Do tej pory mierzyli się z podrzucanymi odpadami z gospodarstw domowych i poremontowym gruzem. Co jakiś czas na terenie Nadleśnictwa Sieraków (woj. wielkopolskie) znajdowali worki. Ale od grudnia ubiegłego roku mają do czynienia z zupełnie nowym i bardzo groźnym procederem. Ktoś podpala w lesie śmieci.
Od grudnia na teren Puszczy Noteckiej co najmniej cztery razy podrzucono odpady pochodzące z rozbiórek samochodów. Sprawca nie tylko je zostawił w lesie, ale też podpalił. - Za każdym razem do tych sytuacji dochodziło późnym wieczorem lub w nocy. To, że udało się uniknąć większych pożarów, zawdzięczamy obecnej pogodzie. Przez opady śniegu i deszczu było dość wilgotno. Śmieci się spaliły i częściowo ściółka, ale drzewa, na szczęście, nie ucierpiały – mówi Sławomir Kaczkowski, rzecznik Nadleśnictwa Sieraków.
W miniony wtorek też znaleziono w lesie części samochodowe. Tym razem hałdy nikt nie podpalił, więc nie wiadomo, czy to ten sam sprawca. - Do zdarzenia doszło w okolicach Bucharzewa. W tym przypadku mamy świadka, który zauważył, że ktoś podrzuca odpady. Wkrótce otrzymamy oficjalne zawiadomienie w tej sprawie. Mamy nadzieję, że dzięki świadkowi uda się ustalić sprawcę – mówi starszy sierżant Justyna Rybczyńska, rzeczniczka policji w Międzychodzie.
"Podrzucali śmieci, ale ich nie podpalali"
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że śmieci w lesie to sprawka właściciela warsztatu samochodowego, ale leśnicy podejrzewają, że tym razem może chodzić o coś więcej. - Ludzie podrzucali śmieci, ale ich nie podpalali. Teraz to trochę wygląda na zacieranie śladów. Podejrzewamy, że te odpady mogą pochodzić z rozbiórek kradzionych samochodów. Pewne jest to, że ten, kto to robi, bardzo dobrze zna Puszczę Notecką. Wybiera miejsca trudno dostępne, daleko od głównych dróg. Przemieszcza się z zachodu na wschód. Nie wraca do miejsc, w których już był – opowiada Kaczkowski.
O pożarach leśnicy dowiadują się po czasie podczas patroli terenów. Dlatego nie wykluczają, że takich miejsc, w których doszło do podpaleń, może być więcej. Obawiają się też tego, co może się wydarzyć wiosną, gdy pojawi się zagrożenie pożarem.
Sprawą zajmują się już policjanci z Międzychodu. - Przesłuchujemy leśników i szukamy świadków tych zdarzeń. Robimy wszystko, by ustalić, co się stało. Apelujemy też do osób, które mają jakiekolwiem informacje na temat tych podpaleń, by zgłaszały się na komendę. Zapewniamy anonimowość – mówi Rybczyńska.
Straż Leśna, leśnicy i policjanci w miarę możliwości patrolują teren nadleśnictwa, ale nie są w stanie się pojawić wszędzie. - Fotopułapki to też nie jest rozwiązanie, które w stu procentach pozwoli zabezpieczyć las. Pod zarządem Nadleśnictwa Sieraków znajduje się niemal 14 tysięcy hektarów lasów – mówi rzecznik.
O sprawie nadleśnictwo poinformowało w mediach społecznościowych. - Lokalna społeczność bardzo przejęła się tą sytuacją. Widać, że ludzie mają świadomość, do jakiej tragedii może doprowadzić taki pożar puszczy. Dlatego coraz więcej osób zapewnia nas, że zachowają wzmożoną czujność i w razie jakiś podejrzanych sytuacji będą informować służby – dodaje Kaczkowski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Nadleśnictwo Sieraków/R.T.