W poniedziałek kaliski sąd ogłosił wyrok w procesie cywilnym przeciwko diecezji kaliskiej o zadośćuczynienie za molestowanie przez księdza Arkadiusza H. Kurię pozwał Bartłomiej Pankowiak, jeden z braci molestowanych w przeszłości przez kapłana. Sąd zdecydował, że ma otrzymać 300 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Proces cywilny o zadośćuczynienie dla braci Jakuba i Bartłomieja Pankowiaków za molestowanie w dzieciństwie przez ks. Arkadiusza H. z Pleszewa zakończył się w piątek w Sądzie Okręgowym w Kaliszu.
Bracia Bartłomiej i Jakub Pankowiakowie z Pleszewa wystąpili do Sądu Okręgowego w Kaliszu z pozwem cywilnym o zasądzenie zadośćuczynienia w wysokości miliona złotych. Ich sprawa nabrała medialnego rozgłosu po emisji filmu braci Sekielskich pt. "Zabawa w chowanego" w maju 2020 roku. Dokument przedstawił historię wykorzystywania seksualnego chłopców przez księdza Arkadiusza H. z diecezji kaliskiej. Molestowani chłopcy są teraz dorosłymi mężczyznami. Bartłomiej ma 33 lata, Jakub - 38. Ksiądz wykorzystywał ich w latach 1999-2000.
W poniedziałek sąd ogłosił wyrok. Przyznał Bartłomiejowi Pankowiakowi 300 tysięcy złotych zadośćuczynienia za wyrządzone krzywdy. Wyrok nie jest prawomocny.
Przedstawiciel diecezji, który był na sali sądowej, po wyroku powiedział, że jeszcze nie została podjęta decyzja, czy będzie apelacja. – Będziemy w stanie odnieść się do tego wyroku po otrzymaniu całkowitego uzasadnienia na piśmie, które ma kilkadziesiąt stron. Wtedy diecezja wyda oficjalne oświadczenie – przekazał ksiądz Marcin Załężny, referent ds. prawnych Kurii Diecezjalnej w Kaliszu.
Braci Pankowiaków i ich pełnomocnika nie było na sali podczas odczytania wyroku.
Starszy z braci wycofał roszczenia dzień przed rozpoczęciem procesu
Dzień przed procesem starszy z braci wycofał swoje roszczenia. "Swoją decyzję uzasadnia tym, że jest zmęczony postępowaniem i głęboko rozczarowany postawą Kościoła katolickiego w Polsce. Nie żałuje swojego zaangażowania, nie widzi jednak sprawczości tego, co dotychczas robił" - tłumaczył jego pełnomocnik.
Bartłomiej Pankowiak domagał się wypłacenia przez kurię pół miliona złotych. Zadośćuczynienie - jak poinformował - chciałby przeznaczyć na to, czego nie zrobił i z czego zrezygnował w swoim życiu przez traumatyczne doświadczenia. - Chciałbym wrócić do gry na skrzypcach, wyjechać za granicę. Chciałbym nadrobić stracone 20 lat życia, spotykać się ze znajomymi, zabierać ich na grilla, nauczyć się języka angielskiego. Pewne obszary moich emocji zostały w brutalny sposób zaburzony w dzieciństwie i żyłem w stagnacji - powiedział.
"Mówienie, że winna jest parafia, a nie diecezja - to naprawdę jest słabe"
W piątek pełnomocnicy stron wygłosili mowy końcowe.
Zdaniem pełnomocnika pokrzywdzonego, adwokata Artura Nowaka, winę ponosi diecezja kaliska. - My żyjemy w państwie świeckim, gdzie obowiązuje prawo cywilne. Przerzucanie morza kodeksów kanonicznych jest wierutnym nieporozumieniem. Sprawa jest jasna. Mówienie, że winna jest parafia, a nie diecezja - to naprawdę jest słabe i nie będę z tym dyskutował. To, czego nie jestem pewien, to kwestia wysokości zadośćuczynienia i pozostawiam to sądowi. To, co spotkało tego młodego człowieka, to jest największy dramat. Wszystko go ominęło, bo spotkał na swojej drodze potwora. Nie na ulicy, tylko w swoim domu - powiedział.
Pełnomocnik diecezji: to jest jakaś deklaracja ideowa, a nie pozew
Pełnomocnik diecezji kaliskiej adwokat Marek Markiewicz przyznał i podkreślił, że przestępstwo pedofilii jest obrzydliwe. - Jest ono powszechne, bo mamy procesy chórów chłopięcych, w szkole filmowej, w telewizji i bardzo dobrze, że do nich dochodzi. Tylko nigdzie nie mówi się, że winne są wtedy całe instytucje. Nikt na przykład nie słyszał, żeby pozywano filharmonię w Poznaniu za dyrektora czy telewizję za muzyczny program. Skarb Państwa nie odpowiada za swoje przedsiębiorstwa, mimo że minister powołuje dyrektorów i kontroluje ich bardziej niż biskup księży - powiedział.
Zdaniem mecenasa sprawa przedawniła się nie tylko w zakresie odpowiedzialności karnej księdza, ale także cywilnej. - To nie jest pozew, to jest jakaś deklaracja ideowa. Nie powinien w ogóle rodzić skutków prawnych - oświadczył.
Adwokat podkreślił, że "to nie diecezja, ale proboszcz odpowiada za zobowiązania parafii". - Dlatego wielokrotnie mówiłem, że ten pozew nie jest zgodny z przepisami Kodeksu postępowania cywilnego, jest sprzeczny z prawem kościelnym i konkordatem, który jest wprowadzony do Konstytucji. My nie szukamy żadnej ucieczki, tylko wskazujemy, że w tej konstrukcji jest taka sama mądrość, jak w relacjach Skarbu Państwa ze spółkami. Została pozwana nie ta osoba, która za te działania mogłaby odpowiadać. To nie diecezja powinna być pozwana, ale biskup - oświadczył Markiewicz.
Adwokat wniósł o odrzucenie pozwu, podkreślił, że roszczenia uległy przedawnieniu.
W Stolicy Apostolskiej nadal trwa postępowanie karne kanoniczne księdza H., w którym diecezja kaliska nie jest stroną.
Sąd umorzył sprawę. Sędzia: to porażka całego społeczeństwa
Po emisji filmu Sekielskich ksiądz Arkadiusz H. został zawieszony w pełnieniu posługi kapłańskiej, a były biskup kaliski, dziś już nieżyjący (zmarł we wrześniu 2021 roku) Edward Janiak, został odsunięty od pełnienia posługi kapłańskiej przez Stolicę Apostolską. Sprawą molestowania małoletnich zajęła się Prokuratura Rejonowa w Pleszewie po złożeniu zawiadomienia przez Bartłomieja Pankowiaka.
Pleszewski sąd skazał duchownego na trzy lata więzienia oraz zakazał mu pracy z dziećmi i młodzieżą na 10 lat. Zdaniem sądu oskarżony dopuścił się czynu umyślnie, wiedział, ile pokrzywdzony miał lat i zdawał sobie sprawę, że jest to czyn zabroniony. Biegli psychiatrzy oraz psycholog seksuolog stwierdzili u kapłana zaburzenia preferencji seksualnych w formie pedofilii o charakterze dewiacji, a to - jak podsumował pleszewski sąd - oznacza, że oskarżony mógł panować nad swoim zachowaniami. Zdaniem sądu motywem działania oskarżonego było zaspokojenie swoich popędów seksualnych.
Obrona duchownego wniosła apelację. Sąd Okręgowy w Kaliszu w październiku ubiegłego roku uchylił wyrok i umorzył postępowanie w sprawie księdza. Zdaniem sądu sprawa księdza uległa przedawnieniu 20 maja 2015 roku. - Ta sprawa to porażka całego społeczeństwa. Sprawca odrażającego czynu nie poniesie odpowiedzialności karnej - mówił podczas uzasadnienia wyroku sędzia Marek Bajger.
Umorzenie, ale nie uniewinnienie
Sąd doprecyzował, że umorzenie nie oznacza uniewinnienia. W uzasadnieniu podkreślono, że ksiądz jest sprawcą zarzucanych mu przestępstw, ponieważ przyznał się, dlatego pokrzywdzonym pozostaje postępowanie cywilne o odszkodowanie od kaliskiej kurii.
Zdaniem sądu można było uniknąć przedawnienia w tej sprawie. Podkreślił, że o sprawie wiedzieli ministranci, ich rodzice, biskup diecezji kaliskiej i proboszcz parafii w Pleszewie. - Wszyscy byli ukontentowani, że problem rozwiąże przeniesienie księdza do innej parafii. Tego rodzaju polityka trwała bardzo długo. Dzisiaj nastawienie społeczne jest inne, takie sprawy nie są chowane pod dywan i są ujawniane publicznie. To porażka całego społeczeństwa, polegająca na tym, że sprawca odrażającego, wyjątkowo nagannego moralnie czynu, popełnionego na szkodę 10-letniego dziecka, nie poniesie odpowiedzialności karnej - podkreślił Bajger.
Ojciec był organistą, ksiądz - "przyjacielem domu"
Ojciec pokrzywdzonych pracował w kościele jako organista, stąd rodzina znała się bliżej z księżmi pracującymi w parafii. Ksiądz wikary Arkadiusz H. często bywał w domu chłopców, był traktowany jako przyjaciel. Duchowny najpierw miał zainteresować się Jakubem, a kiedy ten wyjechał do szkoły w innym mieście, miał zacząć molestować Bartłomieja. Z opisu poszkodowanego wynika, że przychodził do domu wieczorem, za zgodą rodziców zamykał się z chłopcem w pokoju, gasił światło i wówczas dochodziło do molestowania.
Początkowo - jak mówił pokrzywdzony Bartłomiej - zaczynało się od niewinnych spotkań. - Moje zaufanie do H. potęgowało kupowanie prezentów z jego strony i okazywanie mi, jak na tamten czas, jakiegoś rodzaju miłości - dzisiaj wiem, że ta miłość była fałszywa. Prezenty nie były kupowane bez powodu, prezenty były pretekstem ku temu, by zachowania, których dopuszczał się, były utrzymane w tajemnicy - tłumaczył.
Źródło: PAP, TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: YouTube/SEKIELSKI