- Nie widzieliśmy jego twarzy, nie mieliśmy stuprocentowej pewności, że to on - mówi o zatrzymaniu Arkadiusza Ł., dowódca Zespołu Poszukiwań Celowych, nazywanego "łowcami głów". Jak udało się namierzyć i zatrzymać poszukiwanego listem gończym "Hossa"? O kulisach ich pracy, z dwoma członkami tej grupy, rozmawiała reporterka TVN24 Małgorzata Mielcarek.
Arkadiusza Ł. zatrzymano na początku lutego na warszawskiej Woli. Według śledczych, mężczyzna jest pomysłodawcą jednej z najpopularniejszych metod oszustw - na tzw. wnuczka i liderem jednej z największych i najprężniej działających grup zajmujących się tym procederem. Jej członkowie - jak wynika ze śledztwa - mają na swoich kontach wielomilionowe wyłudzenia; średnio, przy jednorazowych oszustwach, były to kwoty sięgające 40-50 tys. euro.
Sąd popełnił błąd
"Hoss" usłyszał zarzuty popełnienia, w ramach zorganizowanej grupy przestępczej, czterech oszustw metodą "na wnuczka" na łączną kwotę ponad 1,4 mln złotych. Sąd dość niespodziewanie nie zastosował wobec niego aresztu. Arkadiusz Ł. miał jedynie stawiać się pięć razy w tygodniu na komisariacie policji. Stawił się zaledwie raz. W międzyczasie sąd II instancji przychylił się do argumentów prokuratury, która wskazywała, że "Hoss" powinien zostać aresztowany. Wtedy okazało się, że mężczyzna "zapadł się pod ziemię".
Za Arkadiuszem Ł. wydano list gończy a 20 lutego w jego poszukiwania włączyli się policjanci z Zespołu Poszukiwań Celowych w Poznaniu.
- Sytuacja była na tyle specyficzna, że miał czas, by się ukryć po wyjściu z aresztu. Mieliśmy ponad dwa tygodnie straty do niego - przyznaje dowódca grupy.
Krok po kroku
Pierwsze dni ich pracy to próby odtworzenia tego, co się zdarzyło przez te kilkanaście dni oraz rozpoznanie rodziny "Hossa".
- To co ustaliliśmy, to to, że po podpisaniu dozoru w Poznaniu pozostał tutaj do 17 lutego, po czym został przeniesiony pod Poznań, do jednej z mniejszych miejscowości, gdzie ukrywał się przez kilka kolejnych dni, po czym został przewieziony do Wrocławia. W tym momencie, odtwarzając to wszystko, podjęliśmy decyzję, że nie będziemy się ścigać w taki sposób, tylko wykonamy inne czynności. Udało nam się ustalić to mieszkanie, w którym ostatecznie został zatrzymany. Uznaliśmy, że poczekamy na niego - mówi funkcjonariusz.
"Hoss" do mieszkania na warszawskim Żoliborzu trafił 13 marca w nocy i od tego czasu go ani razu nie opuścił. Wszedł do niego w przebraniu, w stroju pracownika budowlanego. - Wejście odbyło się w sposób totalnie zakamuflowany. Stworzenie takiego kamuflażu w nocy praktycznie całkowicie uniemożliwia identyfikację. Nie widzieliśmy jego twarzy, nie mieliśmy stuprocentowej pewności, że to on. Do samego końca była nutka niepewności czy to na pewno on - przyznaje policjant.
- Zastosował dużą pomysłowość przebierając się za pracownika budowlanego. Nie zmienił jednej charakterystycznej rzeczy, która nas upewniała, że to ta osoba, której szukamy - nie zmienił swojego chodu - mówi drugi z funkcjonariuszy.
Środki ostrożności zachowywała też rodzina "Hossa". Jego syn przynosił mu posiłki w nocy, także w kamuflażu.
Bessa "Hossa"
Do zatrzymania Arkadiusza Ł. doszło w czwartek. - Mężczyzna nie stawiał oporu. Był zaskoczony. Wejście do mieszkania odbyło się w sposób siłowy - musieliśmy sforsować drzwi. Wykorzystaliśmy grupę realizacyjną CBŚP, która wykonała to profesjonalnie i dobrze - mówi jeden z "łowców głów"
W środku, oprócz "Hossa" zastali jego żonę. - Wiedzieliśmy, że sam sobie nie poradzi. To osoba, która nie potrafi sama funkcjonować, potrzebuje opiekuna. To nie jest człowiek, który mógłby żyć w samotności, wyjechać od swojego otoczenia - tłumaczy policjant.
Jak przyznają "łowcy głów", "Hoss" był trudnym i ciekawym rywalem. - Była to fajna praca, która dała na końcu dużo satysfakcji i daje wiele doświadczenia w kolejnych poszukiwaniach. Myślę, że każdy z nas z tej sprawy coś dobrego na przyszłość wyniesie - podkreśla oficer operacyjny.
Zatrzymanie "Hossa" to kolejny sukces "łowców głów". Wcześniej dzięki nim załapano m.in. Kajetana P. - Nie ma takiej osoby, której byśmy nie znaleźli. To tylko kwestia czasu - podkreśla dowódca akcji.
Autor: FC//ec / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: policja