Mężczyzna, który oblał siebie i swoją partnerkę benzyną, a później podpalił, zmarł w nowosolskim szpitalu. Od dnia tragedii nie odzyskał przytomności. Obrażenia kobiety także okazały się zbyt poważne. Zmarła w szpitalu kilka dni wcześniej.
Stan mężczyzny od samego początku lekarze określali jako krytyczny. Jego ciało poparzone było w 90 proc. Po pożarze nie odzyskał przytomności, utrzymywany był w śpiączce farmakologicznej. Jak informuje zielonogórska prokuratura, zmarł w nocy z czwartku na piątek.
Kilka dni wcześniej zmarła także kobieta. Trafiła do nowosolskiej lecznicy w ciężkim stanie i to jej dawano większe szanse. Miała poparzone prawie 90 proc. powierzchni ciała i również utrzymywana była w stanie śpiączki farmakologicznej. Lekarzom, niestety, nie udało się jej uratować.
Do innego szpitala - w Zielonej Górze - trafiła dwójka dzieci. 14-letnia Dominika ma uszkodzony kręgosłup, natomiast 3-letni Igor ma zwichniętą nogę i poparzenia ciała. Dzieci miały odciętą drogę ucieczki i musiały się ratować skokiem z okna, z wysokości 1. piętra. 14-latka wyrzuciła swojego 3-letniego brata na miękkie podłoże, po czym sama wyskoczyła.
Zobacz materiał "Faktów" TVN:
Alkohol i awantury
Tragedia rozegrała się 9 listopada w nocy z niedzieli na poniedziałek w domu jednorodzinnym. Wieczorem para piła razem alkohol na piętrze. Kłócili się. Jak wynika z relacji babci dzieci, który była wówczas w domu, w pewnym momencie mężczyzna chwycił za zbiornik z benzyną, oblał swoją partnerkę i przy okazji siebie, po czym wzniecił ogień. CZYTAJ WIĘCEJ TUTAJ
Akcja gaśnicza trwała do wczesnych godzin porannych. Poddasze domu spłonęło doszczętnie wraz z całym dobytkiem.
Śledczy czekają na ekspertyzy biegłych działających na miejscu zdarzenia.
Autor: ib / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Poznań