Duże miasto, młoda dziewczyna wychodzi z dyskoteki. Kamery monitoringu nagrywają początek jej drogi, potem ślad się urywa. Trwają intensywne poszukiwania, mijają kolejne dni, ale po kobiecie nie ma śladu. Ewa Tylman zaginęła osiem dni temu, Iwona Wieczorek z Trójmiasta - pięć lat temu. Te historie są do siebie podobne. Obie budzą porównywalne, bardzo silne emocje.
26-letnia Ewa Tylman zaginęła 23 listopada około godz. 3:30 w nocy. Dziewczyna wyszła z klubu Mixtura przy ul. Wrocławskiej wraz z kolegą. Monitoring ostatni raz zarejestrował ją w pobliżu przystanku tramwajowego Most św. Rocha. Potem ślad się urywa.
Minął już ponad tydzień od jej zniknięcia, a przełomu w sprawie nie widać. Niemal identyczny scenariusz przerabialiśmy pięć lata temu. Wówczas w Sopocie zaginęła 19-letnia Iwona Wieczorek. Do dziś jej nie odnaleziono.
Iwona ostatni raz była widziana przy plaży
Dziewczyna zaginęła 17 lipca 2010 r. Tego dnia bawiła się ze znajomymi w sopockim Dream Clubie. Po wyjściu z imprezy miała pokłócić się z nimi i odłączyć od towarzystwa. Przed godz. 4 dzwoniła do jednej z koleżanek, później rozładowała się jej komórka. Wiadomo, że szła alejką wzdłuż plaży, w kierunku swojego domu. Mijała wejście nr 63 na plażę w Jelitkowie. To tam widziano ją po raz ostatni. Miejski monitoring zarejestrował Iwonę o godzinie 4:12 przy końcu ul. Piastowskiej. Do domu miała stamtąd 2 km. Musiała przejść przez tereny leśno-parkowe i tam ślad po niej się urywa.
Do dziś nie wiadomo, co się stało z dziewczyną - i to mimo zaangażowania rodziny, znajomych Iwony, nieznajomych, służb, jasnowidza, biura detektywistycznego. Za informację o zaginionej wyznaczono nagrodę - milion złotych.
W całym kraju wisiały plakaty z informacją o jej zaginięciu: że ma 164 cm wzrostu, piwne oczy i długie blond włosy, a 17 lipca 2010 r. ubrana była w biało-granatową bluzkę w paski, granatową spódniczkę i niebieskie zamszowe szpilki.
Ewa też widziana była w pobliżu wody
Teraz z plakatów w Poznaniu uśmiecha się Ewa Tylman.
Ona także wracała w nocy z klubu, jej drogę do domu też częściowo nagrały kamery monitoringu. I tak jak Iwona, Ewa zniknęła bez śladu. W pobliżu wody. Ta pierwsza - niedaleko plaży nad Bałtykiem, ta druga - rzeki Warty.
- Co łączy te dwie sprawy, to że mamy zapis monitoringu tuż przed zaginięciem obu kobiet. Trudno wnioskować, że będzie podobny finał lub brak finału. Wszyscy mamy nadzieję, że zaginioną (Tylman - red.) uda się odnaleźć o wiele szybciej (niż Wieczorek - red.) - mówi Aleksander Zabłocki z fundacji Itaka
Jest jednak jedna zasadnicza różnica - Ewę Tylman na przystanek odprowadzał kolega z pracy, Iwona Wieczorek wracała sama.
W sprawie sprzed pięciu lat policja poszukiwała mężczyzny z białym ręcznikiem, który szedł za Iwoną w noc jej zaginięcia. Zarejestrowała go jedna z kamer miejskiego monitoringu. Śledczy znaleźli świadka, który widział zaginioną i "człowieka z ręcznikiem" siedzących na jednej ławce. Według tego świadka, mężczyzna i Iwona mieli potem pójść w innych kierunkach, co częściowo potwierdził monitoring. Zeznający mężczyzna wraz z dwójką innych osób sprzątał nad ranem pas nadmorski. Nie był jednak w stanie powiedzieć śledczym, czy np. zaginiona rozmawiała z mężczyzną. Do mężczyzny z ręcznikiem policja nigdy nie dotarła.
Poznańskiej policji udało się porozmawiać z kolegą Ewy, który został razem z nią zarejestrowany przez kamerę monitoringu. Powiedział policji, że był pijany i nic nie pamięta. Osiem minut później uchwyciła go inna kamera. Był już sam, telefonował. Detektyw zajmujący się sprawą sugerował, że mężczyzna nie mówi wszystkiego i że może on mieć wiedzę o tym, co się stało z Ewą. Na to nie ma żadnych twardych dowodów.
Telefony, żądania okupu, fałszywe sygnały...
Poszukiwania poznanianki trwają. Za informacje w jej sprawie wyznaczono 40 tys. zł nagrody. Policjanci informują, że otrzymują sygnały z całej Polski. Ludzie mieli twierdzić m.in., że widzieli 26-latkę w warszawskim metrze, także w Kostrzynie nad Odrą.
Nie inaczej było po ogłoszeniu poszukiwań Iwony Wieczorek. Trójmiejscy policjanci odbierali telefony od ludzi, którzy twierdzili, że widzieli zaginioną. Np. w 2013 r. mieszkaniec Tczewa miał zauważyć Iwonę w restauracji McDonald's w Paryżu przy Champs-Elysees. Według niego dziewczyna była tam z dzieckiem, chłopcem w wieku około dwóch lat. Młoda kobieta mówiąca po polsku okazała się jednak nie być zaginioną. W listopadzie 2013 r. podobny sygnał napłynął z Londynu, jednak i ten trop okazał się fałszywy.
Dotychczasowe zgłoszenia dotyczące Ewy Tylman także nie znalazły potwierdzenia.
W obu sprawach pojawił się też wątek okupu. W niedzielę po godz. 13. do rodziny Ewy Tylman miał trafić SMS z żądaniem okupu. Jak podaje Krzysztof Rutkowski, do kont, na które jego autor zażądał wpłaty w sumie 500 tys. zł, przypisane były konkretne imiona i nazwiska, co może świadczyć o tym, że to próba wyłudzenia albo upiorny żart. - W wersję porwania dla okupu uwierzymy tylko, gdy otrzymamy nagranie potwierdzające, że Ewa żyje - zapewnia Rutkowski, świadczący usługi detektywistyczne.
Policjanci potwierdzają, że taka wiadomość dotarła do rodziny zaginionej. Wątek ten jest przez nich badany.
Matka Iwony Wieczorek pierwsze SMS-y, w których autor domagał się 800 tys. zł za uwolnienie dziewczyny, otrzymała dwa miesiące po zaginięciu. Nadawca sugerował w nich, że 19-latka jest przetrzymywana na Śląsku. Wiadomości przysyłane były z różnych numerów telefonu, ale - jak ustalono w śledztwie - część była wysyłana z tych samych aparatów, wymieniano tylko karty SIM. A słane były z Częstochowy, z Warszawy i z trasy łączącej obydwa te miasta. Treść jednego z SMS-ów sugerowała, że jego autorką jest kobieta, której córka była przetrzymywana razem z Iwoną i została uwolniona. Innym razem autor SMS-a obiecał dowód przetrzymywania Iwony. Miało nim być przesłane pocztą elektroniczną zdjęcie dziewczyny z aktualną gazetą. Później okazało się, że był to fotomontaż.
W tej sprawie zatrzymano Damiana A. Za próbę wyłudzenia 800 tys. zł został skazany na siedem lat więzienia. Od wyroku się odwołał. Sąd Apelacyjny w Katowicach zmniejszył mu wymiar kary z siedmiu do pięciu lat bezwzględnego więzienia.
Damian A. to nie jedyna osoba, która próbowała w ten sposób wyłudzić pieniądze od rodziny zaginionej Iwony Wieczorek. Żadne z tych żądań nie było wiarygodne.
Prokuratura umorzyła sprawę Wieczorek
Na początku 2012 r. prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek. Nie było wystarczających dowodów, by potwierdzić najbardziej prawdopodobne wersje - porwanie, morderstwo lub ucieczkę z domu. W sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek nie znaleziono dowodów, które świadczyłyby o tym, że zaginięcie związane było z popełnieniem przestępstwa.
Jak zapewniają policjanci - to nie znaczy, że przestali oni prowadzić działania w tej sprawie. W trakcie śledztwa policja wystąpiła o zdjęcia satelitarne ws. Iwony Wieczorek. W odpowiedzi mieli dostać informację, że w podanym przez nich miejscu i czasie zdjęcia nie były robione. - Mamy ponad 20 tomów akt i sprawdzamy każdy, nawet najmniejszy sygnał - mówiła w listopadzie 2012 r. Joanna Kowalik-Kosińska.
W ciągu półtora roku przesłuchano prawie 380 świadków i zweryfikowano kilka wersji wydarzeń. Żadne z działań nie przyniosło jednak przełomu w śledztwie. Równolegle poszukiwania prowadziło biuro detektywistyczne Krzysztofa Rutkowskiego. I te działania, choć doprowadziły do kilku kontrowersyjnych hipotez, nie przyczyniły się do konkretnych ustaleń.
We wrześniu 2013 r. policja przeszukiwała trasę prowadzącą w stronę Jelitkowa i teren parku Reagana w Gdańsku. - To miejsce nie zostało sprawdzone, bo nie było poszlak i informacji, które mogłyby świadczyć o tym, że Iwona się cofnęła - tłumaczyła Joanna Kowalik-Kosińska, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. Nie przyniosło to żadnego rezultatu.
Najważniejszych pierwszych siedem dni
Poszukiwanie śladów po trzech latach zdaniem Ewy Gruzy, kryminalistyka, nie miało sensu. Jak wyjaśniała na antenie TVN24, w tego typu sprawach najważniejsze jest pierwsze siedem dni po zdarzeniu. - Gwarancją dobrze prowadzanego postępowania jest wykonanie pierwszych czynności natychmiast po zdarzeniu. Pierwsze dni decydują o tym, co się będzie dalej działo w postępowaniu - mówiła.
NIK wytyka błędy
Zdaniem Najwyższej Izby Kontroli policjant, który przyjmował zgłoszenie o zaginięciu Wieczorek, źle ocenił sytuację. Nie nadał tej sprawie pierwszej kategorii w istniejącej już trzystopniowej skali. W konsekwencji policja nie podjęła wielu obowiązkowych działań, które przypisane są do każdej kategorii:
- nie przeprowadzono bezpośrednio po otrzymaniu zawiadomienia penetracji miejsca, w którym ostatnio była widziana Iwona Wieczorek, z wykorzystaniem sił i środków innych jednostek policji,
- psy tropiące wykorzystano dopiero po upływie dalszego tygodnia;
- nie sprawdzono szpitali, stacji pogotowia ratunkowego;
- nie zabezpieczono śladów linii papilarnych, DNA;
- nie sprawdzono, czy w tam, gdzie zaginęła Iwona Wieczorek, znaleziono zwłoki podobnej osoby;
- w policyjnych systemach nie odnotowano jej fotografii;
- nie wprowadzono danych, że jest poszukiwana;
- nie rozpoczęto natychmiast poszukiwań poprzez ogłoszenia w mediach.
Co poważniejsze, policjanci zaczęli szukać nagrań z kamer hoteli, restauracji na ostatniej trasie Iwony Wieczorek dopiero w tydzień od jej zniknięcia. A to oznaczało, że nie było już fizycznych możliwości ich zdobycia. Nagrania są nadpisywane bieżącymi już po kilkunastu godzinach, najdalej kilku dniach.
Od pięciu lat los dziewczyny pozostaje nieznany. Teraz wszyscy liczą, że w przypadku Ewy Tylman będzie jednak inaczej.
Rocznie w Polsce ginie 15 tys. osób.
Autor: Filip Czekała / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24