Ze starosty Janusza Frąckowiaka zrobiła Jarosława, któremu raczej się to nie spodobało. Kazał jej przepisać swoje właściwe imię i nazwisko sto razy. Urzędniczka przebywa obecnie na urlopie, a sam starosta sprawę bagatelizuje i obraca w żart. Co więcej, przyznaje nawet, że pomogło to w promocji powiatu.
Reporter "Blisko Ludzi" TTV Artur Zakrzewski osobiście wybrał się do Wolsztyna aby porozmawiać ze starostą o tym kontrowersyjnym incydencie. Frąckowiak przyznał w rozmowie, że był to błąd, ale zapewniał, że jego intencje nie były złe.
- Podszedłem do tego bardziej żartobliwie. Myślałem, że pracownik to zrozumie. W każdym razie ja uważam sprawę za zamkniętą - mówi starosta w rozmowie z dziennikarzem.
Na tym jednak nie poprzestaje. Żart to jedno, ale Frąckowiak stara się w całej sytuacji znaleźć również pozytywy. Wydaje się, że co najmniej wątpliwe.
- Dzięki temu żartowi powiat wolsztyński stał się sławny - przyznaje z uśmiechem na ustach starosta.
Starosta z dobrym humorem, inni - niekoniecznie
Nie wszystkim jednak jest do śmiechu. Zastępca Frąckowiaka, obecny wicestarosta, a w przeszłości wieloletni starosta powiatu wolsztyńskiego Ryszard Kurp nie popiera takich archaicznych metod wychowawczych.
- Ja z zawodu jestem nauczycielem. 27 lat w szkole, plus 17 lat tutaj w starostwie, ale nigdy nie zdarzyła mi się taka wpadka - przyznaje Kurp.
Również prezes wielkopolskich struktur PSL (Frąckowiak wywodzi się właśnie z tej partii), europoseł Andrzej Grzyb nie jest przekonany co do słuszności działania starosty.
- Uważam, że każdy ma prawo do popełnienia błędu i nie trzeba od razu karać w taki sposób. Starosta powinien chwycić za bukiet kwiatów i najzwyczajniej przeprosić swoją poddaną - mówił Grzyb w rozmowie z tvn24.pl.
Autor: ib / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: "Blisko ludzi" TTV